[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie sądzisz, że powinniśmy to poprostu przyznać?- To straszne, co mówisz.Zupełnie, jakbyś właśnie przyznała, że cośtakiego jak miłość w ogóle nie istnieje.- Może to właśnie jedna z tych rzeczy, których nie mogę robić tak, jakinni ludzie - powiedziała gorzko.- Może miałeś rację.Mogę skakać zespadochronem albo nurkować, ale nie potrafię nawiązać prawidłowychrelacji z ludzmi.Stawiam im za duże wymagania albo jestem zbytsamolubna.Co takiego powiedziałam? %7łe powinieneś pozwolić mi przezcały czas robić to, na co mam ochotę.Nawet w moich uszach brzmi tobardzo samolubnie.Nic jednak nie poradzę na to, że tak właśnie jest.- Nie mów w ten sposób.Nie jesteś samolubna.Tylko że.Och, dajmytemu spokój.- Jak możemy dać spokój, skoro ten temat nieustannie powraca?Odwróciła się, by nie dostrzegł jej łez, ale Francesco chwycił ją iprzytulił.- Cara, proszę.- Puść mnie.Wyrwała się z jego uścisku i rzuciła do przodu, wpadając prosto nadrzwi.- Celia.- Nic mi nie jest.- Nieprawda.Rozkrwawiłaś sobie wargę.Chodz tutaj.100RS W pierwszym odruchu chciała mu się sprzeciwić, ale w końcu poddałasię i usiadła posłusznie na sofie.- To nic takiego.Często w coś uderzam.- Nieprawda.Po raz pierwszy widzę, żebyś zrobiła coś takiego.Tomoja wina.Przepraszam.- To nie była twoja wina.Nie popchnąłeś mnie.Zwykły wypadek.Dlaczego musisz brać wszystko do siebie?- Sam nie wiem.Chodzi o to, że.- Potrząsnął głową, jakby chciał wten sposób uporządkować myśli.- Zawsze taki byłem, ale teraz to wyrwałosię spod kontroli i zrobiło ze mnie potwora.- Nie jesteś żadnym potworem.- Nie, tylko mężczyzną, z którym nie da się żyć, bo cię stłamsi swojątroskliwością.Teraz już wiem, dlaczego tak jest.Chyba zrobił się ze mniestraszny tyran.- Nic podobnego.- Powiedziałaś tak wtedy, kiedy ze sobą zerwaliśmy.- Pamiętasz to?- Pamiętam każde słowo, które wtedy wypowiedziałaś.Teraz ci jestemza to wdzięczny.- To było z mojej strony okrutne.- Ale prawdziwe.Dobrze, że to usłyszałem.Długo się w sobiezbierałaś, ale wreszcie mi to powiedziałaś.-Nie.- Celia, zawsze byłaś szczera aż do bólu.Mówię to jako komplement.Powiedziałaś mi wtedy, że zachowuję się jak tyran i widać było, że to101RS stwierdzenie długo w tobie dojrzewało.Mogę jedynie żałować, że nieusłyszałem tego wcześniej.Może wtedy.Zamilkł, jakby zabrakło mu siły, aby kontynuować.- Tak.Kto wie? Może wtedy poradzilibyśmy sobie lepiej?W ciszy wyciągnął rękę i ostrożnie dotknął jej włosów.Zwróciła twarzw jego stronę i przez chwilę trwali tak w milczeniu.Francesco bał siępowiedzieć cokolwiek, aby czar nie prysł.- Celia.- szepnął niemal bezgłośnie.Uniosła głowę i spojrzała na niego tak, jakby go widziała.Wyczytał wjej oczach wszystko - wszystko co mieli i co stracili.Wiedział, że w jegooczach jest to samo.Celia nie mogła tego zobaczyć, ale na pewno to czuła.Chciał ją zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale jak to zrobić, skoronie mógł dojść do ładu z sobą samym?Choć niechętnie, musiał przed sobą przyznać, że nie może liczyć nażaden cud.- Carissima - powiedział miękko.- Porozmawiajmy.- Proszę, nie teraz.No tak.Może przyjechała do Neapolu w nadziei, że ich związek udasię ocalić.Wiele razy o tym myślał, ale wiedział już, że nadzieja jest płonna.- Nie teraz - powtórzyła.- Nie teraz.Mamy jeszcze czas.Czas, aby przygotować się na to, co nieuniknione.Poszedł do łazienki, zmoczył szmatkę zimną wodą i przemył jej usta.W miejscu uderzenia zrobił jej się mały siniak.- Idę się ubrać - oznajmił.102RS Jednak zamiast to zrobić, pochylił się i pocałował jej pierś.Szybkocofnął głowę i wyszedł.Celia po chwili poszła za nim do łazienki, by sięubrać.- Chyba powinienem już iść - powiedział ciężko.Zanim zdążyłaodpowiedzieć, usłyszeli dzwonek do drzwi.- Otworzysz?Za drzwiami stał mężczyzna po pięćdziesiątce, sprawiający wrażeniedość zdenerwowanego.- Czy tu mieszka signorina Ryland? - spytał.Na dzwięk tego głosu Jacko podniósł łeb i krótko szczeknął.Francesco wpuścił mężczyznę do środka.Celia podeszła do niego,marszcząc brwi.- Signorina, nazywam się Antonio Feltona i przyszedłem błagać paniąo przysługę.- Feltona.- Celia zmarszczyła brwi, po czym na jej twarzy pojawił sięwyraz zrozumienia.- Pan był właścicielem Jacka, prawda?- Zgadza się.Kiedy odzyskałem wzrok, nie potrzebowałem już psaprzewodnika.-I Jacko trafił do mnie.Szukałam psa, który zna miasto.Przyszedł pansprawdzić, czy nic mu nie jest? Bardzo proszę.Jacko rzucił się na swego starego właściciela, witając go zentuzjazmem.Antonio uklęknął na kolana i zaczął go drapać za uszami.- Tego właśnie mu brakowało - mruknął Francesco.- Czy coś jest nie tak? - spytał Antonio.- Nic, poza tym, że Jacko nie jest do końca szczęśliwy.103RS - Rozumiem - powiedział pan Feltona, wstając z klęczek.- Mojarodzina za nim przepada, a on nas kocha.Kiedy odzyskałem wzrok,uznałem, że to naturalne, iż powinien służyć komuś innemu.Teraz jednakmyślę, że był za stary na zmiany.Przyszedłem panią prosić, a jeśli trzeba,błagać, żeby pozwoliła pani, aby do nas wrócił.- Co?- Wiem, że nie będzie to dla pani łatwe, ale są inne psy, które mogłybygo zastąpić.- Nie w moim przypadku.To właśnie jego wiek i doświadczenieczynią go dla mnie tak cennym.Bardzo mi przykro, ale bez niego sobie nieporadzę.- Proszę, niech pani się nad tym chwilę zastanowi.- Tu nie ma nad czym myśleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •