[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśliflakonik nie był bezpieczny w rezydencji Mercera Wyatta, to już nigdzie.Jedynym innym miejscem, wktórym widziała tyle zabezpieczeń, było Muzeum Uniwersytetu w Kadencji.- A więc, Lydio, jest pani prywatną konsultantką? -spytał Mercer z pozornie uprzejmymzainteresowaniem.Tamara się uśmiechnęła.- Czy nie jest pani zbyt młoda, by rezygnować z kariery uniwersyteckiej? Przeważnie konsultanci sąstarsi, bardziej doświadczeni.Lydia przestała martwić się o torebkę.Zignorowała Tamarę i skupiła się na bacznej obserwacji Mercera.Siwowłosy, o ostrych rysach twarzy, był co najmniej czterdzieści lat starszy od żony.Na palcach nosiłciężkie, masywne pierścienie z bursztynem.Jako szef Gildii, nawykły do władzy, jaką dają pieniądze,musiał być niezwykle potężnym pararezonerem energii dysonansu.- Rzeczywiście nieczęsto się zdarza, żeby paraarche-olog w moim wieku przechodził do sektoraprywatnego -przyznała - ale nie jest to też niczym niezwykłym.Jak do tej pory prowadzili jedynie powierzchowną konwersację, jakie Lydia nauczyła się znosić nauniwer-151 syteckich przyjęciach.Miała przeczucie, że rzeczowa rozmowa odbędzie się po kolacji.- Niektórym ludziom po prostu nie odpowiada akademicka bińrokracja - rzucił swobodnie Emmett.- Takjak niektórzy nie tolerują pracy w korporacji.Lydia posiada coś, co można by nazwać duchemprzedsiębiorczości.Tamara uśmiechnęła się do niej uprzejmie.- Jak Emmett panią znalazł?- Figuruję na liście Stowarzyszenia Paraarcheologów jako konsultantka, a poza tym reklamuję się w Dziennikach Paraarcheologii" - odparła gładko.- Trudno powiedzieć, że to gwarancja lojalności i uczciwości, prawda? - zauważyła Tamara.- Na rynkuhandlu antykami aż roi się od oszustów i fałszerzy.- Ma pani całkowitą rację - mruknęła Lydia.- Ale ogólnie rzecz biorąc, muszę stwierdzić, że szanse wyna-jęcia nieuczciwego paraarcheologa figurującego na liście Stowarzyszenia są znacznie mniejsze niż szansewynajęcia nieuczciwego łowcy z Gildii.Oczy Tamary pociemniały z gniewu.- Gildia przestrzega najsurowszych zasad.- Mhm.- Lydia nabrała na łyżeczkę odrobinę lodów owocowych podanych na deser.- I to dlategoostatnio co najmniej dwukrotnie włamali się do mnie łowcy duchów?Mercer przeszył Emmetta zimnym spojrzeniem.- O czym ona, u diabła, mówi? Emmett wzruszył ramionami.- Sam słyszałeś.Niedawno miała nieprzyjemne doświadczenia z łowcami.Obawiam się, że to zepsuło jejopinię o tej profesji.155 - Bardzo proszę nam to wyjaśnić - Mercer zwrócii się do Lydii.Odłożyła łyżeczkę.- Jako szef Gildii w Kadencji musi pan zdawać sobie sprawę, że po mieście kręcą się łowcy duchówdopuszczający się nielegalnych czynów.Co więcej, wspomagają się w tej przestępczej działalnościprzywoływaniem duchów.Moje mieszkanie zostało dwukrotnie zdewastowane.Mercer zacisnął zęby.Zerknął na Emmetta, po czym znów zwrócił się do Lydii.- Jest pani absolutnie przekonana, że byli w to zamieszani łowcy duchów?- Widziałam przywołane przez nich duchy - odparła bardzo spokojnie.- Proszę zapytać Emmetta.Przegonił jednego z tych łowców.Złapałby go, gdyby ten bandzior nie miał wspólnika, który czekał naniego na parkingu.Mercer znów przeszył wzrokiem Emmetta.- To prawda?- Najprawdziwsza prawda - przytaknął swobodnie Emmett.- Jak zakładam, możesz nas zapewnić, że ciintruzi nie pracowali dla Gildii?- Oczywiście, że nie pracowali dla Gildii.- Mercer cisnął serwetkę i gwałtownie wstał.- Obiecuję pani, żemoi ludzie zajmą się tą sprawą.Gildia potrafi kontrolować swoich członków.- Och, to się dobrze składa - odpowiedziała uprzejmie Lydia.Mercer rzucił jej gniewne spojrzenie.Odwróciła się do Tamary.- Jak to jest być żoną szefa Gildii z Kadencji? Co pani robi oprócz tego, że co rok pojawia się na Balu Przy-wrócenia?153 - Jakoś mi się udaje znalezć zajęcie - odparła chłodno Tamara.Mercer popatrzył na nią z wyrazną dumą.- Tamara jest samodzielnym dyrektorem wykonawczym.Dzięki niej Gildia założyła bardzo aktywnąfundację, wspomagającą kilka organizacji charytatywnych tutaj w Kadencji.Tamara nadzorujezarządzanie fundacją.Na dzwięk tych słów uznania twarz Tamary wyraznie pojaśniała.- Naturalnie nie robię tego wszystkiego sama.Mam to ogromne szczęście, że wspiera mnie DenverGalbraith--Thorndyke, mój główny administrator.Na pewno zna pani długą historię roduGalbraithów-Thorndyke'ów tutaj w Kadencji?- Chodzi o tych Galbraithów-Thorndyke'ów, którzy właściwie zdominowali życie towarzyskie? - Lydia,wbrew sobie, była pod wrażeniem.- Tych, którzy przekazują góry pieniędzy na cele charytatywne?Patronów Muzeum Uniwersyteckiego, członków wszystkich najważniejszych zarządów, i tak dalej, i takdalej? Oczywiście, że o nich słyszałam.Nie wiedziałam tylko, że mają związki z Gildią.Mercer się roześmiał.- Bo nie mieli.Dopóki Tamara się tym nie zajęła i nie poprosiła młodego Denvera, żeby podjął sięadministrowania Fundacją Gildii.- Niezły ruch, Tamaro - pogratulował jej Emmett.- Dziękuję - mruknęła.- Uważam, że to pierwszy ważny krok do poprawy wizerunku Gildii w oczachspołeczeństwa.- W rzeczy samej - energicznie przytaknął Mercer [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •