[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Róne siy waday nim i przerzucay z jednej ostatecznoSci w drug: od bohaterskiegomczestwa na froncie, fanatycznego patrjotyzmu i ascetycznej cierpliwoSci do barykadulicznych, krwawych wystpie przeciwko carowi lub ubóstwianym przez siebie wodzem.Skruszy i zniweczy nazawsze te rozbiene siy, aby cae to morze ludzkie pokornie lizaobrzeg, na którym stoi meta komunizmu, o tej chwili mySla, chodzc po nieprzytulnym po-koju Smolnego paacu, Wodzimierz Iljicz Lenin, prezes Rady komisarzy ludowych, dykta-tor, mesjasz Rosji, mkncej nieznan w dziejach ludzkoSci drog.Marszczy brwi, szarpa brod i mruy oczy.Wypuke, kopulaste czoo, zdawao si, drgao i pryo si pod nawanic szalejcegow niem orkanu mySli, lecz serce bio równo, oczy patrzyy zimno, wprost przed siebie, jakgdy-by usioway z dokadnoSci niezwyk odmierzy odlegoS do jemu tylko znanych punktów.Podniós gow.KtoS dobija si do drzwi. WejS! zawoa Lenin.Na progu stan Chalajnen. JakaS obywatelka prosi o przyjcie. rzek niepewnym gosem.Lenin nachmurzy czoo. Ma jakS proSb? Moe, buruazyjna kobieta? Powiada, e nie ma adnej proSby! Lekarka. WpuScie j, towarzyszu!Po chwili wesza maa, chuda kobieta, lat 45-ciu w skromnym, czarnym paszczu i z welo-nem aobnym, spadajcym z kapelusza.USmiechna si i radoSnie zawoaa: Nie pomylio mnie przeczucie! To jest pan, Wodzimierzu Iljiczu! Nasz mdry, surowy Wola !173Lenin zmruy oczy i jakgdyby si zaczai. Wola? powtórzy. Tak nazywano mnie tylko w jednem miejscu. W domu mego ojca, doktora Ostapowa, gdzie wyczuto ju wtedy, e jest pan Wol ! szepna wzruszona. Helena?! Helena Aleksandrówna?! Tak! uSmiechna si rzewnie. Nie poznaby mnie pan! Duo wody upyno od chwi-li naszego poegnania w Samarze! O, duo! zawoa. Jake wszystko si zmienio! Doprawdy, wydaje mi si, e stule-cia przemkny ju! Ale, ale! Pani w aobie? Czy po ojcu? Nie! Ojciec i m dawno ju umarli.To po synu.Zabito go w Galicji podczas odwrotugeneraa Brusiowa. To pani wysza zam? Za kogo? Za doktora Remizowa.Jestem te lekark odpara.Lenin si zaSmia szyderczo: A widzi pani? Mówia mi pani niegdyS, e nigdy nie zapomni o mnie.Wszystko sizmienia.wszystko mija, Heleno Aleksandrówno.Prosz siada!To mówic, posun krzeso w jej stron i, usiadszy na biurku, patrzy na ni, badajc jejtwarz, oczy, drobne zmarszczki koo powiek i ust i przebiegajc wzrokiem ca jej posta, odbucików do kapelusza aobnego.Pozna te oczy niebieskie, pene bysków dobrotliwych, a gorcych; przypomnia usta, jesz-cze Swiee i barwne; dojrza wymykajce si z pod kapelusza pasemko wosów zocistych. A widzi pani? powtórzy, skoczywszy swoje obserwacje.Podniosa na niego pogodn twarz i patrzya agodnemi oczami, bez lku i podziwu, tak,jak patrz doSwiadczone kobiety na dziecko, chociaby najcudowniejsze. Czekaam na pana dugo.Póxniej nadzieja zgasa nazawsze.Teraz widz, e miaamracj powiedziaa z uSmiechem, bez goryczy. No? Prosz? zapyta, przechylajc gow nabok, jakgdyby przygotowujc si do du-giego, cierpliwego suchania. Bardzo lubiliSmy pana.Wszyscy. zacza. Obchodzi nas bardzo los jego.Sysze-liSmy coS-niecoS o panu, chocia cigle znika nam z oczu nasz przyjaciel Uljanow! Wizienie, konspiracja, nieprzerwane krecie ycie, wygnanie syberyjskie, emigracja,przeklta emigracja, wyerajca dusz! wybuchn. Tak! Tak! kiwna gow. SyszeliSmy jednak, e nasz Wola Uljanow przeistoczysi w groxnego publicyst, który si dziS podpisywa Iljin , jutro Tulin.Dowiedzia-am si, e podobno pan si oeni na Syberji.Wspominaa o tem Lepeszyska. A a! przecign Lenin. Wtedy to pani zadecydowaa, e ju nigdy nie powróc? Nie! WczeSniej.daleko wczeSniej. To ciekawe! To bardzo proste! zaprzeczya
[ Pobierz całość w formacie PDF ]