[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był czarny jak noc z zielonymi jak morska tońoczami.- Nie! - jęknąłem i popatrzyłem na Zośkę z wyrzutem.- A co miałam robić? - zapytała z wyrzutem.- Zostawić biednego kotka na pastwęlosu? Chodził bez mamy na terenie przyległym do przystani, więc go przygarnęłam.- Sierota przygarnęła sierotę?Zośka ze złością machnęła ręką.Odwróciła się plecami i przysiadła na krawędzi koigłaszcząc kotka.Ten odpowiedział miauczeniem i łaszeniem się.Nie dało się ukryć, że kotbył rozbrajająco pocieszny.Te wpatrzone ufnie w człowieka oczy zdawały się być bardziejskuteczną bronią od pazurów.Pogłaskałem stworzenie delikatnie i rzekłem:- Schowaj go pod kołdrę i naucz milczenia.Jeden pasażer na gapę wystarczy.Drugiego pan Tomasz nie przeżyje.O Jorgensenie nawet nie wspominam.Z pokładu doleciały do nas odgłosy śmiechu.Czym prędzej przystawiłem twarz doszybki bulaja.Zauważyłem spore zamieszanie.To Anna i Johann wchodzili na pokład podrabince.A pan Tomasz najzwyczajniej w świecie śmiał się na całe gardło.Należało kończyć wizytę w kajucie Anny.- Nie mów nic pannie Ani, że tu byłem - rzekłem na odchodnym.- Tajemnicasłużbowa.Rozumiesz?Zośka przystawiła dwa palce do skroni i wyprostowała się jak struna.- Rozkaz!- Pan Tomasz chce z tobą pogadać, więc niedługo nacieszysz się spokojem.%7łegnam.Wyszedłem, gdyż słyszałem coraz głośniejsze odgłosy pasażerów.Zbliżali się doschodków.Zamknąłem za sobą drzwi kajuty.W tym momencie czyjeś cielsko zwaliło się na moje plecy przewracając na podłogę.W mgnieniu oka leżałem rozpłaszczony z twarzą na dywanie, który nie był tutaj miękki.Jęknąłem, gdy czyjeś kolano wbiło się w moje plecy, a silne ręce intruza wyrywały mojekończyny.W ten sposób po wyjściu zostałem zaatakowany i obezwładniony jak dziecko.Z trudem przechyliłem głowę nieco w bok.Nade mną klęczał Peter.Zwiększył uciskna moje plecy i mocniej wykręcił ręce.Stęknąłem.Gdyby tylko chciał, z dziecinną łatwościąmógłby wyrwać rękę z mojego stawu.Bracia blizniacy nie wyglądali na atletów, ale niezmieniało to faktu, że byli silni i zwinni.Nawet dotknięty najprawdopodobniej chorobąciśnieniową napastnik był wciąż silny jak tur i zwinny niczym pantera.Nagle usłyszeliśmy kobiecy pisk.To krzyczała pani Kasia przerażona brutalnymwidokiem.- Co tu się wydarzyło?Na dzwięk tubalnego głosu Jorgensena żelazny uścisk blondyna nieco zelżał.Kątemoka dostrzegłem u podstawy schodków kapitana w towarzystwie pani Kasi, szefa i ociekającejz wody Anny.Wchodzili do mesy i na widok pastwiącego się nade mną blondyna przystanęli.Jorgensen powtórzył rozkaz po norwesku i natychmiast poczułem ulgę.Blondyn wstałi grzecznie usunął się na bok.Rozmasowując ręce wstałem mierząc swojego napastnikagroznym wzrokiem.Kwaśny uśmieszek, który mogłem odczytać jako oznakę lekceważenia,zastygł na jego wąskich ustach.Mężczyzna jednak nie ruszał się.Stał nieruchomo pod ścianągotów do zaatakowania mnie, gdyby tylko dostał taki rozkaz.Pani Kasia schowała się za Jorgensena, a jej różowa cera przybrała teraz blady odcieńkredy, zaś wycierająca ręcznikiem mokre włosy Anna patrzyła na nas zdumiona.- On - odezwał się Peter wskazując na mnie palcem - przebywał w kajucie dziobowej.Rozmawiał z kimś, więc zaczaiłem się na niego w mesie.- Rozmawiał? - zdziwił się Jorgensen przenosząc wzrok na mnie.- A z kim miałbyrozmawiać?- Peter ma rację - odezwał się pan Tomasz przechodząc wzdłuż mesy w stronę drzwikajuty.Zbliżył się do nich i otworzył je.Na progu siedział kotek.Wszyscy zdębieli na ten widok.- Poprosiłam pana Pawła, aby zobaczył, co takiego miauczy pod moim łóżkiem-przytomnie zareagowała Anna.W ten sposób chciała ratować skórę Zośki.- I znalazłem kotka - potwierdziłem jej słowa.- Kot na moim jachcie? - zdziwił się Jorgensen.- Musiał przejść nie zauważony po trapie - powiedziałem.- Może sfrunął z nieba? - zakpił kapitan.- Damy mu mleka, kapitanie - włączyła się do rozmowy pani Kasia.- Przez burtęprzecież go nie wyrzucimy.Zdenerwowany Norweg nie odzywał się przez dobry kwadrans.Poszedł wydaćbraciom blizniakom jakieś polecenia i było widać, że jest naburmuszony.Również panTomasz nie wyglądał na odprężonego rejsem.- Co znalezliście na dnie morza? - zapylałem Annę, kiedy wyszła z toalety sucha iubrana.- Ze skarbami wikingów niewiele to miało wspólnego - rzekła żartobliwie.- Blaszanedrzwi od chłodni.Zaśmiałem się.- Ale nie traćmy nadziei, że znajdziemy łódz wikingów - dodała pani Kasia.A tymczasem zbliżaliśmy się nieubłaganie do Bałtijska.Oczekując odprawy celnej siedzieliśmy wszyscy w mesie.Wszyscy oprócz magistraRzepki i Marczaka, którzy po zażyciu środków spali jak zabici, oraz przebywających napokładzie blizniaków.Korzystając z chwili zamieszania przekazałem szefowi wiadomość o tym, że wzamian za wywalczenie zgody na udział w rejsie Zośka ma dla nas informację dotyczącąktóregoś z uczestników.Pan Tomasz - zdając sobie sprawę, że kontrola graniczna będzieczystą formalnością - przystał na tę propozycję.Po osiemnastej podjechał kuter straży granicznej z celnikami na pokładzie.Rutynowakontrola trwała kilka minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]