[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzburzone morza wzgórz,stare kamienne zwieńczenia opuszczonych destylarni eteru, naśladującedruidzkie kamienie, które z pewnością stały tam przed nimi.Czujni kolejowi strażnicy czekający na kolejny wybuch lub niszczycielskie zaklęcie, dodatkowo podenerwowani ostatnią historią o zatrutych jabłkachpodrzuconych w sadzie.Ralph nie miał pojęcia, prawda to czy nie, alesprawy ewidentnie zaszły tak daleko, że to rozróżnienie niespecjalnie sięliczyło.Potężnie pociąg, minąwszy świeżo umocniony zamek w Warwick, wreszcie nabrał szybkości.Generał, wyrzutemsumienia, że bezproduktywnie gapi się przez okno, wrócił do studiowania rozłożonych na siedzeniach dokumentów i map.Elegancko wypisany na maszynie raport usiłował zająć się niezrozumiałą kwestią zachodniego morale.Z jednej strony, niezaprzeczalny byłwszechogarniający pesymizm.Lecz kapitulacja to zupełnie inna sprawa -mieli poczucie, że jeśli tylko się utrzymają, Londyn i Wysokie Cechynadal będą ustąpić wobec ich żądań terytorialnych, prawnychi handlowych.Pokładali też niemal nadzieje w swej wychwalanejpod niebiosa nowej broni.W gruncie rzeczy, pomyślał Ralph, stracili zbytwiele, by przyznać, że nie miało to sensu, co oznacza, że naprawdę trzeba będzie rzucić do ataku boczne armie - okrążyć Bristol, odciąć Bath,Gloucester i Swindon; do tej pory miał to zawprawki.Najpierw jednak trzeba zdobyć Hereford.Podstawił pod migocący klin światła końcówkę maszynopisu, poświęconą, jak to w nim określono, niepokojącemu uwielbieniu" niższychstopniem żołnierzy dla Marion Price.W raporcie była mowa o micie,245a nie osobie z krwi i kości sam widział, że ostatnio rzadko pojawiasię w zachodniej prasie.Najprawdopodobniej uczynki kogośrealnego wchodziłyby w paradę opowieściom, mitom, medalikom, choćsię też pogłoski, że Marion Price nie posiada już błogosławieństwa głównych decydentów z cechu Kupców-Pionierów.A może nawetzaraziła się którąś z chorób pieniących się w przepełnionych zachodnichszpitalach, może została zabita albo pojmana podczas któregoś z legendarnych wypadów na - mimo licznych meldunków nie natrafionojednak na żaden bezsporny ślad.Rozparł się w fotelu, wspominając ów wieczór po zwycięstwie podDroitwich i zaćmienie umysłu, pod wpływem którego uwierzył w meldunek tego obdartusa.Pociąg się zakołysał, zmęczenie ogarnęło Ralphabezbolesną szarą Kartki wypadły mu z palców.Chmury, wzgórza,owce, pola, cały pęd tej podróży zawirowały mu przed oczyma i nagle,gdy się ocknął, gdy rozum dzgnęły wszystkie zaległe sprawy, pociąg jużwtaczał się z sapaniem na Great Aldgate Station w Londynie.Generałwstał i zaczął zbierać rozsypane papiery - w tej samej chwili przez drzwiwetknął głowę adiutant, a pociąg szarpnął ostatni raz i stanął.I już Ralphwysiadał w słońce, pomiędzy gołębie i obłoki pary, z pieczeniem w gardle, twarzą, zdrętwiałym lewym ramieniem.Były dzieciaki,była Helen, wszystko za szybkie i zbyt rozmazane.- Ty musisz nauczyć odprężać - powiedziała Helen przezdrzwi łazienki, wieczorem, gdy szykowali się do spania.