[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to jedno z tych ludzkich uczuć, któremu pozwoliłobumrzeć w swym wnętrzu, a jego ponowne rozbudzenie sprawiło, żepoczuł się skonsternowany i nieco przygnębiony.Odsunął je od siebie iskupił się na swym głodzie.*Myśli Waliego błądziły daleko.Rozmyślał o Adisli, uwięzionejprzez Widłobrodego, o Disie, a przede wszystkim o runie.Jejwyobrażenie, a co dziwniejsze, dzwięk, który sobie wyobrażał, już odwielu dni wibrowały mu w głowie.Runa zdawała się nieść z sobąmuzykę związaną z brzmieniem jej nazwy Ansuz atoli była czymświęcej.Wspomniał głos tego czegoś, co przemawiało przez Disę,brzmiący niby poszum fali.Właśnie tak dzwięczała runa.Wtem, jak grom z jasnego nieba, opadły go na powrót wszystkieodczucia, które miał za nic podczas długiej jazdy.Poczuł sięniemożliwie głodny i spragniony, zmęczony, jak nigdy wcześniej.Wydało mu się to znaczące, jakby niosło z sobą jakieś przesłanie.Mdłości zniknęły jak ręką odjął.Zrozumiał, że przybył tam, gdzieprzybyć należało.Rozejrzał się wokół, oczami ciężkimi iodmawiającymi skupienia, a rozum podpowiadał, że priorytetem jestsen.Wali zanurzył głowę w strumieniu i się napił.Potem otworzyłsak.Wyjął z niego parę kawałków solonego chleba i niecomarynowanej ryby.Aapczywie pochłonął jadło, znów się napił, a potemułożył do snu.Nigdy wcześniej podczas tej wyprawy nie przygotowałsobie należytego posiania.Teraz jednak rozłożył na ziemi skórę morsa,owinął się płaszczem, a pod głowę podłożył sak.Zmęczenie nieodebrało mu całego rozsądku, przeto przezornie schronił się podskrytym pod nawisem krzakiem, lecz w słabnącym popielatym świetleletniego zmroku nie potrafił zmusić oczu, by rozejrzały się zazagrożeniem.Był po prostu zbyt zmęczony; zagłębił się w przytulnymcieple posłania.Feileg przyglądał się temu wszystkiemu z wysoka.Uznał, żeteraz może się poruszyć.Płynnie, szybko i bezgłośnie zeskoczył zezbocza wąwozu, zanurzając się w cień doliny.Do przodu ruszył sam, pod czujnym spojrzeniem wilkówukrytych na skraju kotliny.Trzymał się tej samej strony wąwozu, poktórej spal Wali, chyłkiem, acz szybko przemykając ku niemu naugiętych nogach.Konie znajdowały się z dala od śpiącego, a Feilegsądził, że być może zdoła je pochwycić, nie budząc właściciela.Było tojednak zbyt wielkie ryzyko.Kto wie, czy ktoś nie jechał śpiącemu naspotkanie? Albo czy on sam nie był doświadczonym tropicielem lubnawet czarownikiem? Musiał zginąć.Wyostrzone zmysły Feilegapodpowiadały mu, że z tego mężczyzny emanowała grozba.Bzyczałaniby gniazdo pszczół u wylotu pieczary, przenikała do jegoświadomości niby ogień buzujący w powietrzu.Tylko w jeden sposóbmożna było odpędzić to uczucie.Najszybsza metoda zabicia śpiącego zależy od pozycji jegociała.Jeśli leży na brzuchu, to stosunkowo łatwo skręcić mu kark,oplatając głowę ramieniem, z tyłu podpierając kolanem.Feilegwypróbował ten sposób już dwa lub trzy razy i przekonał się, że nawetjeśli kręgi wytrzymywały, to i tak trzymał ofiarę w skutecznym uściskui bardzo szybko mógł dokończyć dzieła.Jeśli człowiek spoczywał naboku lub na plecach, to mógł mu zmiażdżyć głowę stopą.Jeśli zależałomu na ciszy, miał w palcach dość siły, by zgnieść śpiącemu grdykę.Feileg może lepiej byłoby nazywać go wilkoludem, bowiemprzypływ hormonów, który powodowała już sama perspektywazabójstwa, sprawiał, że jego człowieczeństwo zdawało się czymśwątłym i przebrzmiałym bezszelestnie sięgnął po krzak zasłaniającyśpiącego.Mężczyzna leżał na boku, przeto wilkolud zdecydował sięzbliżyć po cichu i skręcić mu kark.Wtem posłyszał jakiś pomruk, niski i gardłowy.Rozejrzał sięwokoło w poszukiwaniu zródła dzwięku.Sam go wszak nie wydał.Odgłos nie brzmiał naturalnie, i wilkolud poczuł, jak jego ciałemwstrząsnął dreszcz.Miał wrażenie, jakby otworzyły się wszystkie poryna jego skórze i jął się pocić, a ciało każdym zmysłem ostrzegało goprzed zbliżającym się niebezpieczeństwem.I znów ten pomruk, nawetniższy niż poprzednio, niby kamień trący o kamień.Feileg padł plackiem na ziemię.Trzeci pomruk, tym razem nibycoś dobywającego się spod ziemi, i słowo. Adisla.Feileg podniósłwzrok.Ten odgłos dobywał się z ust śpiącego.Chrapanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]