[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zawsze miałem wątpliwości - odezwał się wreszcie - czy powinienem był przyjąć godo terminu.Błędnie uważałem, że jego naiwność, niezdolność do wybaczania i skłonność dopostrzegania świata w kategoriach czerni i bieli to tylko przejściowe, młodzieńcze wady.Znałem twoje losy, Hiro-san.Wiedziałem, co działo się z tobą przez te wszystkie lata.Oczywiście wstrząsnęły mną wydarzenia w Nowym Orleanie.Gdy dotarłeś do Farewell,podjąłem decyzję o zakończeniu twojego żywota i zrobiłbym to, gdyby ktoś całkowicie niezmienił sytuacji.- Kaja i Krzysztof - dodał szermierz cicho.- Obdarzyli cię ogromnym zaufaniem - skinął głową sensei.- I ani razu ich niezawiodłeś.Miałeś szczęście, Hiro-san.Nie każdy dostaje taką szansę, niewielu potrafi jąwykorzystać.Czy muszę wspominać, że tobie również od dawna przysługuje tytuł mistrza?Lloyd wzruszył ramionami z uśmiechem.- Doceniam to.I tak w Farewell nie przywiązujemy wagi do tytułów.- Ach tak, jeden z waszych zwyczajów.- Mistrz zamyślił się na chwilę.- Posłuchajmnie bardzo uważnie, Hiro-san.Mam dla ciebie jeszcze jedną dobrą radę.- Tak, sensei?- Włóż czasem coś kolorowego.Czarny i czarny, czy to ci się nigdy nie znudzi.?Blask słońca opromieniał taras, lekki wiatr poruszał gałęziami starej wiśni.Cienie zmieniały się jak w kalejdoskopie.Rozdział IVOJCIEC MARNOTRAWNYHissssss, hisssss.czuję go, jest blisssko, bardzo, bardzo blisssko.Więc na co czekamy, złapmy go i schrupmy, zmiażdżmy jego kości, napijmy się jegokrwi.Jesteśmy takie złe, dawno już nikt tak bardzo nas nie rozzłościł.O tak, tak, zmiażdżmy go i zjedzmy.Hisssss, hisssss.łepiej zaczekajmy, nie tutaj, nie pośród stalowych machin.Zbytwiełu śmiertelnych.Przyczajmy się łepiej.Schowajmy.Schowajmy się.Zgoda, zgoda, możemy się schować.* * *Tup, tup, tup.Eunice hałaśliwie zbiegała ze schodów, chwytając się wytartej poręczyna zakrętach.Za plecami słyszała jeszcze gderanie matki nawołującej ją do wyrzuceniaśmieci, posprzątania w pokoju, tysiąca innych rzeczy.Ani myślała wracać i spełniać jej poleceń.Niech stara ruszy czasem tyłek, niechchociaż zmieni szlafrok na domową sukienkę, niech robi cokolwiek, byle nie wpatrywała siębezmyślnie w to gadające pudło.Niech do cholery pokaże, że jest człowiekiem, a niewarzywem.Eunice wrzasnęła, że i tak nie zdąży na pierwszą lekcję, co w zasadzie było prawdą - ztym że dziewczyna nigdy się właściwie nie przejmowała spóznieniami.Ale musiała cośodkrzyknąć, aż gotowało się w niej ze złości.Aby nie słyszeć już nic więcej, włączyładiscmana, wduszając przycisk tak mocno, że zabolała ją opuszka palca.Do szpiku kości zakłamanySpójrz, jak jesteś uwikłanyW to, czym gardziszIm bardziej zaprzeczaszJej czarne ciężkie buty hałasowały na szerokich schodach starej kamienicy,niestarannie związane sznurówki plątały się wokół kostek.Podtrzymywała jedno z ramiączekpłóciennego plecaka, zaciskając na nim palce tak mocno, aż jej dłoń zbielała.Zatrzymała sięna samym dole, trzy piętra niżej, i z trudem wstrzymała się od uderzenia pięścią wpowgniataną skrzynkę na listy.Tak przeciwko, że aż zaZbyt alternatywnyNa siłę nienormalnyZ rozmysłem wulgarnyKoperty i kartki zaczynały wystawać już przez szczeliny, poczty nie odbierano prawieod miesiąca.Eunice prychnęła i zogniskowała spojrzenie na metalowej klapce.Zamekzgrzytnął żałośnie, skrzynka otworzyła się bez udziału klucza.Dziewczyna zdecydowanymgestem złapała w garść rachunki oraz reklamówki, wcisnęła je do przestronnej kieszeni parki iruszyła w dalszą drogę.Skrzynka zamknęła się za nią samoistnie.Między tobą a światemJest plastikowa ścianaMalowana na czarnoCała w pentagramachWięc pytam się ciebieJak się czujeszJako część rynku zbytuCzarnych podkoszulek?