[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie wierzę, że tylko o to, że nie odebrałem telefonu.Stanęła w progu. Nie, nie tylko o to.Masz pojęcie, jak się czułam? Uczest-nicząc w tej.rozmowie? Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego miałbym ci się zwierzać? Cyryl nie wytrzymałjej oskarżycielskiego spojrzenia i postanowił się bronić. To chyba moja sprawa, z kim się spotykam i z kim chciał-bym sypiać. Gratuluję wyboru. Ewa! Nie miałem pojęcia, kim ona jest. Teraz już wiesz.Co dalej? Dzwoniła z lotniska.Wróci za kilka dni.Konferencja trwatydzień, ale postanowiła skrócić pobyt i zaraz po wykładziewsiąść w powrotny samolot. Wykładzie o wampirach, oczywiście. Możliwe.Nie pytałem odparł Cyryl. Niesłychane.Starała się go obrazić, ale on postanowił udać, że tego niedostrzega.Znali się nie od wczoraj.Ta sprawa, czy też znajo-mość, a może po prostu kwestia uczuć nie był pewien, jakichsłów powinien użyć, by wyrazić istotę rzeczy nie powinnaich poróżnić. Nie wyjeżdżaj powiedział spokojnie. Przecież nigdzieci się nie spieszy.Ja będę teraz rzadziej bywał w domu.Korzystaj z lokalnych wygód zatoczył ręką łuk, którym objąłsalon, kuchnię i przyległości, łącznie z Farinellim, śpiącym naogromnym fotelu.Ewa westchnęła, jakby nagle uszło z niej powietrze.Linia jejramion złagodniała.Podbródek nie wydawał się już tak mocno zarysowany. Krzysztof mnie objechał rzuciła w przestrzeń. Tu cię boli.Zasłużyłaś? Na to wygląda.Wczoraj kazał mi odwołać spotkanie, ajawciągnęłam w to jeszcze ciebie.Ale nie martw się uprzedziłajego pytanie. Wyjaśniłam mu, że jesteś niewinny. W tej sytuacji nie mam ci za złe uśmiechnął się Cyryl. Muszę kupić płaszcz powiedziała Ewa z rezygnacją. Najlepiej w cenie biletu do Szczecina.I z powrotem po-prawiła się po chwili. To da się zrobić.Wybrać się z tobą na zakupy? Nie.Spróbuję znalezć sobie innego pomocnika.Jeślijeszcze będzie chciał ze mną rozmawiać.Rafał Wilk należał do tych mężczyzn, którzy umielibysprzedać chyba wszystko.Rzutki, przedsiębiorczy i w lotwietrzący dobry interes, jako student archeologii świetnie siębawił, ale szybko zrozumiał, że to nie dla niego.Męczyła gopraca w terenie, a także surowe, połowę warunki i związane znimi niewygody dnia codziennego.Był na drugim, może natrzecim roku, kiedy to do niego dotarło.Pewnego dnia, stojącnad wykopem, w kurzu i upale, zrozumiał, że oczekuje czegośzupełnie innego.Chciał żyć na poziomie otaczać sięprzedmiotami powszechnie uważanymi za modne i nowoczes-ne, zwiedzać świat, uprawiać sporty wymagające znacznychnakładów finansowych, nurkować w Egipcie, jezdzić na nartyw Dolomity, mieć niezły samochód i mieszkanie po właściwejstronie Wisły.Obawiał się, że archeologia nie zaspokoi jegopotrzeb.Po obronie trzezwo ocenił sytuację i zaczął szukać narynku swojej niszy.Przyjaciele mówili, że ma szósty zmysł, bozawsze umiał trafić w dziesiątkę i doskonale dopasowywał siędo trendów i okoliczności.Przez kilka lat zarządzał agencjąpublic relations, pózniej stał się współtwórcą znanego domumediowego, by w końcu zainteresować się branżą, która mogłaprzynieść większe zyski.Jego wysiłki nie poszły na marne.Dzisiaj mógł sobie pozwo-lić na realizację wielu marzeń i choć mówił o sobie, że nie jestmaterialistą, wszystkie można było wyrazić konkretną kwotąna jego koncie.Był pewny siebie i zadowolony z życia.Krzysztof rzadko widywał osoby, odczuwające aż taką sa-tysfakcję i tak głęboko przekonane o swojej wartości.Cechygodne podziwu i zazdrości, pomyślał, patrząc, jak niewysoki,łysiejący mężczyzna zbliża się do jego stolika.Pod rozpiętympłaszczem, z pewnością drogim i w bardzo dobrym gatunku,nosił