[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wierzchnią warstwę stołów, biurek i monitorów stanowiły wyłącznie zdobycze Bożenki, woda, pagórki, drzewa i krzewy ozdobne, obaj mogli zatem patrzeć na to do upojenia bez żadnych podejrzeń.Szaman wielki patrzył z pełnym zrozumieniem tego co widzi i w głębi duszy chwalił samego siebie za doskonałe opanowanie organizacji tak wielkiego przedsiębiorstwa wielobranżowego i zdyscyplinowanie wszystkich pracowników, nie wątpiąc zarazem w równie imponujące posłuszeństwo wykonawcy, którego jeden przedstawiciel znajdował się w tłumie również.Nie miał wprawdzie chwilowo nic do roboty i nic do gadania, ale na wszelki wypadek mógłbyć.Zwiększał ciasnotę rozmiarami własnymi, liczył sobie bowiem wzrostu dwa metry i sześć centymetrów, oraz dysponował nadwagą około czterdziestu kilogramów.Także pogodą ducha oraz uczynnością i bardzo chciał być do czegokolwiek przydatny.Zleceniodawca-inwestor-dojna krowa-żyła złota patrzył również.Jednym okiem na dokumentację w zarodku, której nie rozumiał wcale, drugim zaś na Kręcidupcię, którą, tak mu się wydawało, rozumiał znacznie lepiej.Kręcidupcia chwilami niknęła mu z oczu, zasłaniana jakimiś ludzkimi postaciami, zwrócił w końcu baczniejszą uwagę na wielką płachtę wydruku, o, tu woda, tu mostek, tu takie coś rozrywkowe, sam chciał.W tym momencie opadł mu na kark długi pęd zieleni, jędrny i silnie ulistniony, ciężki i wilgotny.Od sufitu oderwał się bluszcz, prowadzony ozdobnie przez całą pracownię, niedoceniony i niedostatecznie silnie przymocowany, eksperymentalnie pędzony odżywką.Szaman wielki zamarł.Bożenki omal szlag nie trafił.Inwestor jakoś się dziwnie zachłysnął i też zamarł, zielony wąż owinął mu szyję i zwisał na gorsie, ciężki, przylepny.Jakieś pęta przyrodnicze, mignęło mu przypomnienie rozmaitych horrorów, oplata człowieka takie coś i dusi na śmierć.Kręcidupcia wyleciała mu z głowy.Bożenka opanowała się pierwsza.Wykrzesała z siebie żal, skruchę, a zarazem zachwyt i wściekle optymistyczną zachętę.- No proszę.Bardzo pana przepraszam.Widzi pan? To za szybko rośnie, nikt z nas się nie spodziewał, że aż tak, przewidziane jest właśnie do dekoracji.W tych miejscach, gdzie, sam pan chciał, trzeba zaskakiwać klientów, no i proszę! Niech pan doceni, jak ona się rozrasta.Wczoraj była przybita i już dziś odwaliła robotę, ona chyba sama chciała się zareklamować.Na zielone pęta inwestora wszyscy już zwrócili uwagę, jeden z trzech obecnych mechaników wdarł się w przemówienie Bożenki i zaproponował, żeby może oderwać od pana prezesa roślinkę i przymocować ją tam, gdzie jest jej miejsce, na suficie.Drabinka może jakaś.Pokochali go natychmiast wszyscy zainteresowani bezpośrednio, aczkolwiek dotychczas traktowano go z lekką ogólną rezerwą z racji drobnych zbakierowańuczuciowych.Stanowił wyjątek, dla którego Kręcidupcia była czymś najobrzydliwszym na świecie, preferował tę drugą płeć i udawało mu się zachować zdrowy rozsądek tam, gdzie niektórzy go tracili.Zaproponowana akcja ruszyła natychmiast.Zdjęcie zielonych pęt z inwestora nie przedstawiało trudności, długi wąż jednak żądał miejsca dla siebie.Sufit znajdował się wysoko.Ochoczą pomoc zgłosił ten od wykonawcy.Jeden rzut oka wystarczył, żeby pomoc przyjęto, wyższej osoby w dorodnym