[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.użył takiego określenia coś z chirurgicznej operacji dokonywanej na ciele kobiety, strasznawidzialność kobiecego mięsa łączącego się za pomocą narządów płciowych z mięsemmęskim wszystko to gasi w nas miłość duchową, która nie może znieść takich widoków.Gołe ciało ukochanej kobiety wcale nie łączy nas z jej sercem.Głębokie uczucia kochankówpojawiają się przed i po, nigdy zaś w trakcie, choć wmawiamy sobie, że poprzez czułe igwałtowne pieszczoty z lekkim gryzieniem w ucho! dusza łączy się z duszą.Obustronneporywy uczucia są tylko przygotowaniem ciała do chirurgicznej operacji jak, zaprzeproszeniem, narkoza.W trakcie aktu ważne są tylko gładka skóra, elastyczność mięśni,mocny uścisk, gwałtowny ruch, słodka przemoc, ślina i zapach.Miłość duchowa tegowszystkiego nie lubi.Kobieta zaspokaja swoje pożądanie przy pomocy ciała mężczyzny,mężczyzna zaspokaja swoje pożądanie przy pomocy ciała kobiety.Oboje zachowują się włóżku jak para chirurgów, którzy operują sobie nawzajem narządy płciowe przy pomocywrażliwych instrumentów, co dla prawdziwej miłości duchowej jest po prostu nie dozniesienia.Jaki stąd wniosek, mój drogi Haberstadt? Wniosek stąd taki oto, że trubadurzyprowansalscy mieli rację, chociaż dzisiejszy świat się z nich śmieje.Mężczyzna powinienmieć dwie kobiety.Jedną do miłości duchowej, drugą do miłości fizycznej.Najlepiej, żebybyły do siebie podobne jak blizniaczki i nie wiedziały o swoim istnieniu.Jak te odbicia wlustrze. A poza tym pisał nadawca listu do służącego Hertena czyś ty, Herten, nie zauważył,jak bardzo do kobiety, która bywa u nas, w willi Evans, jest podobna ta nowa nauczycielka,którą u was ostatnio zatrudniono?& .Słysząc te słowa, Maria odsunęła się od okna.Gorąco paliło policzki.Szybko odeszła odpergoli z dzikim winem w chłodny cień między drzewami.Na żwirowanej ścieżce wyszłyprosto na nią dwa pawie i z rozpaczliwym krzykiem kąsały się dziobami, rozstawiającszeroko swoje naprężone, drżące, tęczowe ogony.Wartownicy z karabinami, którzy szliwzdłuż ogrodzenia z żelaznych prętów, na widok walczących ptaków, wybuchnęli śmiechem,wykonując przy tym dłonią nieprzyzwoite gesty, ale kiedy zobaczyli Marię na ścieżce, znowuprzybrali surowe, urzędowe miny i poprawiając karabiny na ramieniu, odeszli w stronęwartowni przy bramie.Maria popatrzyła za nimi z niechęcią.Wieczorne rozmowy z panem H.Po paru tygodniach od dnia, w którym Maria po raz pierwszy zeszła na śniadanie dogabinetu na parterze, prokurator Hammels zaczął zapraszać ją do mahoniowej bibliotekiwieczorami, rzecz jasna, nie każdego dnia, tylko wtedy, kiedy zdarzało jej się nocować wwilli pod Lasem Gutenberga.Maria zaś schodziła na dół dość chętnie, nie tylko z czystejciekawości, bo wiedziała, jak niewielu ludzi może liczyć na taki przywilej, lecz i dlatego, żeatmosfera żartu, lekkiego szyderstwa i ironicznego namysłu, w której prokurator Hammelswyraznie gustował, raczej jej odpowiadała, choć nie zawsze to, o czym rozmawiali, zgadzałosię do końca musiała to przyznać z surowymi wymaganiami przyzwoitości.Gdy zjawiałasię w gabinecie koło dziewiątej, prokurator Hammels, swobodnie rozparty w