(.)Neverland, Made inZ obskurnej klatki schodowej wypadła na mokrą uliczkę, brudną i zaśmieconą,okalającą podobne stare domy jak jej własny.Dopiero wtedy zorientowała się, że przez całyczas marszczyła brwi.Instynktownie rozmasowała czoło; głęboka bruzda złości wygładziłasię, napięte ramiona opadły.Idąc nieco już spokojniejszym, choć nadal zdecydowanymkrokiem dołączyła do tłumu przechodniów spieszących się do pracy lub szkoły.Lekkiporanny chłód pierwszych dni grudnia przyjemnie ją otrzezwił, poszarzałe niebo i brudneresztki pierwszych śniegów na gzymsach przypominały o nadchodzącej zimie.Chuchnęłaenergicznie i mimowolnie uśmiechnęła się na widok pary wydobywającej się z ust.W chwilę pózniej wsiadała już do szkolnego autobusu.Chuda nastolatka o krótkich,ufarbowanych na jaskrawo-czerwony kolor włosach spoglądała drwiąco na wszystkich wokół.W jej postawie dało się wyczuć zarówno nonszalancję, jak i wyzwanie.Wyglądała, jakbymiała dziś zamiar zadrzeć z całym światem.* * *Kiedy zapowiedziany gość wszedł do gabinetu pani Harper, ta przez dłuższą chwilęnie mogła złapać oddechu.Gdyby spotkała tego człowieka w ciemnej uliczce, bez wątpieniauciekłaby z krzykiem.Całe życie czuła się dumna z tego, że nie obracała się w podobnymtowarzystwie.Swoim wyglądem Lloyd Dark wyraznie zdradzał azjatyckie pochodzenie, mierzyłjednak co najmniej dwa metry wzrostu.Odziany na czarno, o zniszczonej twarzy iprzenikliwym, ponurym spojrzeniu, budził lęk na pierwszy rzut oka.Jednocześnie wydał siępani Harper w dziwny sposób pociągający.Tacy.ludzie spod ciemnej gwiazdy miewalizazwyczaj w sobie pewien nieokreślony magnetyzm.Kiedy Eunice przyniosła do Domu Wschodzącego Słońca wezwanie dla rodziców,stało się jasne, że do szkoły musi przyjść któryś z magów.Matka dziewczyny nie stawiłabysię przed obliczem pani dyrektor, a więc musieli kogoś szybko wytypować.Najbardziejwiarygodnie wyglądał Krzysztof, nie mieszkał jednak na stałe z resztą i trudno się było z nimskontaktować.Weronika ani Timothy raczej nie wchodzili w rachubę.Gabriel co prawdapotrafiłby przyjąć dowolnie szacowny wygląd, ale Lloyd bał się powierzać przyjacielowi takodpowiedzialne zadanie.Jeszcze by mu przyszło do głowy uwodzić dyrektorkę! Strachpomyśleć o następstwach.Tak więc ponadstuletni mag - wojownik, marynarz, uczeń japońskiego mistrza sztukwalki, niegdyś zabójca, kierowca, detektyw i bywalec podejrzanych spelun, obecnie bramkarzw nocnym klubie - musiał udać się na poważną rozmowę do pani dyrektor Harper w sprawieEunice Wight, najmłodszej czarodziejki w ich magicznej społeczności.Postanowił być uprzejmy.- Lloyd Dark - odezwał się głębokim głosem, w którym pobrzmiewał lekkostaroświecki, brytyjski akcent. Jestem zaszczycony - dodał, kłaniając się z galanterią.Poczym ucałował panią Harper w dłoń.Takiego gestu dyrektorka nie spodziewała się z całą pewnością.Nagle przypomniał jejsię Ojciec chrzestny i wyrafinowane maniery rozmaitych mafiosów.- Czy.pan jest ojcem? - zapytała niepewnie.- Przyjacielem rodziny - wyjaśnił gładko Lloyd.- Proszę usiąść - dyrektorka wskazała mu krzesło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]