gronie nie było, haczyki dla rośliny znajdowały się pod ręką, oszołomiona własnym przemówieniem Bożenka nie zdążyła zareagować.Tak, owszem, pokazała, tu trzeba i tu.Anusia też nie zdążyła z drabinką.Przedstawiciel wykonawcy zbyt długo trwał w bezruchu i siły w nim rosły.Obrotowe krzesło podwyższone solidnie wyglądającym pakunkiem stało dokładnie pod miejscem, gdzie na suficie należało wkręcić haczyki dla kwiatka.Nim ktokolwiek zdołał się zastanowić, dziarski przedstawiciel wykonawcy dostrzegł wystające spod stołu pudło, użył go jako schodka i energicznie wlazł na krzesło.Wysokość była akurat, no, może w jednym momencie musiał unieść się na palcach, ale robota wręcz zaiskrzyła.Jeden, drugi, trzeci haczyk, Bożenka uniosła pęd, piękna, zdrowa, dekoracyjna roślinność została zaczepiona, pełen ulgi inwestor chustką do nosa wytarł sobie wilgoć z szyi i rozmazał jasną zieleń po gorsie.Oklaski rozbrzmiały.Przedstawiciel wykonawcy z radosnym uśmiechem ukłonił się z krzesła.Resztę czasu zajęło wszystkim sprowadzanie go na poziom podłogi.- Nie pojedziesz - powiedziała Bożenka ze straszliwą, rozpaczliwą zaciętością.- Położę się osobiście pod kołami tego parszywego samolotu.Nie pojedziesz, dopóki ci nie powiem co było, bo to co mnie trafi, to szlag jest przy tym samą przyjemnością i w dodatku nie zniosę, żebyś nie wiedziała, bo ja nie wiem, chyba klątwa nad nami lata!Majka, rozpłomieniona, zachwycona i szczęśliwa, gotowa była zgodzić się na wszystko, pod warunkiem, że nikt jej nie oderwie od komputera.- Musisz sama wziąć pomoce naukowe, bo ja już mam wszystko i muszę to nagrać i nic więcej.Harald był przedwczoraj.Cudo nam wyszło!- Tu też cudo wyszło - rzekła z ponurym naciskiem Bożenka i udała się do kuchni.Wyciągnąwszy z lodówki wszystko, co jej pod rękę wpadło, wróciła do Majki.- W każdym razie masz słuchać, co mówię.- Ja oczami pracuję, nie uchem.- No i bardzo dobrze.No to słuchaj, co było.Majka miała wyobraźnię przestrzenną.Opowieść Bożenki pojawiła się przed niąniczym film na ekranie.Z ogromnym zainteresowaniem obejrzała trzeci akt.Przedstawiciel wykonawcy, po przymocowaniu rośliny do sufitu, zamierzał zejść z krzesła.Był duży, potężny, z nadwagą, ale zręczny i wydawało się, że powrót na ziemię nie powinien dla niego przedstawiać trudności.Zeskoczyć i już.Zeskok jednakże nie wyszedł.Krzesło kręciło się łatwo, facet go nie opuścił, chociaż się lekko zachwiał, rozsądnie przykucnął, chwycił oparcie, razem z nim wykonał ćwierć obrotu.Tkwiąc w lekkim przysiadzie, a zarazem schylony począł czynić dziwne ruchy stopami.Obuwiem.Robiło to takie wrażenie jakby jego buty postanowiły zostać na zawsze na tym akurat obrotowym krześle, więżąc obok stołu Bożenki swojego właściciela.Właściciel nieco sczerwieniał, dał się w nim zauważyć wysiłek, jedna noga, druga noga i nic.- Słuchaj, wszyscy zgłupieli - mówiła Bożenka z przejęciem i zgrozą.- Cisza, mówię ci, zrobiła się jak w kościele, przecież to chłop jak byk, siedzi w kucki na tym moim krześle i jak Boga kocham, na zawsze zostanie, potworna scena, czegoś podobnego nikt w życiu nie widział.Przymurowało go.Koniec.Wpatrzona w swój monitor Majka nie straciła ani odrobiny opisywanej sceny.Zainteresowała ją i nawet zatroskała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]