[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Diabeł wrósł w podłogę.- Nie podejdziesz do mnie - powiedziałam, nie zważając na sens tego, co mówię, iczując, jak czerwona mgła zasłania mi oczy.- Radzę ci, trzymaj się z daleka.Sam wiesz, że ciradzę dobrze.W tym momencie zadzwonił telefon.Nie ruszył się ani on, ani ja.Telefon dzwonił jakwściekły i Diabeł opanował się pierwszy.- Wariatka - powiedział, wzruszając ramionami.Odwrócił się i podniósł słuchawkę.- Do ciebie - oświadczył po chwili.- Cha, cha - odparłam drwiąco, zdecydowana nie ruszyć się z bezpiecznej fortecy, jakąstanowił fotel w kącie i nóż.- Przestań się zachowywać jak kretynka.Pułkownik Jedlina do ciebie.Wzruszyłamramionami.- Powiedz mu, że nie podejdę nawet, gdyby dzwonił Duch Święty.Z szyderczą wzgardą słuchałam, jak Diabeł przekonywał rozmówcę, iż brak kontaktuze mną wywołany jest wyłącznie moim niedorzecznym uporem.Rozmówca nie ustępował.- Mówi, że chce się tylko przekonać, że żyjesz - powiedział z irytacją, znówwyciągając ku mnie słuchawkę.Straciłam do nich cierpliwość.- Odczep się!!! - wrzasnęłam okropnie.- Nie jego interes, czy żyję!!! Niech sięwypcha!!!- Trudno… - powiedział Diabeł do słuchawki.- A, słyszał pan? Proszę bardzo, dowidzenia.Nie patrząc na mnie wrócił do zamykania walizki.Przez chwilę panowało milczenie.- Co to za dowcipy z tymi Ropodami? - spytał, dociągając paski i nadal omijając mniewzrokiem.- Kłamiesz, oczywiście.- Kłamię - przyświadczyłam.Teraz wreszcie spojrzał.- Kłamiesz - powtórzył.- Teraz kłamiesz.Chcesz znów wprowadzić jakieśzamieszanie, nie rozumiem dlaczego.- Żeby ci unaocznić, jak przyjemnie jest żyć w niepewności.Uprawiałeś tę politykę odlat.Poczuj ją teraz na sobie.- Postanowiłaś się na mnie mścić?Pozwoliłam sobie zademonstrować niewinne zdziwienie.- A cóż to ma wspólnego z zemstą? Jeśli zełgałam o Rodopach, to przecież jawychodzę na wariatkę, a nie ty.Co to ma do rzeczy?Nie odpowiedział, przyglądając mi się z namysłem.Widoczne w nim było jakieśrozpaczliwe napięcie.Udało mi się przyprawić go o rozterkę.- Chcesz powiedzieć, że teraz mówisz prawdę? A przedtem zełgałaś? To nie było to,co on powiedział?- A co, myślałeś, że zwariowałam zupełnie? Jasne, że to nie było to.O tyle niezełgałam, że on istotnie wymienił liczby, dotyczące odległości i że bez tej mapy nikt tam nietrafi.Resztę wymyśliłam na poczekaniu.Rodopy, jak dla mnie, możecie sobie przeszukaćkamień po kamieniu, znajdziecie pewno kozie łajno.- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał cicho i pomyślałam sobie, że chyba nigdy w życiu niebył taki wściekły.- Dobrze wiesz dlaczego - odparłam zimno.- Zasadniczym błędem twojego życia byłoprzekonanie o moim trwałym zidioceniu.- Nie rozumiem, co masz na myśli.- To nie rozum.Nie ma przepisu, że wszystko trzeba rozumieć.Siedziałam skulona w fotelu, z otwartym nożem sprężynowym w garści izastanawiałam się, czy całą resztę życia będę zmuszona spędzić w tej pozycji.Poruszony dogłębi Diabeł najwyraźniej w świecie rozmyślał tylko o tym, jak ze mnie wydrzeć prawdę.Zpewnością posłużyłby się pistoletem, gdyby nie to, że stracił go wraz ze zmianą miejscapracy.Nóż w moich rękach zniechęcał do bezpośrednich kontaktów.O siódmej wieczorem zaniechał wreszcie wysiłków, zostawił walizkę i bez słowawyjaśnienia opuścił mieszkanie.Zlazłam z fotela, założyłam za nim łańcuch i poprzysięgłamsobie nie wpuścić go na powrót.O ósmej zadzwonił telefon.Zawahałam się, uznałam, że w zabójstwo przez telefon niewierzę i podniosłam słuchawkę.- Dwadzieścia cztery osiemnaście - powiedział pułkownik zirytowanym głosem.-Rany boskie, co pani wyprawia?- Dziękuję panu za opiekę - odparłam zjadliwie.- Normalny człowiek już by pewnonie żył.Więcej się narwać nie dam.- Nic nie rozumiem, o czym pani mówi?! Niechże pani przestanie z tą swoją maniąprześladowczą! Niech pani zaraz do mnie przyjeżdża, tu jest facet z Interpolu.- Kto, znów ten łysy knur?Pułkownik jakby się zawahał.- No, jeśli pani koniecznie chce go tak nazywać… Miała pani być o siódmej.Czekamyna panią od godziny!- W Palmirach też pan na mnie czekał? - spytałam złowieszczo.- W jakich Palmirach?- Na cmentarzu.Nawet dobre miejsce.Po jakiego diabła kazał mi pan jechać doPalmir? Za co pan mnie ma, za kretynkę? Teraz jest wieczór, ale ja poczekam.Do jutra rananikt tu nie wejdzie, a jutro, może pan być dziwnie spokojny, zrobię piekło na całe miasto.Zawiadomię pańskich kolegów i zwierzchników, zawiadomię kontrwywiad, straż pożarną iprasę.Już mi nikt po cichu łba nie ukręci, jeśli zginę, to z dużym hukiem!Pułkownik się okropnie zdenerwował.- Czy pani oszalała? Kto ma pani łeb ukręcić?! Zaraz, spokojnie - zreflektował sięnagle.- Co jest z tymi Palmirami?! O co chodzi?- Chyba pan to wie najlepiej - powiedziałam jadowicie.- W porządku.Załóżmy, że wiem, ale chcę to usłyszeć od pani.Cholernie lubięsłuchać o tym, co sam zrobiłem.Proszę, jak to było?- Dosyć zwyczajnie.Zadzwoniła pańska sekretarka, oświadczyła, że pan będziemówił, i rzeczywiście! Kazał mi pan za godzinę przyjechać do Palmir, bo tam łapiecie faceta ikończycie aferę.- Powiedziałem hasło?- Nie, i teraz rozumiem, dlaczego.Zamierza się pan wyprzeć tego telefonu.- Zamierzam, słowo honoru - przyświadczył pułkownik.- Niech pani tam siedzi.Zadzwonię za parę minut.Przez te parę minut, które przeciągnęły się do pół godziny, utwierdziłam się wprzekonaniu, że telefoniczną drogą nie zrobią mi żadnej krzywdy.Nic mi nie grozi, przeztelefon możemy rozmawiać do upojenia.- Chciałbym wiedzieć, co pani zdążyła zrobić w tym krótkim czasie pomiędzy wizytąu mnie a dzisiejszym porankiem - powiedział pułkownik, wyraźnie wściekły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]