[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przejdzie mi, jak zaczniemy - stwierdził lakonicznie.- Oczywiście - odparł Metcalfe.- Na tym etapie wszyscy mamy tremę.- Westchnąłciężko.- Przez całe życie daję się wciągać w takie sprawy.Ależ ze mnie głupiec.Warren usłyszał za sobą metaliczny dzwięk i odwróciwszy głowę zobaczył, jak Folletładuje pełny magazynek do kolby pistoletu.- Każdy z nas reaguje po swojemu - stwierdził Metcalfe.- Johnny też jestzdenerwowany i dlatego ciągle sprawdza broń.Nigdy nie ma pewności, czy jest gotowa dostrzału - zupełnie jak ta staruszka, która jadąc na urlop zastanawia się ciągle, czy wyłączyłagaz.Warren znowu poprawił pistolet i powiedział cicho:- Wchodzimy na pokład tego statku z bronią gotową do strzału.A może jego załoga oniczym nie wie?- Wykluczone - powiedział drwiąco Metcalfe.- Nie da się zainstalować wyrzutni torpedna statku tej wielkości tak, by załoga o tym nie wiedziała.Są we wszystko wtajemniczeni.Niebędzie zresztą żadnej strzelaniny - chyba, że sami zaczną.- Popatrzył na Orestesa".-Możliwe, że załoga jest nieliczna -to ułatwiłoby nam sprawę.Jeanette zadbała na pewno, żebyo wszystkim wiedziało jak najmniej osób.- Nie rozumiem, dlaczego by nie zacząć już teraz - powiedział Tozier.- Statek jestcałkowicie przygotowany i my także.Nie możemy czekać, aż będą podnosić kotwice.- W porządku - odparł Metcalfe.Obrócił lekko ster i powiedział przez ramię: - Niechpan udaje wędkarza, sir Robert.- Zwiększył nieco obroty silnika i jacht zaczął szybciejposuwać się po wodzie.Mrugnął do Warrena i stwierdził: - Rzecz w tym, żeby zachowywaćsię spokojnie.Nie będziemy podpływać do nich z rykiem silników.Zbliżymy się powoli,jakby nigdy nic, więc nawet jeśli nas zauważą, nie będą mieli pojęcia, co się za tym kryje.Azanim się zorientują, będzie już za pózno.Mam nadzieję.Tozier odłożył lornetkę i zabrał się do roboty.Przewiesił sobie przez ramię erkaem isprawdził, czy na linie nie ma zbędnych węzłów.Do jednego z jej końców przymocowanabyła trójzębna kotwiczka, owinięta tak, by nie robiła hałasu.Upewnił się, czy jest mocno154uwiązana, a potem poklepał Warrena po ramieniu.- Cofnij się i daj myśliwemu zobaczyć zdobycz - powiedział.War-ren pozwolił muprzejść.Obserwator na lądzie mógł odnieść wrażenie, że jacht podpływa niebezpiecznie blisko Orestesa", który, bądz co bądz, najwyrazniej zbierał się do drogi.Gdyby śruba zaczęła sięobracać, mogło dojść do paskudnego wypadku.Takiego błędu w sztuce nawigacji nie uspra-wiedliwiał fakt, że potężny gruby Anglik złapał właśnie coś na wędkę i jego podniecenieodwróciło uwagę sternika.Hellier wyciągał rybę z morza.Kupił ją rano na targu w Suq des Orfdrvres.Był tonaprawdę piękny okaz.Follet, mistrz podstępu, wpadł na ten pomysł w ostatniej chwili.Hellier tak zrecznie poruszał linką, że ryba wyglądała jak żywa.Przy odrobinie szczęściamogli dzięki tej sztuczce podpłynąć bezkarnie do Orestesa" o dziesięć jardów bliżej.Jacht był w coraz mniejszej odległości od statku.Metcalfe skinął na Toziera ipowiedział zdecydowanie: Teraz!", zwiększając obroty silnika i obracając ster, abypodpłynąć do rufy Orestesa".Jacht ukryty za kadłubem statku, był nadal niewidoczny zbrzegu.Tozier skoczył do kokpitu i dwukrotnie zakręcił w powietrzu kotwiczką, po czym rzuciłją w kierunku relingu na rufie.Kiedy się tam zahaczyła, Hellier dał sobie spokój zwyciąganiem ryby i pochwycił linę, naprężając ją i przyciągając jacht do burty statku.Metcalfe przełączył tymczasem silnik na jałowe obroty.Tozier wspinał się