[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czy są jakieś inne przejawy działalności Mossada Husaina na Sobięcienie?– Ha! – ucieszyła się Zofia Socha – są przejawy, i to jakie.Te karaluchy to myśli pani, że tak same z siebie?– A nie?– Pewnie, że nie – zaprzeczyła triumfalnie.– Razem z gazem je puszczają, dlatego takie mutanty.Od gazu Mossadama Husaina.Pani wie, co taki gaz może zrobić z karaluchem?– Nie.– To ja pani powiem.U mnie czysto, że z podłogi można jeść, ale jeden się zdarzył i wie pani co, ja do niego z kapciem, a ten nic, patrzy na mnie.– Patrzy?– A tak, prosto w oczy.– Zofia Socha zademonstrowała jak, nieruchomiejąc i wytrzeszczając się na mnie.Przypomniałam sobie karalucha, z którym sama spotkałam się tej nocy, następnym razem przyjrzę mu się lepiej.– I dzieci wałbrzyskie, pani powiem, też oni porywają, takie nieszczęście, i za śmiercią Jana Kołka, proroka naszego, to myśli pani, że kto stał?– Mossadam Husain?– A pewnie.Myślą, że łatwo ludziom oczy zamydlić, że zawał, że sam z siebie umarł, że ludzie głupi i nie dowiedzą się.Ale są jeszcze tacy, co stoją za prostymi ludźmi.– Kto to taki?– On jest – Zofia Socha uniosła palec – wybawicielem.Przypomniałam sobie samozwańczego następcę Jana Kołka, nazywał się Jerzy Łabędź i stawał powoli nowym bohaterem.– Mówi pani o Jerzym Łabędziu?– Jest tam i wszędzie, a mówić o nim nie można – enigmatycznie odparła babcia Patryka.– Wkrótce prawda wyjdzie na jaw.– A po co Mossadam Husain porywa dzieci? Czy wybawiciel to wyjaśnia?– On wszystko wyjaśnia, nawet jak nic nie mówi.Prawda jest w jego oczach.– Policzki Zofii Sochy poczerwieniały.– A porywa, żeby je przekabacić! To powiem pani od siebie, zrobić z nich chce armię swą, jak kiedyś Turcy.– Po co mu ta armia?– Wyśle ich potem, by żyli wśród nas i szpiegowali.Tak będą do nas podobni, że nikt nie pozna, kto wróg.– Sądzi pani, że to spotkało Patryka?Cień przebiegł po twarzy mojej rozmówczyni, jakby przetoczyła się nad nami chmura.– Takie nieszczęście – szepnęła i odwróciła wzrok.– Prędzej bym dała się pokroić, końmi rozerwać, niż pozwoliła go skrzywdzić.Ja tyle wiem, że to nie jest normalne.Gaz, karaluchy, ukrzyżowanie Jana Kołka, dzieci jak kamień w wodę.Żeby do reszty nas wytępić tu chodzi.Zagazować!– Skąd pochodzi pani rodzina?– Moja? – Zofia Socha zdziwiła się.– A kto pani takich plotek naopowiadał? – Ciemne oczy patrzyły na mnie znad resztek schabowego.Cymes nie schab.Sam Mossadam Husain by nie odmówił – pomyślałam i nabiłam kęs na widelec.A więc Zofia Socha jest niedobitkiem.Biednym, przed samą sobą ukrywającym się niedobitkiem z wałbrzyskiej Palestyny.Zmieniłam temat.– U pani też był gaz?– Wszędzie! – potwierdziła.– Syczało ssss, jak się ucho przyłożyło do ściany, spod łóżka, zza szafy.Raz prysznic odkręcam i jak mi gaz nie buchnie, mroczków w oczach dostałam.– Popatrzyła ma mój talerz.– Bo wystygnie – ostrzegła i dolała mi kompotu.– Śliweczki z działeczki, mrożę, wekuję i mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]