doskonale skrojony garnitur.Umiał się ubrać to nieulegało kwestii.Sobolewski z westchnieniem rzucił okiem narękawy swojej marynarki.Dotąd żył w przekonaniu, żeprezentuje się przyzwoicie, teraz był gotów zmienić zdanie.Cóż, wszystko zależy od punktu odniesienia.Podniósł się iuścisnął wyciągniętą dłoń.Uścisk był krótki.Wilk nie lubiłtracić czasu. Cieszę się, że zgodził się pan na to spotkanie zacząłKrzysztof, czekając, aż tamten powiesi płaszcz na wieszaku izajmie stojące po drugiej stronie stolika krzesło.Zajęło mu tochwilę.Ze swego miejsca detektyw obserwował jego ruchy,mimo krępej sylwetki, zwinne i sprężyste.Oszczędne.Precy-zyjne.Przyszło mu do głowy, że facet byłby świetnym zapaś-nikiem.Nie wzbudził jego sympatii.Pod maską akuratnościmożna było dopatrzyć się wyrachowania. Drobiazg zapewnił mężczyzna i rozejrzał się po lokalu wposzukiwaniu kelnera, który zjawił się niemal natychmiast.Gości było niewielu.Przez duże okna przenikał do przestron-nego wnętrza wczesny zmierzch.Wlewał się w wąskie przejściamiędzy stolikami i natychmiast ustępował przed ciepłymświatłem lamp, sączącym się przez okrągłe herbaciane abażu-ry.Aromatyczna kawa doskonale komponowała się z wszech-obecnym bursztynowym blaskiem. W czym mogę panupomóc? Chciałbym zadać panu kilka pytań.Z uwagi na dość ory-ginalny temat pracy, którą pan kiedyś napisał.Na pewno Ewajuż panu o tym wspomniała. Tak przyznał Wilk. Niewiele pamiętam, ale proszępytać. Zanim do tego dojdziemy Sobolewski ważył słowa,wciąż bacznie przyglądając się mężczyznie po drugiej stroniestolika proszę mi powiedzieć, czym się pan zajmuje? %7łe stać pana na garnitur, na jaki ja nigdy nie będę mógłsobie pozwolić, dopowiedział w myślach.Niby nie szata zdobiczłowieka.Nic bardziej mylnego. Jestem pośrednikiem odparł dawny kolega Ewy i Cy-ryla, ukazując w szczerym uśmiechu olśniewające uzębienie. Jakiego rodzaju? chciał wiedzieć Krzysztof, ignorując tęmanifestację pozytywnych uczuć. Pomagam przedstawicielom koncernów farmaceutycz-nych dotrzeć do lekarzy wyjaśnił biznesmen, bawiąc sięmikroskopijną filiżanką kawy. Widzi pan, do niedawna niebyło z tym problemu.Wkraczali do gabinetów między pacjen-tami, informowali lekarza o nowych produktach i zostawialipróbki.Ale przepisy się zmieniły.Teraz przedstawiciele me-dyczni muszą mieć zgodę dyrektora placówki na podobnespotkania, które mogą się odbywać wyłącznie po godzinachpracy lekarzy.To moja rola.Ja te spotkania umawiam.Pilnujęgrafiku.Informuję, kogo trzeba.Krzysztof przyglądał mu się z uwagą, kiedy wyłuszczałobowiązujące w przychodniach i szpitalach zasady, zastana-wiając się, czy związek Wilka z branżą farmaceutyczną nieczyni z niego jednego z podejrzanych.Znajomości, zastanawiałsię, łatwy dostęp do leków.Zwlekał chwilę, nim zadał mupytanie. Mówi coś panu nazwa thiopental?Zaskoczony mężczyzna zamrugał szybko powiekami. Nasza rozmowa miała chyba dotyczyć czego innego? zauważył nie bez racji. Pozwoli pan, że ja będę o tym decydował uprzejmieprzypomniał mu policjant. Mówiłem już, że jestem tylko pośrednikiem.Nie intere-sują mnie specyfiki, które promują moi klienci. Jakie firmy pan reprezentuje? Nie podoba mi się pański ton odparł Wilk, patrząc naSobolewskiego z irytacją. Jestem przedsiębiorcą, nieprzestępcą. Oczywiście zgodził się natychmiast Krzysztof. Nie-mniej byłbym panu wdzięczny za dostarczenie listy klientów.Ilisty leków, które znajdują się w ich ofercie.Jak najszybciej. Dokąd się panu tak spieszy? zdobył się na ironię py-tany. Tego nie musi pan wiedzieć.Oszczędzę panu ponuregoobrazka. Może takie właśnie lubię?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]