[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może jednak uda się wszystko przyszykować na czas.Lancelot miał przyjechać jużw sobotę. Dziękuję, że pan przyszedł.Boję się, że sama sobie nie poradzę. Nie ma problemu, naprawdę.Stali przez chwilę w otwartych drzwiach. Może mi pani pokaże, co i jak? zaśmiał się Tomek. Ach, no tak zreflektowała się Weronika. Chodzmy do stajni.Jest za domem. Widziałem uśmiechnął się. Przyszedłem na skróty przez las, więc przechodziłem obok.Pozwoliłem sobie już trochę obejrzeć budynek z zewnątrz.Weronika zaczęła szybko wkładać czapkę, żeby ukryć rumieniec.Strasznie nie lubiła w sobietej przejrzystości.Jeżeli tylko mężczyzna wydawał jej się choć trochę atrakcyjny, od razu sięrumieniła.yle się z tym czuła, ale nie umiała nad tym zapanować.Mariusz wielokrotnieżartował, że od razu wie, kto jest jego potencjalnym rywalem.Co nie przeszkadzało mu uważać,że w rzeczywistości nie ma sobie równych.Weronika nie mogła teraz uwierzyć, że ta butawydawała jej się kiedyś tak pociągająca.Tomek ruszył za nią w kierunku stajni.Znajdowała się tuż pod ścianą lasu.Drzewawyciągały do niej swoje sękate ramiona, ale ciągle nie mogły jej dosięgnąć.Weronikadowiedziała się z dokumentacji, którą dostała podczas kupna, że stajnię wybudowano niecopózniej niż dom.Mimo to była chyba w gorszym stanie.Tynk w wielu miejscach odpadał,a w głównej części budynku przydałby się remont zapadniętego dachu.Na razie jednak Lancelotbędzie musiał się tym zadowolić. W czasach świetności mogło się tu zmieścić ponad dwadzieścia koni wyjaśniła. Jana razie potrzebuję przynajmniej jednego boksu, dla mojego konia.W przyszłości Weronika planowała rozbudować stajnię i wynajmować boksy właścicielomkoni z pobliskich miast.Latem mogłaby też organizować lekcje jazdy dla klientów ośrodkówwczasowych nad jeziorem.Nawet nie zauważyła, kiedy opowiedziała Tomkowi o swoichplanach. Mam nadzieję, że to będzie dobry biznes zakończyła opowieść zawstydzona swojąotwartością.Nie znali się przecież w ogóle. Jest sporo do zrobienia odpowiedział, rozglądając się wokoło.W jego głosie pobrzmiewała teraz lekka nutka niepewności.Weszli do środka.Wewnątrzstajnie również nie wyglądały za dobrze.Zciany działowe boksów ledwo się trzymały.Grubedeski dawno przegniły.Właściwie wszystko nadawało się do wymiany. To prawda, jest sporo do zrobienia.Niedługo przywiozą z Warszawy mojego Lancelota.Nie przemyślałam tego przyznała się Weronika.Czuła się głupio.Była pewna, że rumieniecpowrócił na jej policzki. Wydawało mi się, że jest mniej pracy.Oprócz boksu przydałby się teżpadok, żebym mogła go wypuszczać& nie wiem, czy zdążymy z tym wszystkim.Nie chcę panuzabierać za dużo czasu. Proszę się nie martwić.Damy radę.Na pewno. Tomek Szulc rzucił jej kolejny czarującyuśmiech. Mam teraz trochę pracy we dworze, ale postaram się wpadać do pani codziennie, żebycoś tam pogrzebać.Skoro na razie jest do przygotowania tylko jeden boks i padok, nie mapowodu do obaw.Szybko mi pójdzie. To by było wspaniale.Wszystko tu jest otwarte, tak że może pan przyjść nawet, jakby mnienie było.Nie wiem, jak panu dziękować. Nie ma sprawy, naprawdę.W końcu to moja praca. Puścił do niej oko.Weronika nie byłapewna, czy to próba podrywu.Byli z Mariuszem małżeństwem przez pięć lat, więc dawnoz nikim nie flirtowała.Jak to mawiała jej przyjaciółka Magda, Weronika wypadła z obiegu. Myślę, że zacznę od razu.Najpierw zrobię boks.Trzeba pozbijać deski, bo te przegrody trochęsię posypały.Nie chcemy przecież, żeby pani koń się zranił ani nic z tych rzeczy.Zaczął przyglądać się z uwagą ściankom działowym boksów. Sama się pani będzie zajmować koniem? Tak.To nie problem przy jednym zwierzaku.Poza tym mam trochę doświadczenia. Nigdy nie pracowałem w stajni, ale jestem ze wsi. Tomek zdjął kurtkę i podwinął rękawy,mimo że w stajni było zimno.Weronika zerknęła przelotnie na jego muskularne przedramiona. Trochę się na tym znam. Jest pan z Lipowa? zapytała, żeby nie myśleć o jego wyglądzie.Dopiero co sięrozwiodłam, skarciła się w duchu.Sprawy damsko-męskie powinnam zostawić za sobą.Dalekoza sobą. Nie pokręcił głową. Jestem z okolic Torunia, ale też z takiej małej wioski. Pewnie jadł pan dużo pierników w dzieciństwie zażartowała Weronika sztywno.Beznadziejny dowcip, westchnęła w duchu.Nigdy nie umiała prowadzić błyskotliwejrozmowy, zwłaszcza kiedy za bardzo się starała.Tomek zaśmiał się mimo to.Chyba chciał byćmiły. Sporo.To prawda. No cóż, nie będę przeszkadzać stwierdziła Weronika zawstydzona i czym prędzejskierowała się do wyjścia. Proszę się nie martwić powtórzył Tomek Szulc. Myślę, że może już nawet dziś skończęnaprawiać boks.Jeżeli na razie jest potrzebny tylko jeden.Potem zrobię padok.Weronika podziękowała raz jeszcze i wyszła z powrotem na mróz.Czterej policjanci i Maria zgromadzili się w pokoju konferencyjnym, który, trzeba przyznać,najczęściej pełnił funkcję jadalni.Teraz mieli jednak poważniejsze zadanie na głowie niżjedzenie.Rozpoczynał się drugi dzień śledztwa w sprawie potrąconej przez kogoś zakonnicy.Młodszy aspirant Daniel Podgórski odchrząknął znacząco i rozmowy ucichły natychmiast
[ Pobierz całość w formacie PDF ]