- My też mamytutaj własne kłopoty i wyrzeczenia.Ale tylko śmiejemy się z nich i niczym nie przejmujemy.W obszernej, wykafelkowanej łazience, ubrany w miękki szlafrok,Ralph otworzył etui z przyborami do golenia, naostrzył na pasku brzytwęz zaskorupiałą pianą na brylancie w rączce, namydlił twarz i przesunąłostrzem po szczecinie na policzkach.Potem obmył twarz, rozkoszującsię ciepłym zapomnieniem wody, choć na ogromnym białym ręczniku,którym się wytarł, pozostały różowe smugi.Westchnął, any człowiek w lustrze odpowiedział tym samym.Golenie nigdy mu niewychodziło.- Tu się ciągle mówi o Droitwich.To bardziej twoja zasługa, niż ci sięwydaje.- Helen mówiła coraz wolniej, zbliżając się do szpary uchylonych246drzwi - Wszyscy mówią, że mój mąż to genialny wojskowy.Aledla ciebie to po prostu praca, tak? Nawet tu w Londynie trudno myślećo czymkolwiek oprócz wojny.Jej glos ucichł, choć Ralph, stojąc przed lustrem, przyglądając sięściekającym po szyi dwóm strumyczkom krwi, wiedział, że nigdzie nieposzła.Odchrząknął.- Wyjdę za minutę.Obmył się, zgasił światło i przeszedł przez rozległą sypialnię.- Nie mogę się doczekać, kochanie, kiedy to się skończy.- Ja tak samo.- Strasznie mi ciebie brakowało.Strasznie.Podparta na łokciu, nachyliła się ku niemu.W tym mieście nigdynie było naprawdę ciemno.Pomimo aksamitnych zasłon, do środkaprzesączała się londyńska powódz elektryczności, srebrzyściena jej policzku, ramionach, pięknie i modnie na paziawłosach.Gdy oddychała, szelest skóry ocierającej się o jedwab.A gdzieś dalej - uliczny zgiełk.- Mój ty bohaterze.- Dotknęła jego brody, tuż obok blizny,się górnym guzikiem piżamy, zeszła niżej.Dzieciaki są takie z ciebiedumne, choć wiem, że nie zawsze umieją to okazać.- Wiem, że nie jest im łatwo.Powinienem więcej czasu.Zatrzepotały mu przed oczyma nietoperzowe skrzydła nocy.Od dawna krążyły pogłoski, że Zachód chce wyhodować jakieś takie stworzenie.Nie do końca w to wierzył, ale meldunki przeczytane w pociągu sugerowały, że oddział zwiadowczy napotkał je pod Slough.Nokturny.Jakćmy, jak nietoperze, samobójczo ciągnęły do ciepła.Wpadały do wlotówpowietrza i chłodnic silników, a że skrzydła miały wypełnione kwasem,powodowały ogromne szkody.Wabiły je także ludzkie twarze.Oczy Helen trochę za mocno lśniły.Zmieniła pozycję na poduszce,tak że widział tylko blady zarys jej policzka.Zsunęła nocnej koszuli i mu pierś.Przywarł do niej, nagłą247Rano na poduszce krew dziwnie dużo, zważywszy że to tylko zacięcie przy goleniu.jak dowód rzeczowy zbrodni, choć Helen,poprawiająca przed lustrem swą i tak oczywistą urodę, zaledwie rozbawiona.Może, pomyślał Ralph, wbijając się w mundur, kobiety majądo niej całkiem inny stosunek.W końcu co miesiąc trochę jej tracą.Zamarł w w trakcie wciągania spodni, tknięty wspomnieniem i wyrzutemsumienia.Kobiety krwawią, ale Marion nie krwawiła przez trzy letniemiesiące, kiedy byli kochankami.Tyle gadali o nauce, miłości, naturze,wydawało mu się, że ma obsesję na punkcie jej ciała, a nie zauważył, niewiedział, że jest w ciąży.Dopiero gdy wpadł w wir tej przeklętej wojny,a wtedy było już zaRuch uliczny tłumiła mgła; kiedy szedł chodnikami,wielkie budowle dryfowały swym rozmazanym ogromem razem z nim.Musiał skupić się na odnajdywaniu drogi, a w pewnym momencie nawetkawałek wrócić i ustąpić przed zawziętym tramwajem.Dotarłszy do podstawy spowitego w szarość łuku triumfalnego Domu Wysokich Cechów,był bez tchu.Prawie się spóznił.%7łałował, że nie wezwał samochodu i nieoszczędził sobie tego wysiłku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]