[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powtarzał sobie deklinacje łacińskie, daty zhistorii Irlandii.Ale nauka wydawała się odległa, nieważna.Myślami wrócił do najświeższych wydarzeń.Następnego dnia po przyjezdzie do Manchesteru niejakiJohn Joseph Corydon przyszedł, by rozmówić się z młodymiIrlandczykami, którzy noc przespali na gołych deskach pod-169logi Klubu Robotniczego.Corydon był od dawna zaufanymfenianinem, niejednokrotnie jako kurier przewoził depeszemiędzy Anglią, Irlandią i Ameryką.Cieszył się pełnym za-ufaniem inicjatora i organizatora obecnej operacji, kapitanaJohna McCafferty'ego, irlandzkiego Amerykanina, przyjacielaKelly'ego i Clusereta. Jutro powiedział Corydon będziecie mielisposobność zadać poważny cios w walce o wolność naszegoukochanego kraju.Przedstawił im ambitny plan ni mniej, ni więcej tylkozdobycie zamku Chester.Pozorowany atak frontalny na ko-szary, by związać siły garnizonu.Jeden fenianin ma zsunąćsię wówczas na dół z Wieży Cezara i otworzyć furtkę natyłach koszar nad rzeką, by tamtędy wpuścić główne siłyfenian.Wzięci w dwa ognie Anglicy będą musieli się poddaćalbo zginąć. A gdy wy będziecie zdobywać zamek mówił Cory-don inni z naszych rodaków zawładną dworcem w Che-ster, pociągami na trasie do Holyhead, a także parowcempocztowym.Druty telegraficzne będąprzecięte, by wiadomo-ści nie dotarły do innych ośrodków wojskowych aż do chwili,gdy już będziemy mieli broń i amunicję załadowaną, a paro-wiec na morzu, zdążający w kierunku sekretnej przystani nawybrzeżu irlandzkim. Aby nam się udało wszystko przeprowadzić szep-nął Peter święty Patryk będzie musiał dokonać cudówwiększych od wypędzenia żab z Irlandii! Cóż, musimy spróbować! odrzekł Gregory.Tom Keefe milczał jak zwykle i tylko przygryzał wargi.Corydon chodził między młodymi Irlandczykami, przy-glądając się im.Zbliżywszy się do Petera, obejrzał go z uzna-niem i przywołał na twarz obleśny uśmiech, który uważał zaujmujący. Potrzeba mi takiego chłopaczka jak ty powiedział. Chciałbyś zostać moim przybocznym adiutantem? Doataku pójdziemy oczywiście wszyscy razem, ale tymczasem170będziesz miał wygodniejszą od tej tutaj kwaterę w moichpokojach.Pokusa była silna.Jako adiutant Corydona wyróżniłby sięspośród tłumu szeregowców, miałby szansę poznania dowód-ców, otrzymywałby zlecenia ważnych misji, specjalnych po-ruczeń.Ale nie chciał zostawiać Toma.Prócz tego, chociażnie umiałby swoich doznań ująć w słowa, czuł, że coś goodstręczało od Corydona. Dziękuję.Ale mój kolega, Tom Keefe, pochodzi takżez Kerry.Dawny przyjaciel.My zawsze będziemy się trzymaćrazem.Corydon wzruszył ramionami i poszedł dalej.Na adiutan-ta wybrał sobie młodzika o zmysłowych wargach i ciemnychdziewczęcych rzęsach, tego samego, który w oberży dubliń-skiej wymachiwał nożem.Peter i Tom nie mieli dość do-świadczenia, by wiedzieć, po co Corydonowi był potrzebny chłopaczek" na przybocznego adiutanta.Na wieży czas się wlókł.