[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz i teraz każdy by poznał, że ongibył to wspaniały bity gościniec prowadzący z nizin w górę, do królestwa krasnoludów.Tu i ówdzie spotykali przy ścieżce ruiny kamiennych budowli, a na zielonych kopcachrosły wysmukłe brzozy lub sosny, wzdychające na wietrze.Ostry zakręt w lewo zbliżyłich tuż do łąki nad jeziorem; wznosił się w tym miejscu nie opodal ścieżki samotny głaz ościętym płasko wierzchołku.- Kamień Durina! - krzyknął Gimli.- Nie mogę stąd odejść, póki chociaż przez chwilęnie popatrzę na cuda doliny.- Dobrze, lecz pospiesz się - odparł Aragorn oglądając się na bramę.- Słońce terazwcześnie zachodzi, orkowie zapewne nie wychyną spod ziemi przed zmrokiem, musimyjednak znalezć się daleko stąd, nim ciemności zapadną.Księżyc dziś będzie mały, nocczeka nas czarna.- Chodz ze mną, Frodo! - zawołał krasnolud zeskakując w bok od drogi.- Nie pozwolę ciminąć Kheled-zaramu bez jednego bodaj spojrzenia w jego zwierciadło.Pobiegł zielonym stokiem w dół, a Frodo wolniej trochę za nim, bo ciągnęła go, mimoran i zmęczenia, ta cicha, błękitna woda.Sam szedł śladem swego pana.Pod samotnym głazem Gimli przystanął zadzierając głowę.Kamień był spękany izniszczony od wichrów i deszczów, a runy na jego powierzchni zatarte tak, że nie dałosię ich odczytać.- Z tego miejsca Durin po raz pierwszy spojrzał w głąb stawu - rzekł krasnolud.-Zajrzyjmy w nią i my choć ten jeden jedyny raz, skoro musimy odejść.Nachylili się nad ciemną wodą.Zrazu nie zobaczyli nic, potem z wolna ukazały im sięsylwety gór odbite w szafirowej głębinie, ze szczytami niby pióropusze białych płomieni.Dalej rozciągała się przestrzeń niebios.Jak zatopione klejnoty skrzyły się w toni jasnegwiazdy, chociaż nad doliną świeciło jeszcze słońce.Nie dostrzegli tylko cienia własnychschylonych postaci.- O, Kheled-zaram, piękne, cudowne Zwierciadło! - westchnął Gimli.- Typrzechowujesz koronę Durina, póki król się nie zbudzi znowu! %7łegnaj! - Skłonił się,odwrócił i spiesznie ruszył z powrotem zielonym stokiem ku drodze.- Coście tam widzieli? - spytał Pippin Sama, lecz Sam, zatopiony w myślach, nic nieodpowiedział.cieżka teraz skręcała na południe i opadała stromo wymykając się spomiędzyścian doliny.Nieco poniżej jeziora napotkali głębokie zródło, czyste jak kryształ, zSktórego przez kamienną cembrowinę przelewała się migotliwie struga i zpluskiem spływała w dół dnem skalistej rozpadliny.- Stąd bierze początek Srebrna %7łyła - powiedział Gimli.- Nie pijcie tej wody, jest zimnajak lód.- Trochę dalej struga wygląda już jak bystra rzeka i zbiera dopływy z wielu innychgórskich potoków - rzekł Aragorn.- Będziemy szli jej brzegiem jeszcze przez kilka mil.Poprowadzę was bowiem drogą wybraną przez Gandalfa i mam nadzieję, że wkrótcedojdziemy na skraj lasów - są tam, przed nami! - w których Srebrna %7łyła wpada doWielkiej Rzeki.Spojrzeli w kierunku, który im Aragorn wskazywał, i zobaczyli, że strumień wpodskokach zbiega na dno doliny, a potem dalej ku nizinom i ginie w złocistej mgle.- Tam leżą lasy Lothlorien! - zawołał Legolas.- Najpiękniejsza z krain mojegoplemienia! Nie masz na świecie całym drzew cudniejszych niż drzewa tych lasów.Albowiem jesienią liście z nich nie opadają, lecz powlekają się złotem.Dopiero z wiosną,gdy nabrzmiewają nowe pąki, stare liście lecą z gałęzi, na których rozkwitają tysiąceżółtych kwiatów.Złota jest ziemia w lesie, złoty strop, a filary srebrne, bo pnie okrywagładka, jasnoszara korona.Po dziś dzień śpiewamy o tym pieśni w Mrocznej Puszczy.Radowałoby się we mnie serce, gdybym mógł stanąć na progu tych lasów wiosną.- Moje serce będzie im rade nawet jesienią - rzekł Aragorn.- Ale dzieli nas od nichjeszcze wiele mil.W drogę!zas jakiś Frodo i Sam nadążali za innymi, lecz Aragorn prowadził w takimtempie, że wkrótce odstali.Od świtu nic nie jedli.Cięcie na czaszce Sama piekłoCjak ogień, w głowie czuł dziwne odurzenie.Mimo że słońce grzało, wiatrprzejmował chłodem po długim pobycie w gorących mrokach Morii.Hobbitem trzęsłydreszcze.Frodo, z każdym krokiem bardziej zbolały, z trudem chwytał dech w piersi.Wreszcie Legolas obejrzał się, a zobaczywszy ich daleko w tyle pochodu, szepnąłcos Aragornowi.Wszyscy się zatrzymali, Aragorn zaś podbiegł do dwóch maruderówprzywołując Boromira.- Wybacz mi, Frodo! - krzyknął, bardzo przejęty.- Tyle się dzisiaj wydarzyło i takważny wydaje się pośpiech, że zapomniałem o twojej ranie i o ranie Sama.Czemuścienic nie mówili? Nie opatrzyliśmy was, a należało to zrobić, choćby wszyscy orkowie zMorii nas gonili.dalej! Jeszcze kilka kroków, a dojdziemy do miejsca, gdzie będziemożna spocząć trochę.Wtedy postaram się wam dopomóc, ile w moich siłach.Chodz notu, Boromirze.Zaniesiemy ich.Wkrótce stanęli nad drugim z kolei strumieniem, który spływał z zachodnich stoków iłączył swoje sperlone wody z bystrym nurtem Srebrnej %7łyły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]