[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Namyślał się.Kazał okiełznać rumaki,zebrać się i siadać na koń.Lecz jeszcze wciąż wałęsał się w ganku.99Stefan %7łeromskiCzekał.Pragnął, żeby wróciła piękna panna.Chciał zrobić jej poda-runek - oświadczyć z owym śmiechem wewnętrznym, że składa wprezencie owego w kadzi.Widział go i nie zabił, nie zabrał ze sobą.Chciał w jej oczach zobaczyć błysk wdzięczności, iskrę wzruszenia,bladość strachu, róż wstydu, ludzkie spojrzenie.Nic nie wskazy-wało na to, żeby nadeszła, a przecie czekał z ufnością znaną tylkorozkochanym duszom.%7łołnierze od dawien dawna siedzieli na koniach.Wskoczył naswego.Odjechał z zamkniętymi oczami, z nocą w duszy i z niepoję-tym krzykiem w tej nocy.Nad wieczorem, gdy już oddział dragoński od paru godzin znikłw lasach, panna Salomea wróciła do domu w towarzystwie Szczepanaze swej kryjówki na górze.Pobiegli obydwoje do rannego, żeby goz kadzi wyciągnąć i złożyć na posłaniu.Niezwłocznie też udali się nadrzekę.Ze zwłok Olbromskiego wypłynęło tyle krwi, że cały spłachećziemi nią nasiąkł.Panna Salomea przysiadła nad zabitym.Nie mogłapłakać.Człowiek, który wczoraj patrzał na nią rozumnymi i dobrymioczyma, jedyny, któremu by zawierzyła, leżał w postaci zeszpeconychszczątek.Nie rozumiała ani kolei zdarzeń, ani zależności wypadkówod głębokich przyczyn, ani tego straszliwego chaosu, który ją w sobieobracał jak młyńskie koło kropelkę wody.Nie wiedziała, że i onasama jest maleńką przyczyną obrotu wielkiego koła.Nie mógł jej tegowszystkiego wytłumaczyć ojciec, prosty, wierny żołnierz - ani rannypowstaniec, prosty entuzjasta - ani nikt z ludzi przeciągających przezten dom, który się stał jak sień publiczna.Czuła, że jedni rzucili się w odmęt walki wskutek zaślepienia, którenie liczy i nie mierzy - inni popchnięci przez błędny rachunek - inniporwani przez wielki sen wolności albo jej nadzieją - jeszcze inni z roz-kazu, dla mody, idąc w stadzie - inni z tchórzostwa przed opinią.Ten jeden, wczorajszy gość, wiedział, co cały chaos znaczy, mie-rzył jego siłę, badał kierunek i nastawiał go na jakąś, sobie wiadomądrogę.On byłby jej wytłumaczył wszystko, byłby nauczył, co znaczą100Wierna Rzekazdarzenia, bo mądrość i sprawiedliwość świeciły się w jego oczachjak gwiazdy w nocy.Lecz oto ten właśnie leżał u jej nóg, z głowąrozciętą, z której goły pałasz wyłupał mózg.Nie mogła płakać.Dusiła się od czegoś, co zatkało gardziel.Kazała Szczepanowi, żeby przyniósł rydel i wykopał grób dla tegoczłowieka.Stary kucharz siedział na zgniłym pieńku wierzby i żułskibę żołnierskiego razowca, którą był porzuconą znalazł na stolew kuchni.Gdy powtarzała rozkaz, jął mruczeć:- Będę ta kopał! Nic ino toto noś, dzwigaj, obsługuj, brudy jeichwynoś.Tera znowu kop!- Cicho! Popatrz.- Będę ta na niego patrzał!- Szczepan!- Chce się takiemu gzić, to się gzi.Roboty dla nich na świecienie ma.A ty mu znowuj dół kop!- Cicho - cicho!.- Dy ja nie wrzeszczę.Nie robię, co potrza?- Jeśli Szczepan nie chce, to ja mu sama dół wybiorę.- A no rydel jest, stoi.Po chwili wstał ze swego pniaka i począł oglądać miejsce namałym wzgóreczku, bliżej ogrodu.Pchnął rydel nogą w miękkąziemię.Wykreślił nim na murawie miejsce na chłopa.Plunął w garść i wziął się do kopania jamy.Pracował w milcze-niu, z naj zupełniejszą obojętnością.Przez cały ten czas panna Bry-nicka siedziała w głowach zmarłego.Nie spostrzegła, że zza węgłówstodoły, zza drzew wysuwali się gospodarze wiejscy, baby i dzieci.Aączyli się w gromadki szepczące pomiędzy sobą.Utworzyło sięz nich koło ciekawych widzów.Szczepan wykopał niegłęboki grób.Zmierzch padał, gdy przyszedł, ujął trupa za nogi i pociągnął do dołu.Panna Salomea szła za zwłokami do grobu.Złożone zostały w wilgot-nej, wodą podmokłej ziemi i prędko zasypane czarnymi bryłami.101Stefan %7łeromskiWolno wracali obydwoje ze Szczepanem do dworu.Było ciężkoiść.Było nudno i zimno w sercach.Patrzyli z odrazą na czarny dachnakrywający siedlisko niedoli.Niechętnie wkraczali w progi.Gdyweszli, pierwszą czynnością było uprzątnięcie dwu pościeli wczo-rajszych gości, które jeszcze w dużym pokoju leżały.Panna Salomeaświecąc sobie latarnią zabrała się do roboty.Lecz gdy się zbliżyłai dotknęła prześcieradeł, kołder, poduszek, przejęła ją awersja.Obiedwie pościele pokryte były mnóstwem wszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]