[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie ruszył za Craigiem do jegogabinetu.Craig nigdy nie pił dużo i właściwie rzucił całkiem picie kilka lat temu, ale teraz nalał sobiedużego drinka i zaproponował takiego samego Stone'owi.Zapadli się w głębokie fotele.- Tak, jest chory - zgodził się Stone.- Ale wciąż jest moim synem.Nie wierzę, że byłby ją wstanie skrzywdzić.- Widziałeś łóżko.- Widziałem, widywałem gorsze.Byłeś kiedyś młody?- Co? - Craig ni to zaśmiał się, ni załkał.- Chcesz mi powiedzieć, że moja córka przystałana.na to? Tak, byłem młody, ale nigdy nie byłem bełkoczącym świrem!Stone wolno podniósł się z miejsca i odezwał niewróżącym nic dobrego głosem:- Więc dlaczego zachowujesz się jak świr?Craig potrząsnął głową, zamachał rękami i wybuchnął płaczem.- Ty nie rozumiesz! - załkał.- Posłuchaj, do tej pory wszystko szło świetnie.Sądziłem, żeLynn zapomniała już o nim.A teraz to.A do tego jeszcze problemy w samym PSISAC.Mam tylepracy, tylu rzeczy muszę dopilnować, doglądać.A tak mało.- ugryzł się w język, ale Stonewiedział, że chciał powiedzieć czasu.Tak mało czasu.- Musisz mi wybaczyć.- Craig spojrzał mu w oczy, wycierając łzy.- Jest mi bardzo ciężko.- Do diabła, rozumiem cię - odparł Stone.- Tylko nie zdawałem sobie sprawy, że tak cię towykańcza.Znaczy sprawy w PSISAC.Craig spojrzał na niego przekrwionymi oczami.- W PSISAC? Ty jesteś tylko właścicielem.Ja kieruję fabryką! Co ty możesz o tymwiedzieć? Nie było cię tu od pół roku! Co dwa tygodnie są organizowane spotkania radynadzorczej, ale ciebie na nich nie było od.- Od śmierci Vicki? - Stone dokończył za niego.- Tak, to prawda.Wszyscy mamy jakieśproblemy, Jimmy.- Usiadł ponownie.Patrzył na Craiga spod splecionych palców.- Jimmy,czytałem w gazecie o awarii głównego konwertera.To był wypadek? Ten Belcher.O co tamchodziło?Craig powiedział mu; powiedział mu również, że rozmieścił ochroniarzy we wszystkichstrategicznych punktach fabryki.Następnie wstał, rozprostował kości i wyciągnął rękę w kierunkuStone'a.- Rozumiesz? - zapytał.- A to tylko jeden z wypadków.Nie jest łatwo.A jeszcze sprawa ztwoim chłopakiem i Lynn, to była ostatnia kropla, która przelała czarę.To wszystko.Stone celowo zignorował wyciągniętą rękę, odwrócił wzrok, udając, że jej nie widzi.- Może powinieneś wziąć sobie tydzień, dwa urlopu - powiedział.- Przecież mogę się zająćzakładem na jakiś czas, aż dojdziesz do siebie.Co ty na to? - Obserwował reakcję Craiga.Nastąpiła gwałtowna zmiana.Craig starał się wyglądać na rozluznionego.Nalał jeszcze podrinku i powiedział:- A to już by była przesada! Słuchaj, ze mną wszystko w porządku! Po prostu pracuję pełnąparą, to wszystko.A poza tym jestem pewien, że wszystko się ułoży.Stone udawał, że się nad tym zastanawia.- Może i tak - powiedział z urazą w głosie - ale.Craig zmusił się do uśmiechu, klepnął go w bark i powiedział:- Słuchaj, Phill, przepraszam.Masz rację, trochę się na mnie posypało.Ale teraz będziedobrze.Poza tym nie prosiłem cię, żebyś tu mi jęczał nad PSISAC, to całe moje życie, wieszprzecież! Jest pewna rzecz, którą możesz dla mnie zrobić.- Wystarczy, że powiesz - mruknął Stone.- Twój chłopak, Richard, ma jakieś swoje pieniądze?- Miał, ale już nie ma.Przelałem pieniądze na swój rachunek.Na nic by mu się tam nieprzydały.Podczas jednej z wizyt przystał na to i podpisał papiery.Czemu pytasz?Craig westchnął i uśmiechnął się pojednawczo.- Lynn ma trochę pieniędzy - powiedział.- Niewiele.Nigdy ich nie potrzebowała.Z tym, coma na koncie, daleko nie ucieknie.Chcę tylko, żebyś mi obiecał, że mu nie pomożesz, tylko tyle.Pomóc jemu? A może Craig chce, żeby im jednak pomóc? Wraz ze Stone'em tkwili w tympo uszy.Spojrzał na Craiga, starając się odgadnąć jego myśli.Wydawało mu się, że znał tegofaceta, ale teraz nie był już tego taki pewny.- Mam mu pomagać? Oczywiście, że tego nie zrobię - odparł.Ale ty byś go z miejscazastrzelił, prawda?Znów Craig poczuł ulgę.- Oczywiście, że nie, bo im szybciej go złapią, tym lepiej - powiedział.- A poza tym już toprzegłosowali w parlamencie.Pomaganie bądz ukrywanie chorego na bełkot jest sprzeczne zprawem.- Tak, wiem - skinął głową Stone, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z rozmówcy.Dodał: - Słuchaj, muszę już pędzić.Mam coś do załatwienia w Oxfordzie, muszę zrobić drobnezakupy.Czy jest coś jeszcze, o czym chcesz mi powiedzieć, zanim pójdę? Masz jakieś problemy?Coś, o czym powinienem wiedzieć? - Wstał, starając się zachowywać naturalnie.Craig udawał, że przez chwilę nad czymś się zastanawia, po czym odezwał się:- Sam sobie ze wszystkim poradzę.Nie, nie widzę nic takiego.Mam nadzieję, że ta sprawasię szybko wyjaśni.Bez zbędnych krzyków i zamieszania.Stone skinął głową.- Tak, ja też mam taką nadzieję.Craig odprowadził go do samochodu i podjechał z nim do bramy głównej.Tam wysiadł,wymienił ze Stone'em uścisk dłoni przez uchyloną szybę i pomachał mu zza szlabanu.Po drugiejstronie Stone wytarł dłoń o spodnie.Pożegnanie przypominało uścisk z wężem!Odjeżdżając spojrzał we wsteczne lusterko.Ten facet, Conti, wyglądał za nim przez oknopomieszczenia ochrony.Wciąż był w mundurze i wciąż dzierżył w dłoniach strzelbę ze strzałkamiusypiającymi.Stone nie pojechał do Oxfordu, ale od razu wrócił do domu.Przebudził się teraz, po razpierwszy od długiego czasu - nie pamiętał, od jak dawna - naprawdę się przebudził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]