[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To przyślijcie im kogoś z Towarzystwa Pomocy - rzuciła rozgoryczona Ann Carter.Smutek wykrzywił jej twarz.- Nam też ich przysłaliście.Bardzo dziękuję za taką pomoc!Joanna zaczekała, aż emocje opadną.- Może nawet znaliście tę dziewczynę - dodała po chwili.Ale żadne z nich nie okazało najmniejszego zainteresowania.- Była pielęgniarką.- No i co z tego? - Andy Carter zaczął skubać kolczyk w uchu.- Nasza Row byłajeszcze dzieckiem.- Wszyscy jesteśmy dziećmi dla naszych rodziców, bez względu na wiek.Oblał się rumieńcem.- Bardzo im współczuję - mruknął pod nosem, ale Ann Carter była nieugięta.- Po co właściwie pani tu przyszła, pani inspektor? - spytała drwiąco.- %7łebypooglądać zdjęcia?Joanna nic nie odpowiedziała.Telewizor w kącie pokoju migał i wył.Dlaczego go nie wyłączą, pomyślała, poirytowana.Widocznie im jakoś nieprzeszkadzał.- Ta dziewczyna nazywała się Yolande Prince - oznajmiła głośno.- Pracowała wszpitalu.Andy Carter gwizdnął cicho.- Ja skądś znam to nazwisko - zakomunikował.- Gdzieś już o niej czytałem - dodał,spoglądając na Joannę tak, jakby spojrzeniem chciał przewiercić ją na wskroś.- Była nadyżurze, jak porwali tego Selkirka, nie?Joanna skinęła głową.Oboje patrzyli na nią, zaciekawieni.- A co wam mówi nazwisko Frost? - spytała nagle, pochylając się do przodu.Ann Carter szybko opuściła stopy na podłogę, wstała i wyłączyła telewizor.W pokojuzrobiło się przerazliwie pusto, ciemno, szaro i cicho.Wszystko wydało się naglebeznadziejnie ponure.Kobieta zdjęła ze ściany jedno ze zdjęć i przez chwilę patrzyła na nie bez słowa.- Tamtego dnia, kiedy ten drań Selkirk wjechał po pijanemu na pasy i zabił nasząRowenę, Molly Frost przeprowadzała dzieci przez ulicę.Straciła wtedy obie nogi.Michael,jej mąż, bardzo ciężko to zniósł.Bardzo oględnie powiedziane, pomyślała Joanna.Nareszcie wszystko zaczynało sięskładać w jedną całość.Słuchając Ann Carter, poczuła ulgę.- Michael był cudownym człowiekiem - ciągnęła Ann.- Zrezygnował z pracy, żebyzająć się Molly.Opiekował się nią jak dzieckiem - dodała, zmuszając się do uśmiechu.-Nasza Rowena zginęła, ale to nie była wina Molly.Zrobiła, co mogła, próbowała ją ratować.Będziemy jej za to wdzięczni do końca życia.Andy Carter wstał, objął ją ramieniem i pocałował w policzek, po czym przetarł kącikoka i znów usiadł.- Michaelowi było bardzo trudno opiekować się nią na co dzień i patrzeć, jak cierpi -zaczął.- Miała uszkodzony kręgosłup i stale potrzebowała pomocy.Zdecydowali się nahospicjum, żeby zapewnić jej porządną opiekę, a tydzień pózniej Michael trafił do szpitala zciężką depresją.Czuł się winny.Istny cyrk - zaśmiał się nerwowo.- On robił sobie wyrzuty zpowodu Molly, a Molly z powodu Roweny.A tak naprawdę wszystkiemu winien był ten drańSelkirk - rzucił gniewnie.- Ale on miał to gdzieś i jakoś się wymigał.Powinni mu zabraćprawo jazdy, a jeszcze kilka tygodni temu widziałem, jak jezdził tym swoim.- Urwał nagle izerknął przepraszająco na żonę.Joanna zamarła.W ojcu zabitego dziecka szalała rozbudzona na nowo nienawiść.Popatrzyła po twarzach Carterów: oboje mieli tajemnicze miny, jakby coś ukrywali.W uszach brzęczały jej ostrzegawcze głosy.- A potem ta pielęgniarka zaniosła Molly list od Michaela - dokończył szybko AndyCarter.- Przed śmiercią wszystko jej wyjaśnił.Joanna siedziała bez ruchu.- A gdzie jest teraz Molly? - dociekała.- W domu opieki - odparła Ann.Atmosfera w pokoju nieco się rozładowała.- Jezdzina wózku inwalidzkim, ale przynajmniej ma dobrą opiekę.Niepotrzebnie Michael tak sięzamartwiał, niepotrzebnie.Niepotrzebnie.To słowo brzmiało Joannie w uszach przez całą drogę do domu.Nazajutrz rano ucieszyła się na widok Mike a.Celowo się spóznił, by wyrazić w tensposób swoją niechęć do pracy w niedzielę.Przez pół godziny Joanna krążyła przy oknie, alenie chciała szukać go w domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]