już po linie i pochwili Warren usłyszał, jak stuknął butami o pokład.Metcalfe odszedł od steru i ruszył za nim, Warren zaś patrzył z niepokojem za burtę nawysuniętą rufę Orestesa".Zruba statku była zanurzona jedynie w dwóch trzecich, gdyż niemiał on pełnego 'obciążenia i gdyby kapitan dał rozkaz do wypłynięcia, niewielki jacht padłbyniechybnie ofiarą turbulencji.Follet pchnął Warrena, sycząc: No, dalej!" Doktor chwycił linę i zaczął się wspinać.Nie robił tego od gimnazjalnych czasów, gdy nauczyciel wuefu, trzymając w ręce palik dokrykieta, zmuszał go do ćwiczeń.Warren nigdy nie był wysportowany.Dotarł jednak na górę,gdzie czyjaś ręka chwyciła go za kark i wciągnęła przez reling.Nie było czasu na odpoczynek.Z trudem łapiąc oddech, podążył za Metcalfem.Tozierzniknął z pola widzenia, kiedy - jednak Warren odwrócił głowę, zobaczył za sobą Helliera.Wyglądał komicznie w kolorowej koszuli w kwiaty i krótkich spodenkach, które postanowiłnałożyć, by uchodzić za wędkarza.Za to broń, którą trzymał w potężnej dłoni, wcale niewydawała się śmieszna.Pokład zadrżał im pod stopami i Metcalfe uniósł rękę w ostrzegawczym geście.KiedyWarren podszedł bliżej, powiedział do niego cicho:- Zdążyliśmy na czas.Właśnie odpływa.- Wskazał ręką kierunek.- Tam są schody namostek.Idziemy:Pobiegł ostrożnie naprzód i zaczął wchodzić na górę.Warren podążył za nim, niemogąc się nadziwić, że nikt ich jeszcze nie zauważył.Teraz musiało jednak dojść dokonfrontacji.Nie można wtargnąć na mostek, nie narażając się na protesty kapitana.Metcalfe dotarł na górę pierwszy i równocześnie - jakby zgodnie z opracowanymwcześniej planem - z drugiej strony pojawił się Tozier.Na mostku było czterech łudzi:kapitan, dwóch oficerów i sternik.Kapitan spojrzał z niedowierzaniem na trzymany przez To-ziera erkaem, a kiedy się odwrócił, zastąpił mu drogę Metcalfe.Nie pozwalając kapitanowidojść do słowa, powiedział oschle: Arretez!", po czym dodał na wszelki wypadek poarabsku: Ukaf!"Ruch, który wykonał bronią, był zrozumiały we wszystkich językach, więc kapitanzamilkł.Tozier lufą erkaemu nakazał oficerom ustawić się z boku, a Metcalfe w ten samsposób zatrzymał w miejscu sternika.Warren stał na szczycie schodów, trzymając w ręce155pistolet.Spojrzał w dół na Helliera, który trzymał straż przy wejściu na mostek.Follet robiłzapewne to samo po drugiej stronie.Statek powoli odpływał i widać było coraz szerszy pas wody, który dzielił go odnabrzeża.Metcalfe chwycił mosiężną rączkę telegrafu, którym przekazywano sygnały dosiłowni i polecił nastawić turbiny na połowę mocy.Dzwięk dzwonka potwierdził wykonanierozkazu.Sternik gorliwie skinął głową, gdy Metcalfe wskazał mu palcem kierunek,przystawiając broń do pleców.Pokręcił sterem i nabrzeże zaczęło oddalać się coraz szybciej.Nagle nastąpił zgrzyt.Z kabiny na mostku wyszedł Eastman i zdębiał widząc, co siędzieje.Sięgnął ręką pod marynarkę i w mgnieniu oka wyciągnął broń.Warren wymierzył zeswojego pistoletu i przez drobny ułamek sekundy obaj trwali w bezruchu.Potem Eastmankrzyknął, gdy ktoś uderzył go od tyłu w rękę stalowym drągiem.Broń wystrzeliła.Usłyszelimetaliczny dzwięk i świst kuli, która odbita rykoszetem poleciała gdzieś w morze.Eastmannadal trzyma- -jąć pistolet, odwrócił się w kierunku Dana Parkera, który stał tuż za nim zestalowym drągiem.Trzymał go tak kurczowo, jakby przyrósł mu do ręki.Eastman grzmotnął Parkera łokciem w żołądek i ten zwinął się z bólu, upuszczającstalowy drąg, który z łoskotem upadł na pokład
[ Pobierz całość w formacie PDF ]