[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znasz to zaklęcie?- Tak.- Och! %7łebym ja je znał! - Do tej pory nic o tym nie mówiłem, ale tobie powiem,bo czuję, że dzisiaj ukaże się nam duch.Podczas kopaniatrzeba mówić półgłosem zaklęcie:Ten skarb w tym miejscu leży!Ach! Gdy znajdę go,wezmę pod dach.Wy, drogie duchy,co mi pomożecie,pijcie mej wódki,ile chcecie lJak skarb będzie jużjia wierzchu, otwór sam się zamknie,tak że żaden człowiek nie zobaczy, co się stało.Od tej chwiliwolno już mówić.- To duchy piją wódkę? Nie wiedziałem o tym.- Bo jesteś wielkim głupcem, braciszku.Duchy chowająsię przecież w ziemi, gdzie pilnują skarbu.Ale tam jest zimnoi wilgotno.Czy to takie dziwne, że kiedy się przeziębią.Więcej Sam Hawkens nie chciał słyszeć To, czego sięwłaśnie dowiedział, było fantastyczne, znakomite.Sam miałjuż plan i mógł wrócić do towarzyszy.- Nie dziwcie się, jak zobaczycie płomień zapałki iusłyszycie kumkanie żaby! - powiedział szybko.- Za.- zaczął Dick Stone.-.by? - dokończył słowa Will Parker nic nie rozumiejąc- Nie mam czasu na dłuższe wyjaśnienia.Obaj strażnicychcieliby wykopać skarb.Siedzą pod więzieniem.Przekradnijcie się do nich ostrożnie i jak tylko stamtąd odejdą,przyjdę ja i uwolnimy więznia, jeśli sfę nie mylę, hihihihi! -zachichotał.Sam zniknął w ciemności.Szerokim łukiem przekradałsię w kierunku więzienia, aż znalazł się w odległości okołotrzystu kroków od niego.Tam wyjął nóż i zaczai kopać dołek.Potem poczołgał się w kierunku wartowników, wyjął zapałkę izapalił ją.Jego samego w ogóle nie było widać, natomiastpłomień zapałki sprawiał takie wrażenie, jakby wydobywał sięprosto z ziemi.Tymczasem kozacy rozmawiali dalej.- O jakiej porze ukazują się zwykle duchy? - zapytałjeden z nich ciekawie.- Około północy.- Teraz chyba jest już na nie czas Myślę, że dochodzipółnoc.- Chyba tak.Nie bałbyś się?- Ani trochę! - Ja też nie.Pobiegłbym za tym duchem, jak pies zapanem i michą pełną mięsa.Dlatego chciałbym, żebyś ty.tam-tam-tam j-j-est ś-światło! - jąkając się kozak wykrztusił zsiebie ostatnie słowa, łapiąc drugiego za ramię.Pomimo zapewnienia, że wcale się nie boi, przebiegł mupo plecach zimny dreszcz.Jego koledze nie wiodło się lepiej.Przerażony wlepiłoczy w rzekomo podziemne światło.- Czy t-t-to może być d-d-duch?- Chyba t-t-tak.- Zwięty Iwanie Wasyliewiczu! Tam siedzi ogromnażaba!- %7ł-ż-żaba?- %7ł-ż-żaba twojej b-b-babki! - -Tak, t-t-to ona.- Ale o wiele większa!- Urosła.Od tamtej pory minęło prawie pięćdziesiąt lat.%7ł-ż-żaby-widma t-też rosną- To możliwe.- Kum-kum.- rozległo się tuż przed nimi.- Słyszysz?- Tak, ona nas woła.- Pójdziemy za nią? - Boisz się?- Nie.A ty?- Ani trochę!- To chodz'Podnieśli się powoli, kolana im się trzęsły, ale absolutnienie przyznawali się do tego.Duch skakał jak żaba, a oniskradali się za nim na trzęsących się nogach.%7łaba ponowniezakumkala i zatrzymała się.Kozacy też.- Popatrz jaka wielka! Zagadniemy ją!- Tak.- No to mów!- Nie, ty spróbuj!- Nie, ty! To przecież żaba twojej babki!- Niech będzie.Drżąc na całym ciele kozak postąpił krok do przodu.- Czy jesteś duchem?Rozległo się krótkie - kum! Jak zdecydowane - tak!- Pokażesz nam skarb?- Kum!- Mamy iść za tobą?- Kum!Potem widmo skakało coraz dalej, a kozacy posuwali sięza nim.W końcu żaba-widmo ponownie zatrzymała się.Wnukbabki stał się nagle odważny.- Gdzie jest skarb?- Kum!To miało prawdopodobnie, oznaczać zdecydowane -tutaj! Na potwierdzenie żaba wykonała skok w górę i opadła zgłośnym plaśnięciem na ziemię.- Czy mamy tu kopać?- Kum!- I znajdziemy skarb?- Kum-kum-kum-kum!Zabrzmiało to tak, jak gdyby żaba siedząc nad brzegiemstawu żegnała się z nimi, aby wkrótce zanurkować pod wodą.I rzeczywiście duch zniknął, wprawdzie nie w bajorku, lecz wciemnościach nocy.Dwaj poszukiwacze skarbów szli dalej z bijącym sercem.Kiedy dotarli do miejsca, gdzie ostatnio widzieli ducha,pochylili się i zaczęli badać grunt.- O święty Iwanie Wasyliewiczu, tu jest dziura1- Kopiemy? - Oczywiście! Tuż obok jest ogródek młodego AleksiejaFilipowi-cza.W kącie leży motyka i łopata.Zaraz jeprzyniosę.- Mam tu zostać?- Tak,- nie wolno ci się stąd ruszyć, bo otwór sięzapadnie.Mów zaklęcie! A jak wrócę nie może paść ani jednoniedozwolone słowo.Kozak pobiegł do ogródka, a jego kamrat zacząłmamrotać czarodziejską formułkę.Wkrótce ten pierwszywrócił z narzędziami i obaj zabrali się do pracy, aż pot kapałim z czoła.Wykopali już dół głęboki na metr, gdy wtem zauważyliodblask światła zbliżający się od domu naczelnika iprzestraszyli się.Nadchodzili dwaj mężczyzni.Jeden z nichniósł latarnię, która zamiast szybek, rzadkich w tych stronach,zalepiona była naoliwionym papierem.Na nieszczęście szli prosto na pracujących kozaków iwkrótce stanęli przed nimi.Poszukiwacze skarbów pocili sięteraz nie tylko z wysiłku, lecz także ze strachu, ponieważ tymidwoma mężczyznami okazali się naczelnik i jego syn.- Do pioruna! - zawołał rotmistrz.- Co tu się dzieje?Cisza.- Co tu robicie?- Znajdę go, wezmę pod dach! - wymamrotał jeden znich.- Kogóż to?- Wy, drogie duchy, co mi pomożecie! - wybełkotałdrugi.- Do diabła! Już ja wam pomogę!To powiedziawszy złapał za knut i ze wszystkich siłzaczął okładać grzbiety pracujących w dole kozaków, aleogłupiali poszukiwacze skarbów cierpliwie przyjmowaliciosy.Nie przerywali kopania i dalej mamrotali swojezaklęcie.Wprawdzie uderzenia knutem sprawiały im wielkiecierpienie, jednak wytrzymywali ból i nie przestawalipracować, aż zmęczonemu rotmistrzowi omdlała ręka.- Czy wy w ogóle nie macie czucia, łajdaki? - ryczał.-Wyjdziecie wreszcie z tej dziury?!- Ten skarb.- powiedział jeden,- Człowieku, co ty pleciesz?-.w tym miejscu leży! - drugi dokończył zaklęcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]