[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnym razem mechanik odczekał, aż fala przejdzie przez pokładi zanurkował dosyć niefortunnie, bo akurat kuter wpadł w dołek między grzbietami fal.Jaksądzę, ten manewr zakończył się twardym lądowaniem w okolicach rozgrzanego korpususilnika.Izim podniósł kciuk, żeby pokazać mi, że wszystko jest w porządku, ale tak nie było.Bez napędu bujaliśmy się na sztormowych bałwanach.Postanowiłem zajrzeć do mechanika ipomóc mu.Jak zauważyłem, kuter był przystosowany do klasycznego ożaglowania typuMarconiego.Poszukałem długich szotów foka i wykorzystałem je do skonstruowania małejasekuracji.Potem na czworakach przeszedłem do maszynowni.Zszedłem po czterechmetalowych schodkach i już mogłem zgarbić się i spojrzeć na upaprane smarem ręcemarynarza.Trzymał w ręku jakąś pękniętą tulejkę i pokazywał w głąb ciemnościpomieszczenia, gdzie znajdował się korpus silnika.- Nie masz części zapasowych? - zapytałem go po angielsku.Spojrzał na mnie jak nawariata i dalej biadolił nad tulejką.Powtórzyłem pytanie po niemiecku, francusku, rosyjsku iw geście rozpaczy po polsku.Sięgnąłem po klucz francuski leżący w otwartej skrzyni znarzędziami.- Cyk, cyk - pokręciłem kluczem, jakbym coś naprawiał.Turek wyrwał mi klucz i rzucił go w ciemność dodając do tego wiązankę słów wnieznanym mi języku.Pokazał mi tulejkę i po czarnych policzkach spłynęły wielkie kroplełez.Wzruszyłem ramionami i zrezygnowany wyszedłem na pokład.Nowa fala o mało nieurwała mi głowy, lecz poddałem się jej i razem z nią spłynąłem w okolice drzwi sterówki.Izim wciągnął mnie do środka.- Co robi Kalib? - zapytał kapitan.- Płacze nad jakąś tulejką - odpowiedziałem.- W jakim języku można z nim siędogadać?- To niemowa - rzucił Izim.- Musimy postawić żagle.- Masz sztormowe? - spytałem.- Tak, tylko żaden z tych - gestem wskazał na resztę załogi - nie zna się na tym.Potrafią łowić ryby, kręcić kołem i dodawać gazu.Najgorsze, że gdy my będziemy stawiaćżagle, jeden z nich będzie musiał umiejętnie sterować.Izim westchnął i chwilę przyglądał się smętnej załodze.W końcu wskazał jednego znich i zaczął go instruować.- Allah Akbar - mruknął Izim, nim wyszedł ze sterówki.Korzystając z szota foka przeciągniętego przeze mnie z forpiku do maszynowni,przeszliśmy do magazynu z żaglami.Wpierw Izim wyjął sztormowego foka.Wspólniewciągnęliśmy go i założyliśmy szoty na kabestany.Potem to samo uczyniliśmy zezrefowanym grotem.Po dwudziestu minutach wszystko było gotowe.Izim spojrzał na mnieuważnie i zaciągnął do sterówki.Z małej szafki wyjął sztormiak.Dopiero teraz poczułem, żeprzemokłem do suchej nitki.Od rybaków dostałem luzne płócienne spodnie i sweter.Założyłem nieprzemakalny płaszcz z kapturem i wyszedłem na pokład.Towarzyszyło midwóch marynarzy.Gestami pouczyłem ich, co mają robić, jak kręcić kabestanami.Moja rolaograniczała się do pokazywania, kiedy, którym i jak długo mają kręcić.Z tego, jakie Izimwykonywał manewry, domyślałem się, jak należy ustawić żagle.To była długa noc.Jedyne co pamiętam to smak słonej wody i słabe rozbłyski latarniw oddali, przypominające bardziej wyładowania atmosferyczne.Potem morze ucichło izasnąłem.- Wstawaj! - Izim szarpał moim ramieniem.Leżałem w ubraniu na dwóch starych oponach służących w porcie jako obijacze.Nademną aż błyszczał błękit, a promyki słońca leniwie przebijające się przez dziury w żaglachłaskotały mnie w nos.- Rusz się! - krzyczał Izim.- Przygotuj paszport! Płynie grecka straż przybrzeżna!Przetarłem zaspane oczy i sięgnąłem do plecaka po dokumenty.W naszą stronę gnałścigacz greckiej marynarki wojennej.Zauważyłem, że przednie działko przeciwlotnicze byłocały czas skierowane w naszą stronę, a wzdłuż burty stali uzbrojeni marynarze.- Przygotować się do kontroli! - zawołał po angielsku grecki kapitan.Izim i jegozałoga ustawili kuter pod wiatr.%7łagle łopotały na leniwym wietrze.Grecki ścigacz przybił doburty statku rybackiego i młody oficer w towarzystwie dwóch żołnierzy wszedł na naszpokład.Grek sprawdził dokumenty rybaków.W tym czasie greccy marynarze spenetrowaliwszystkie pomieszczenia.Potem oficer podszedł do mnie.Podałem mu paszport.Oficer greckiej marynarki miał na sobie nienagannie utrzymany mundur z wielomaodznaczeniami nad lewą kieszenią, równo przyciętą brodę i wrogie niebieskie oczy.Patrzącna mnie spytał o coś Izima.Izim odpowiedział mu po grecku.- Czy zamierza pan zejść na ląd w Grecji? - zapytał.Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.Z kłopotu wybawił mnie Izim.- Musimy wejść do najbliższego portu, żeby naprawić silnik - oznajmił.Grek udał, że nie słyszy i dalej mnie przepytywał.- Czemu turysta z Polski pływa na tureckim kutrze?- Chciałem zobaczyć, jak pracują tureccy rybacy.- W tym celu wybiera pan kuter znanego przemytnika?- Nic nie wiem o jakimkolwiek przemycie.- Dziwne - Grek uderzał moim paszportem o udo jednocześnie patrząc mi w oczy.-Pół godziny temu kontrolowaliśmy równie podejrzany statek turecki z cudzoziemcem napokładzie.On także wybrał się na ryby, ale nawet nie miał specjalnych wędek.Milczałem.- No, nic - Grek oddał mi paszport.- Pamiętaj, Izim, że ja tu pływam, więc lepiej nicnie kombinuj.Najbliższy port jest na Leros.Spotkacie tam kolegów z Lady Makbeth.Imteż zepsuł się silnik.Zadziwiający zbieg okoliczności.Desant ze ścigacza wrócił do siebie i grecki okręt szybko oddalił się od nas.- Izim? - zawołałem Turka.- Co ty przemycasz?- Wszystko co się da.Jestem zwolennikiem wolnej wymiany i wysokich ceł, dziękiktórym zarabiam.Mam zasady.Nie przemycam ludzi, broni i narkotyków.- Teraz płyniesz po towar?- Nie, na ryby - Izim uśmiechnął się.- Leros.Czy to ta wyspa cię interesowała? I jeślisię nie mylę, chodzi o tajemniczego wędkarza? Nawet nie próbuj mi nic zarzucać, ty też cośmasz na sumieniu, ale dziś w nocy byłeś dzielny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]