[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrzebne są słowa.- A więc na podstawie przypadku jednej kobiety, która byćmoże cierpiała na depresję jeszcze zanim przeniosła się naRS 122prowincję, odrzuciłeś moją propozycję i teraz wmawiasz mi tebzdury, jakoby Philip był dla mnie stworzony.Złożyła ramiona na piersiach i spojrzała groznie.- Możliwe, że twoja mama cierpiała na depresję poporodową,a w miasteczku nie było lekarza, który potrafiłby tozdiagnozować.Ale ty wolisz winić za to ten surowy kraj.-Miała zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale zadzwonił telefon.- Anno, czuję, że zaczął się poród, a Briana nie ma w domu.Mam tak silne skurcze, że sama nie dojadę do szpitala.- Wsłuchawce rozległ się okrzyk bólu i Anna zrozumiała, że totelefon od Dani.- Dzwoniłaś po karetkę? - zapytała.- Dzwoniłam, ale właśnie wiezie pacjenta do Deep Springs.Będzie tu dopiero za godzinę, a mnie tak strasznie boli.Możeszprzyjechać?- Już jadę.- W głosie Dani słychać było panikę.Annazerknęła na Toma, który patrzył na nią pytająco.- Dani?Skinęła głową.Szybko zadzwoniła do szpitala, byprzygotowali dla niej torbę z zestawem do przyjęcia porodu.- Wpadnę po nią - powiadomiła pielęgniarkę.- Zawiozę cię - oznajmił Tom, odbierając jej kluczyki.Nieprotestowała, a wręcz ucieszyła się, że będzie miała kogoś dopomocy.Jechali tak szybko, jakby chcieli pobić rekord prędkości na tejtrasie.Anna zapięła pas i kurczowo trzymała się uchwytu nadoknem.Tom nic nie mówił, koncentrując się na prowadzeniusamochodu.Kiedy dojechali na miejsce, rzekła cicho:- Być może Philip kupiłby mi gwiazdkę z nieba, ale nawetjego pieniądze nie wystarczą, żeby kupić to, na czym minaprawdę zależy.- A co to takiego?RS 123- Miłość.Ta prawdziwa, dzięki której ludzie zostają ze sobąna dobre i na złe.Właśnie taką miłość chcę żywić do człowieka,za którego wyjdę za mąż.I chcę, żeby on czuł do mnie to samo.I nie obchodzi mnie twoje zdanie, że miłość to za mało.-Wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami.Dani leżała na tej samej kanapie, na której Anna zobaczyła jąpo raz pierwszy.- Myślałam, że jesteś w Rocky - powiedziała, badającpacjentkę.Rzeczywiście, poród już się zaczął.- Jess powiedziała, że ty przyjmiesz poród, jeśli zechcę zostaćw Merriwee - wysapała Dani, patrząc na Annę błagalnie.-Urodziłam się tutaj, ja, moja mama i moja babcia.A pewnieprababcia też.Chciałam, żeby moje dziecko też przyszło naświat w Merriwee, a nie w Rocky, gdzie nikt nawet nie wie, jaksię nazywam.Anna potrafiła to zrozumieć.Posłała Toma po czyste ręcznikii prześcieradło, jeszcze raz sprawdziła stan matki i jej dziecka.Zradością usłyszała, że małe serce bije mocno i nie zauważyłaniczego niepokojącego.Rozłożyła ręczniki i prześcieradło, ikontynuowała badanie.Stwierdziła rozwarcie na czterycentymetry.Nagle odeszły wody i Anna dostrzegła w nich śladysmółki.To może być niebezpieczne dla płuc dziecka.Wyjęła ztorby pojemnik z roztworem fizjologicznym.- Wprowadzę teraz ten roztwór do macicy, żebyś miała więcejpłynu - wyjaśniła, ale rodzącej ból nie pozwalał skupić się natreści jej słów.Tom zauważył, że dzieje się coś niepokojącego.- To wypłucze smółkę, która może być niebezpieczna, jeślidostanie się do płuc dziecka - tłumaczyła mu cicho.Zrobiwszy, co było konieczne, jeszcze raz zbadała pacjentkę.Rozwarcie powiększało się prawidłowo, lecz Anna nadal czułaniepokój o dziecko.Czy gdyby znajdowali się w szpitalu,przyśpieszyłaby poród? Czy wykonałaby cesarskie cięcie?Odpowiedz na oba te pytania brzmiała nie.Pozostało jej więcRS 124tylko monitorować stan pacjentki i podtrzymywać ją na duchu.Tymczasem jej niesforne myśli biegły własnym torem.Gdybyzostała w Merriwee.Przywołała się do porządku, zanim jej wyobraznia rozszalałasię na dobre.Sprawdziła rytm serca dziecka i z pomocą Tomapomogła Dani przyjąć wygodniejszą pozycję.