[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Małgorzata i Pawełciekawie wyglądają z tarasu.- O matko! - wykrztusza Paweł na widok Oli i szybko się chowa,zajmując fotel koło Wiktora.Marcin będzie musiał sam stawić czoło nowej dla niego sytuacji.Po raz pierwszy w \yciu nie on z kogoś, ale ktoś z niego defini-tywnie zrezygnował.Paweł zastanawia się, dlaczego Alicja go nieuprzedziła, ale po chwili przypomina sobie, \e sam nie zająknął sięani słowem na temat nowej znajomości jej pasierba.Z wrodzonejdyskrecji, rzecz jasna.- Ducha pan zobaczył? - uśmiecha się Wiktor domyślnie.-Spokojnie, dawny kochanek jak czerwcowa noc, pojawia się tylkona chwilę.- Jaki kochanek? - pyta Paweł nieuwa\nie, po czym gryzie się wjęzyk, bo przecie\ jedyny dawny kochanek w tym gronie to jegowłasny brat, więc nie ma co rozwijać tematu.Z całą pewnością i Wiktor powinien w tym momencie ugryzć sięw język, ale jak wiadomo, po ginie z tonikiem mało kto robi to, conale\y, we właściwym czasie i miejscu.Dlatego Wiktor upija ko-lejny łyk i swobodnie wyjaśnia:166 - Aleksander Kranach, syn Aleksandra, wielka miłość Alicji.-dalsze słowa nikną w gwarze rozmowy, która wylęga na taras wrazz resztą gości.Paweł blednie, ale rzecz jasna, nie widać tego w półmroku.Pod-nosi się z fotela, sztywno wita z Aleksandrem i czerwoną jak burakOlą.Alicja, nie bardzo rozumiejąc nagłą zmianę nastroju, trochędesperacko ciągnie Małgorzatę do kuchni po resztę sałatek.- Co się stało? - rzuca zaskoczona Małgorzata.- Nie mam pojęcia - odpowiada Alicja szczerze - ale najlepiejbędzie, jak zajmiemy wszystkich jedzeniem.Co się stało? - pytaju\ naprawdę zdenerwowana widokiem Marcina zwisającego zestołka jak przekłuty balonik.- Jak mogła mi to zrobić? - bełkocze Marcin.Alicja i Małgorzata spoglądają po sobie.To niemo\liwe, \ebyju\ się upił - wystarczy rzut oka na ledwie napoczętą butelkę mar-tini.- Chodzi ci o Basię? - dopytuje Alicja tonem troskliwej matki.-Mo\e mieć du\y ruch w kwiaciarni.To w końcu popularne imie-niny.Jeszcze dotrze.Marcin patrzy na nią, jakby znienacka zaczęła przemawiać w su-ahili.- Basia? A co mnie obchodzi jakaś Basia.O niej mówię.Przy-wlokła jakiegoś wystrojonego pacana.- Doktor Pankiewicz? - pyta Małgorzata domyślnie.- Jaka doktor Pankiewicz! Moja Olka, Oleńka moja, taki numer!Po tylu latach taki numer!Niech cię szlag z twoimi tajemnicami, myśli Alicja, o sobie,rzecz jasna.Wystarczyło powiedzieć Pawłowi, kogo zaprosiłam,zamiast się bawić w niespodzianki.- Małgosiu, bierz sałatki.- Alicja wtyka salaterki nadal niewielerozumiejącej Małgorzacie i bierze Marcina pod rękę.- A my pój-dziemy na taras, za chwilę ju\ będą \eberka.Masz babo placek, to znaczy niespodziankę.Załamanego Marci-na! Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.A swoją drogą, niezłeziółko z tej lekarki.Oszołomiony Marcin grzecznie daje się posadzić pomiędzy Wik-torem i Alicją.167 - Gin z tonikiem? - proponuje Wiktor.- Tak, poproszę, tylko bez toniku - machinalnie odpowiada Mar-cin.- Po toniku zawsze mam kaca.Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, myśli Ola, siedząc w wy-godnym ogrodowym fotelu.Nie dostała ani wylewu, ani zawału wdrzwiach  starej znajomej , do której z tajemniczą miną zaciągnąłją Aleksander wprost z mieszkania swojej matki, a raczej wprost zjej niewygodnego łó\ka na sprę\ynach.Chyba nawet mo\e się ju\zacząć dobrze bawić.Czuje kolano Aleksandra tu\ przy swoimkolanie i właściwie niczego więcej ju\ nie potrzebuje, chocia\ \e-berka są pyszne, a jaśmin pachnie upajająco.Kątem oka widziMarcina siedzącego w pijackim otępieniu obok tego uroczego star-szego pana i.nic.Mo\e gdyby nie to otępienie (znane a\ nazbytdobrze), byłoby jej trochę nieswojo, mo\e nawet chciałaby mu cośwyjaśnić, ale tak.Wygląda na to, \e jestem banalna do bólu, my-śli.Wystarczył rycerz znikąd i wszystko, co nie pozwalało swo-bodnie oddychać i czuć, zaczyna powoli opadać jak kurz.Có\,Agatha Christie na ró\ne sposoby przestrzegała przed nagłym za-kochaniem się w tajemniczym nieznajomym, ale mo\e trafiłam nawyjątek, który potwierdza regułę.Z uśmiechem przyjmuje kieliszek wina z rąk Aleksandra, tychrąk, których dotyk jeszcze czuje.Wszędzie.Aleksander ogarnia spojrzeniem kobietę, która godzinę temukrzyczała jego imię.Nie mo\na powiedzieć, \e nie zrobił na nimwra\enia widok zdenerwowanego faceta przy wejściu.Czy to ten,o którym Ola nadal nie ma chęci nic powiedzieć?Ale Aleksander Kranach jest zbyt doświadczonym mę\czyzną,by czymkolwiek się niepokoić.Zbyt dobrze pamięta skrępowanie inieufność, a potem zdumienie i radość rozkwitającej z dnia nadzień kobiety, by w ogóle przejmować się jej przeszłością.Z uśmiechem podaje salaterkę miłej dziewczynie o urodzie zmę-czonej Alicji, której imienia nie dosłyszał.Dzwonek telefonu podrywa Alicję.Sytuacja na tarasie wydajesię opanowana, myśli, poszukując porzuconej w salonie słuchawki.Odnajduje ją w końcu pomiędzy poduchami kanapy, ale odpowia-da jej ju\ tylko ciągły sygnał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •