[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż dostałem dreszczy, gdy wyobraziłem sobie jego niby spokojne, aprzecież pełne ironii: Nie było tam więc Bursztynowej Komnaty, Pawełku?Zresztą nie takie ważne, co by pomyśleli zwierzchnicy o moim nierozważnym kroku.Przecież niewiele może jest mądrzejsze od niego moje uganianie się po bukowych wzgórzachza mętnym rysunkiem pamięci, a nikt z niego się nie śmieje.Ba, najgrozniejszy rywal,człowiek o wielkiej inteligencji i rozumie, postępuje podobnie!Taak, Jerzy.Niektórzy z pracujących dla niego chłopaków byli tu wczoraj.Widzieli mnie i Jacka.Na pewno widzieli też i Rosynanta.I potem przychodzi oberwaniec i pyta o pana szukającegobunkrów.W Kadynach muszą więc być ludzie dobrze poinformowani o moim tu pobycie izainteresowaniach.A jeśli wiedzą oni, to czy wiadomość nie dotarła i do Batury?Jeszcze ta Holenderka.No i co z tego! Nikt nikomu nie może zabronić polowania na jantarowy ósmy cudświata! Rzecz w tym, kto będzie pierwszy!A tym muszę być ja!Wieczór na Klasztornym Wzgórzu zapowiadał się ponuro.Jacek wciąż milczał,obrażony za mój napad na niego.Ojciec Leszek wyjechał za swymi sprawami.Z tymwiększą radością powitałem stukanie do drzwi.Zbiegłem po schodach i otworzyłem drzwiszeroko.Stała w nich blondyneczka o lekko skośnych oczach i układających się w uśmiechpełnych ustach.Ubrana była w dżinsy i czerwoną ortalionową kurtkę z kapturem.- Pan Daniec? - pytająco uniosła brwi.- Do usług - skłoniłem się uprzejmie.- Jestem Anka.Ta od Mikołaja.Miki musiał wyjechać nagle z końmi.A że powiedziałmi, żebym jak co ważnego, dała panu znać, przyszłam więc.- A czy na pewno jesteś tą Anką? - udałem nieufność.Cisza klasztoru rozdzwoniła się perlistym śmiechem:- Ale pan dziwny! Jeśli powiem, że starodruki, które wydłubaliście w skrzynkach spodpodłogi cegielni pochodziły z królewieckich zbiorów, to pan mi uwierzy?- Uwierzę - odpowiedziałem śmiechem.- Ale Mikołajowi natrę uszu zanieprzestrzeganie tajemnicy służbowej.- Mnie można mówić - odęła pełne wargi blond osóbka.- A pan długo zamierzatrzymać mnie tu na progu? Co do trzymania, to chyba ta panienka trzyma swego Mikiego króciutko! -pomyślałem.- Ależ proszę, proszę.Tędy.Na górę.- Znam drogę - nieco zadarła nosa Anka i nie oglądając się na mnie weszła na schody. No, no! - pokręciłem głową.- Czyżby przybył mi jeszcze jeden przełożony?Na górze nowe zdziwienie: rozpromieniony Jacek.To podsuwający dziewczynie fotel,to proponujący herbatę.Anka popatrzyła spod oka na jego krzątaninę:- Prawie nie widać, że tamten krzyż tak ci urządził nogę.Chłopak (ku mej cichej radości) zamarł w pół gestu z nie najmądrzejszą miną.- Nie pękaj - klepnęła go w ramię Anka.- Miki też pryskał z cmentarza!- Aleja.- No dobrze, już dobrze - wtrąciłem się - nie tłumacz się, tylko szykuj obiecanąherbatę! A ciebie, Aniu, co sprowadza? - siadłem naprzeciw dziewczyny.- BursztynowaKomnata już odnaleziona?- Tak zle to nie jest! - zdmuchnęła grzywkę z czoła.- Ten Batura nie wychodzi całydzień z pokoju.Dzwonił gdzieś kilka razy i do niego dzwoniono, ale niestety.- Nie udało się podsłuchać - dokończyłem nieco złośliwie.Ale Anka nie dała sobie dmuchać w kaszę:- Miałam go pilnować, czy nie?Potulnie skuliłem się na swym miejscu, co dziewczyna przyjęła z nieukrywanąsatysfakcją.Jacek zresztą też.- Uważaj, bo rozlejesz herbatę - warknąłem na niego.Ale on nie zwrócił na mnieuwagi, zapatrzony w dziewczynę.- Przyszłam tu - uśmiechnęła się do niego - w sprawie tej Holenderki, Evy Houten,która też was interesuje.Poruszyłem się niespokojnie: Batura w zupełności mi wystarczał.A tu znów paniHouten, o której myślałem, że sprawa z nią zakończona!-.tak więc ta pani miała dziś dwukrotnie gości - kontynuowała Anka.- Najpierwprzyszli do niej z cegielni, ale ich załatwiła krótko, mówiąc, że już jej ta rudera nie interesuje.- Jasne - zaśmiał się Jacek - przecież skrytka była już wypatroszona!- A skąd wiesz, że tak ich załatwiła? - spytałem ostrożnie Ankę.- Bo klęli na nią i na korytarzu hotelowym, i po drodze - odpowiedziała spokojnie.-Druga wizyta była ciekawsza: przyjechało takich dwóch w skórzanych marynarkach.Przechodzonym trochę citroenem na gdańskiej rejestracji.Z tymi rozmowa trwała dłużej.Cośtam mówili o spapranej robocie, o wypłacie i nie wiem jeszcze o czym, ale nagle usłyszałamjak Holenderka mówi głośno, chyba do telefonu: Prosić.Komendant policji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]