%7łołnierzom ćwiczącym na dolepozwolono na chwilę odpoczynku: odmaszerowali poza za-sięg wzroku Petera.Dziedziniec był pusty.Odczekawszy, ażsamotny wartownik chodzący przed wejściem do koszarodwróci się, Peter wyjrzał na wewnętrzny mur, po którymbędzie musiał schodzić, wypatrując szczelin i nierówności.Niełatwe, ale Peter uznał, że możliwe.Wspinając się od dzie-ciństwa po skałach i skarpach koło Clogbur, nauczył sięchodzić po prawie prostopadłych ścianach i przywierać donich stopami.Ukrywszy się znowu za ambrazurą, spojrzał w drugą stro-nę, na miasto Chester.Zredniowieczne mury z czerwonegopiaskowca, otaczające śródmieście nieregularnym czworobo-kiem, pozostały nietknięte.Na południowy zachód od zamkurzekę Dee przecinał most Grosvenor długości 70 metrów,jeden z największych podówczas mostów w Europie.A dalejna zachód most kolejowy.Tamtędy będzie przejeżdżać zdo-byta przez fenian broń w drodze do Holyhead i do Irlandii.W mieście roiło się, jak Peter dobrze wiedział, od obcych.171Irlandczycy przyjeżdżali w ciągu całego ranka, wysypując siętłumnie z pociągów z Manchesteru, Warrington, Crewe i in-nych okolicznych miast.Około południa następnego dnia Corydon znowu się zja-wił w Klubie Robotniczym, gdzie trzymano młodych fenian,nie pozwalając im wychodzić, aby się gdzieś nie popili i niewygadali. Trzeba mi ochotnika do wspięcia się na Wieżę Cezara powiedział i do otworzenia furtki, by wpuścić naszychludzi.Kilkunastu wystąpiło, między innymi Peter, Tom i Gre-gory.Corydon spojrzał na nich, złośliwie łypnął okiem naPetera. Ty pójdziesz.Nie lubisz wygodnego łóżka, to dzisiej-szej nocy wcale łóżka nie zaznasz.Zdajesz sobie sprawę, żemoże ciebie z dołu wypatrzeć strażnik? Myślę, że nie narażam się na większe niebez-pieczeństwo niż ci, którzy jutro pójdą do walki odrzekłPeter. A w każdym razie zrobię wszystko co w mojejmocy. Czy mogę z nim pójść? spytał Tom. Czemu nie? Nawet jeszcze trzeci będzie potrzebny isierżant.Tego już wyznaczyłem.Ty.jak się nazywasz? Winter. Ty, Winter, pierwszy spróbujesz się wspiąć.Jeśli ci sięnie uda albo jeśli spadniesz, nie wywołując oczywiście alar-mu, inni spróbują kolejno.Jeden z was musi wlezć na tęwieżę!Peter, Tom, Gregory Nolan i sierżant wyjechali pociągiemdo Chester.Chłopcy chcieli zaraz pójść obejrzeć wieżę, alesierżant sprzeciwił się: Możemy zwrócić uwagę, a wtedy nocna warta będziesię miała na baczności.Zjedli więc posiłek i łazili po mieście, aż znalezli opusz-czony, na wpół zrujnowany budynek przystani rzecznej.Tamsię schronili i czekali coraz bardziej zdenerwowani.Podszedł-172szy pod zamek tuż przed świtem, zaobserwowali, że nocądwaj wartownicy patrolowali od zewnątrz mury zamku, jedenna każde dwa boki czworokątu.Co pewien czas spotykali sięna rogach.Sierżant wysłał Gregory'ego do miejsca najdalsze-go od rzeki, by wciągnął wartowników w rozmowę.Tom,najwyższy z czwórki, podstawił swoje plecy, a Peter wlazł naniego.Około południa żołnierze wrócili na dziedziniec, a trąbkawezwała ich na obiad.Dobra myśl uznał Peter i wydobył z kieszeni pognie-cioną paczuszkę.Ale zaledwie dzwięki trąbki koszarowejprzebrzmiały, do uszu chłopca dobiegły dalekie odgłosyorkiestry grającej wojskowego marsza.Zgięty wpół Peterprzebiegł po wieży do miejsca, skąd rozciągał się widok namiasto.O jakieś trzysta metrów od bram koszar zaczynała sięulica Grosvenor, która dalej łączyła się pod ostrym kątem zulicą Bridge, prowadzącą do centrum miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]