[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uradowany, złapałeś ją za rękę.Twoja twarz przybrała zupełnie nowy wyraz.Podekscytowanie.Cieszyłeś się, że Cię odwiedziła.Chętnie pozwoliłeś jej się ucałować woba policzki.A kiedy pociągnęła Cię na południe od naszego domu, ledwo pomachałeś namna pożegnanie.Ruszyliście biegiem w dół wzgórza, obok mojego ogródka i miejsca, któreupatrzyłam sobie na lipę, aż do jabłoniowego sadu.Odebrało mi dech.Stałam jak skamieniała.- Gabrielu? - wykrztusiłam.On przewrócił oczyma, jak gdyby otrząsając się z podobnego osłupienia.- Wrócą, kiedy skończą.- Zaczął iść w stronę domu, ale ja struchlałam.- Co skończą?Gabriel był już na werandzie, ale się odwrócił.- Pożerać świat.MABPodczas gdy żywe kruki pilnowały śpiącego Lukasa, martwego zaniosłam w pudełkudo warsztatu.Budynek przypominał trochę stodołę i być może taką pełnił funkcję sto lattemu, kiedy go zbudowano.Piętrzyły się w nim przykurzone szpargały.O stertę skrzynekopierał się odwrócony do góry dnem zdezelowany kadłub łódki.W dzieciństwie było to mojeulubione miejsce do obserwowania pracującego nad szkicami i miksturami Arthura.Co roku,podczas odnawiania run na ścianach stodoły, na wewnętrznych burtach łódki malowałamresztką farby magiczne znaki.Pewnego razu Arthur wgramolił się tam razem ze mną.Przyniósł świecę.Pochylił się, dopasowując plecami do kształtu łodzi.Stwierdził, że to dobre,bezpieczne miejsce.W ziemi dookoła zakopaliśmy razem srebrny drucik, odśpiewaliśmypieśni błogosławienia.Z liści pałek wodnych upletliśmy słomiankę, którą następniezanurzyliśmy w kąpieli z mleka, krwi i miodu.- Bezpieczniejsza mogłabyś tutaj być tylko wtedy, gdybyś zapuściła tu korzenie -oznajmił Arthur po skończeniu pracy.Położyłam ciało kruka na długim stole i przyszpiliłam skrzydła do zniszczonego blatu.Wyskubałam kilka piór z jego piersi i odłożyłam do cedrowego pudełka.Wzięłam jeden znoży sterczących z drewnianego klocka i rozkroiłam ptakowi brzuch.Dobrze, że jegokompania została w domu.Przylecą do mnie, gdyby coś złego działo się z Lukasem, ale niechciałam, żeby patrzyły na to, co robię.Ostrożnie wyjęłam mostek i rozchyliłam trzeszcząceżebra.Jego serce było garstką popiołu.Spojrzałam na zwęglone, czarne wnętrzności.Kruka zabił ogień.Pomyślałabym, żedotknął jakiegoś przewodu, ale przypomniałam sobie płonące dłonie Lukasa i rozżarzoną runęczarnej świecy.Uśmiechnęłam się ze smutkiem.Pogładziłam jedno z długich piór na skrzydłach,podziwiając ich lśnienie.Nasypałam na ptaka trochę soli, śpiewnym półgłosem podziękowałam mu i życzyłamspokojnego odpoczynku.Potem zebrałam co lepsze pióra i zawinęłam ciałko w czerwony,bawełniany całun.Spalimy go.Być może Lukas zechce rozsypać ze mną jego prochy.Stałam nad stołem do pracy, w zamyśleniu kreśląc na nim kręgi.Drewniany blatwyślizgał się przez lata.Dawało się dostrzec parę ciemniejszych plamek po krwi, ale większaczęść blatu lśniła bursztynowo.Musiał istnieć sposób na bezpieczne pozbycie się runy Lukasa.W Różowym Domuznajdowały się książki z teorią magii.W większości były napisane przez Philipa Osborna,jednego z pierwszych uczniów Arthura, który zajmował się przede wszystkim uzdrawianiem,dlatego istniała szansa, że w jego dziennikach i notatkach z eksperymentów znajdę jakieśwskazówki.Westchnęłam.Nigdy nie przepadałam za nauką, zwłaszcza jeśli nie wiedziałam,od której strony się do czegoś zabrać.Lubiłam też mieć z kim omówić pomysły.Będzie tosyzyfowa praca, ale musiałam się jej podjąć - dla dobra Lukasa.Nagle przypomniałam sobie, że notatniki Osborna ma Silla.Pożyczyła je w zeszłymroku, bo potrzebowała materiałów do jakiejś pracy na studiach.Zrezygnowana opadłam na klepisko.Położyłam się na plecach.Słońce przedzierającesię pomiędzy krokwiami dziurawego od południa dachu podświetlało drobinki kurzu.Wgniezdzie gruchały trzy synogarlice, zadowolone, że kruki zostały w domu.Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że Arthur stoi obok i rysuje coś wszkicowniku.Czasami, kiedy pracował, rozkładałam się na podłodze i wypytywałam go orozmaite rzeczy.Przyglądałam się łagodnej krzywiznie jego pleców i pewności, z jakąporuszał rękami.Czasami usypiało mnie skrobanie ołówka po papierze i śniło mi się, żerysunki ożywają i fruwają dookoła niczym maleńkie wróżki.Co Arthur zrobiłby na moim miejscu? Powtórzyłam sobie wszystko, co wiedziałam orunie czarnej świecy.Była to szczególnego rodzaju więz pomiędzy osobą wymawiającązaklęcie a naznaczoną rzeczą.Jak się jej pozbyć, nie krzywdząc Lukasa? Mogłabym nie cofaćunieruchomienia w nadziei, że klątwa któregoś dnia zniknie.Albo zmienić samą runę iwpłynąć tym na działanie zaklęcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]