[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanowiła jego tajemnicę, przygodę.Zrozumienie tej kobiety zajmie mu całe życie, a on chciał bezreszty poświęcić się temu zadaniu.Jeśli ona mu na to pozwoli.Kiedy ich usta się rozdzieliły, wesoło przygryzła mu wargę.- A teraz chodzmy po sztylet.- Tak - odparł i skierował się ku szczelinie.- Za mną.Niski szum rozległ się, kiedy tylko weszli w tunel.Skały były pełne przeróżnych metali.Czuł je naobrzeżach umysłu; starały się przedrzeć do środka.Słyszał wysoki pisk cyny, brzęczenie żelaza,uderzenia niklu i cynku, szczypta złota i srebra - ich głosy niemal zbyt ciche, by je usłyszeć.Westchnął z ulgą, kiedy tunel się skończył i weszli do dużej, wysokiej komnaty.Mógł odejść od ścianna tyle daleko, by głosy metali ucichły.Uniósł lampę i zaczął się rozglądać.Julianne szła krok za nim.Kolorowe żyły przecinały skalne ściany.Tu i ówdzie dostrzegli skupiska kryształów, łapiące światłolampy i rozpraszające je wokół jak pryzmaty.Powietrze było suche i chłodne, ale Jacob słyszałokazjonalne kapanie wody.Stalaktyty zwisały ze stropu, a stalagmity wyrastały przed nimi niczym na spotkanie.Na przeciwległejścianie połączyły się różne skały, tworząc formę przypominającą dziwne organy.Na środku jaskinilśniło ciemne, oleiste jezioro.- Ostrożnie - powiedział cicho.- Na ziemi mogą być pęknięcia podobne do szczeliny, którą tuweszliśmy, więc trzymaj się blisko mnie.Julianne skinęła i chwyciła go za ramię.- Wygląda na to, że od dawna tu nikogo nie było. Lub nigdy - pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.- Nie ma potrzeby od razu rozwiewać jejnadziei.Podłoże było kamieniste i nierówne.Bez skrawka ziemi, w której mógłby utrwalić się ślad.%7ładnekamienie nie leżały w kręgu mogącym służyć jako palenisko.Na ścianach próżno było szukać sadzy.Jacob powoli szedł po nierównym podłożu, zatrzymując się tylko po to, by pomóc Julianne pokonać cowiększe skały.- Ostrożnie - ostrzegał.- Nie chciałbym, żebyś skręciła kostkę albo.Zamilkł, kiedy przeszył go niski dzwięk.- Słyszysz to? - spytał.- Co takiego?Zrobił kolejny krok i dzwięk stał się głośniejszy, głębszy.- Coś tutaj jest.Był to głos podobny do zewu sztyletu, który pokazała mu Julianne.Jednak przypominał go o tyle, ileryk ogromnego lwa przypomina miauczenie domowego kota.Pieśń tego ostrza lśniła w powietrzu izagłębiała w jego umysł pazury.Ból narastał i Jacob z całych sił starał się nie upaść.A przecież jeszczenie zobaczył tego diabelskiego przedmiotu! Nawet nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby go dotknął.- Gdzie? - szepnęła Julianne.Jej głos rozchodził się po komnacie rytmicznym echem.Jacob zamknął oczy i się skoncentrował.Gdy już przywykł do nieprzyjemnej obecności sztyletu,rozdzierający ból głowy zelżał i stał się tylko okropny.Po kilku chwilach uniósł dłoń i wskazał naprzypominającą organy formację skalną.Moc liznęła jego wysunięte palce i wystrzeliła wzdłużramienia.Ciężko przełknął.W całym swoim życiu nie czuł, aby jakikolwiek metal emanował tak silną energią.- Tam, za skałami.Julianne wzięła od niego lampę i podeszła, niezrażona bliskością metalu, nieświadoma jegorozdzierających duszę wibracji.- Masz rację.Jest tu dość miejsca, aby się przecisnąć - zawołała i wślizgnęła się za skały.Po chwiliJacob usłyszał jej ciche słowa.- Och, nie.Lęk, jaki usłyszał w jej głosie, zmusił go, aby poszedł bliżej zródła tego diabolicznego dzwięku.Kiedydołączył do Julianne, zastał ją wpatrzoną w ścianę pokrytą sztyletami zwisającymi z wapiennych haków.- Synowie lasu śpią w kamiennych salach, by żaden nigdy nie pozostał sam - zacytowała słowamanuskryptu.- Tutaj są setki identycznych ostrzy.Przecież nie możemy zabrać wszystkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]