fotelu, wkoszuli rozpiętej pod szyją, lubił przyglądać się jej niemal z czułością, nie pozwalał sobiejednak na żadne gesty, które mogłyby rzucić na niego cień podejrzeń.Czuła się milerozczarowana spostrzegając, że jest jeszcze bardzo przystojnym mężczyzną, poza tym trochęliczyła, że może dowie się czegoś o sprawach, o których tylko on jeden mógł wiedzieć.Prokurator Hammels jednak unikał tematów, które zatrącały o politykę, co przyjęła zezrozumieniem.Po prostu wyglądało na to, że chciał przy niej odpocząć po ciężkim dniu, więcrozmowę prowadził leniwie, bez pośpiechu, kapryśnymi liniami, robiąc co jakiś czas dłuższepauzy, kiedy na przykład zamyślał się w fotelu z przymkniętymi oczami, jakby zupełniezapomniał o jej obecności i dopiero po dłuższej chwili unosił powieki, prawdziwiezdziwiony, że widzi ją znowu przed sobą.Czasem dotykał jej rąk, ale w jego dotyku nie byłonawet cienia zmysłowej żarliwości, tylko uprzejmość i jak to odczuwała wielkiepragnienie spokoju, a skoro widać było, że służy mu jej obecność, chętnie zjawiała sięwieczorami w mahoniowej bibliotece, by przy kieliszku dobrego wina porozmawiać o tym iowym.Oczywiście trudno to wszystko było nazwać przyjaznią, bo prokurator Hammels nigdy niedopuszczał jej zbyt blisko do swoich tajemnic.Czasem rozmawiał z nią niemal jak z dobrąprzyjaciółką, nigdy jednak nie przekraczał niewidzialnej granicy, którą sam sobie wyznaczyłjuż na pierwszym spotkaniu.A jednak to, co działo się między nią a nim podczas ichrozmów, miało dla Marii podniecającą barwę, bo wciąż miała w pamięci to, co służącyHerten powiedział w kuchni o kobiecie z willi Evans.Rozmawiając z prokuratoremHammelsem nie umiała się uwolnić od obrazu jego męskiego ciała splecionego z ciałemtamtej kobiety i ta gra majaków wyobrazni, wzmocniona świadomością, że tamta kobieta jak twierdził służący Herten jest bardzo do niej podobna, sprawiała jej silną, gorzkąprzyjemność, jakby cudzy dotyk, zamieniony w niepokojące obrazy, był doznaniem znaczniesilniejszym niż obejmowanie nagiego ciała, bo to, co zamienione w fakt wyobrazni, wnika wduszę znacznie głębiej niż dotyk realnej skóry, który, rzecz jasna, cieszy do upojenia, ale maw sobie zawsze szorstką brutalność bezpośredniego kontaktu, którą złagodzić może tylko to,co marzone i śnione.W trakcie rozmowy bujała więc na krawędzi realności i cielesnego majaczenia, któremudodawało słodyczy poczucie zupełnego bezpieczeństwa, czuła bowiem, że prokuratorHammels nie zamierza korzystać ze swojej przewagi, jaką mu dają pieniądze i pozycja wspołecznej hierarchii, by domagać się od niej czegoś więcej niż tylko miłego towarzystwa.Była więc wolna, wiedziała, że drażni jego zmysły, nie na tyle jednak, by mogło z tegowyniknąć coś dla niej groznego, więc z przyjemnością siedziała w fotelu, patrząc na jegotwarz, która wieczorami poszarzała ze zmęczenia miała w sobie więcej łagodności niż zadnia, chociaż w kącikach ust kryły się zapowiedzi gniewu, który mógł wybuchnąć w każdejchwili.Prokurator Hammels lubił z nią rozmawiać o ludzkiej duszy, nigdy jednak nie posuwał siędo tego, by mówić o konkretnych osobach, które znał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]