- Zaraz będę przeć - oznajmiła Dani i choć Anna prosiła, byjeszcze chwilę się wstrzymała, dziecko najwyrazniejzdecydowało, że jest gotowe.Wkrótce ukazała się główka.Tom przemawiał do Dani, a Anna tymczasem oczyściła drogioddechowe dziecka.Miała nadzieję, że nie dostał się do nichniebezpieczny płyn.Dani znów zaczęła przeć i po kilkusekundach Anna trzymała w ramionach maleńkiego człowieka.To był chłopiec! Zapłakał głośno, a jego skóra przybrałaładny, różowy kolor.Anna pokazała go matce, odcięła izabezpieczyła pępowinę, a następnie ułożyła malca w ramionachDani.Kiedy zobaczyła zdziwioną i zachwyconą minędziewczyny, łzy napłynęły jej do oczu.Szybko je otarła.Wiedziała, że nie płacze tylko ze wzruszenia nad cudemnarodzin.Poczuła łagodne dotknięcie i wiedziała, że Tom zauważył jejłzy.Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich zdziwienie.I coś jeszcze.Miłość?Ale przecież ją odrzucił.Znów skupiła uwagę na pacjentce.Zaczęła masować jejbrzuch, żeby pomóc urodzić łożysko.Za oknem zalśniły jasneświatła ambulansu.- Ale nie muszę jechać do szpitala? - zaniepokoiła się młodamama.- Przykro mi, ale musisz - odrzekła Anna.- Trzeba sprawdzićstan dziecka, a w szpitalu łatwiej to zrobić niż tutaj -oświadczyła spokojnie.Dani jednak wyczuła jej obawy.- Czy coś jest nie tak? - Przytuliła mocniej dziecko.RS 125- Nie, nic się nie dzieje, chcę tylko sprawdzić jego drogioddechowe specjalnym laryngoskopem.Ten, który mam zesobą, jest za duży dla noworodka.Również tym razem Anna wsiadła do karetki z pacjentami, aTom miał odprowadzić jej samochód pod dom.Dom! To słowo tak bardzo kojarzyło się Annie z rodziną,dziećmi i miłością, że znów musiała otrzeć łzy.Kiedy wróciła do siebie, było już ciemno.Z daleka zobaczyłaświatło w oknach i nieco ją to zdziwiło.Mieszkała jednak w miasteczku na tyle długo, że nauczyła sięzostawiać drzwi otwarte.Zamykała tylko samochód, w którymtrzymała torbę lekarską.Podeszła do okna.Na podłodze wsalonie leżał Tom i trzymał na piersi coś małego.Całe napięcie minionego dnia eksplodowało w Annie.- Czujesz się tu jak u siebie, prawda? - zawołała, wpadając dośrodka, ale szybko się uspokoiła i z wrażenia usiadła na krześle,kiedy Tom wyciągnął w jej stronę szarą, puszystą kulkę.- Mojesłodkie kochanie - wyszeptała Anna, spoglądając w niebieskieoczy maleńkiej kotki.- Miałem nadzieję, że tak powiesz - odezwał się Tom, a Annaszybko podniosła głowę.- Mówiłam do kotki, nie do ciebie - odcięła się, ale on tylkouśmiechnął się do niej rozbrajająco.- A powiedziałabyś tak również do mnie, gdybym sięoświadczył?Te słowa tak ją oszołomiły, że musiała postawić zwierzątkona podłodze, by odruchowo nie zacisnąć rąk.- Dziś po południu jasno mi wytłumaczyłeś, dlaczego niemożesz się ze mną ożenić i dlaczego powinnam wyjść zaPhilipa.- Ale przyjechałem tu w innej sprawie, tylko ty.- Uważaj, bo zaraz czymś w ciebie rzucę - ostrzegła go imusiała stłumić uśmiech, kiedy Tom szybko podniósł kotka itroskliwie przed nią schował.RS 126- Ale teraz coś się zmieniło.- Patrzyła na niego jak urzeczona.- Zmieniło się, kiedy powiedziałaś coś o miłości, której niemożna kupić za żadne pieniądze- ciągnął.- Wiedziałem, że ci się podobam, ale nie przyszłomi do głowy, że to miłość.Potrząsnął głową, jakby stanął wobec jakiegośnierozwiązywalnego problemu.- Miłość to taka trudna do określenia sprawa - ciągnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •