[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, John! Mój ogród!Spod gradowej pokrywy wyglądały zgniecione główki, połamanełodyżki, rozsypane płatki.Sam zalała się łzami.- Jest zniszczony.John przytulił ją mocniej.- Możemy zasadzić inny.- Nie będzie już taki sam.- Westchnęła i otarła oczy.-To nie byłzwykły ogród.To był symbol tego, co się zdarzyło między nami, tego, cozapuściło korzenie.- Wiem, Sam.- Podniósł jej podbródek wskazującym palcem.- Iobiecuję, że nic nie zniszczy naszej miłości.%7ładna burza gradowa.Sam przedłużyła pobyt na farmie jeszcze o jeden tydzień.Tydzieńpełen tęsknoty.Odbyły się już pożegnania i wyznaczono termin odjazdu.Przedłużenie pobytu nie uczyniło rozstania łatwiejszym.Kiedy John układał jej bagaż w niebieskiej furgonetce, Sam wzięła nasiebie trud bezsensownej paplaniny.- Będziesz tak zajęty w Los Angeles, że prawie nie zauważysz, żeodeszłam.Jasne, że w tym czasie będę grała rolę bohaterki w NowymOrleanie.Kto wie? Może spotkamy się kiedyś na "Johny Carson Show".- Sam - odezwał się z głębi furgonetki.155RS- A gdyby nawet nie, to jestem pod telefonem.I listonosz wciążjeszcze roznosi listy w Nowym Orleanie.- Sam.- Wyszedł z furgonetki i chwycił ją w ramiona.- Och, Boże, John.- Przylgnęła do niego.- Będę tęsknić do ciebie.Może nawet umrę z tęsknoty.Trzymał ją mocno i usiłował żartować.- Wątpię w to, maleńka.Nie dam ci wiele czasu na tęsknotę.Chyba niemyślisz, że mógłbym obejść się bez twoich komedii - śmiał się, maskującból.Sam usiłowała spojrzeć na Johna z oburzeniem, ale w jej oczach byłowięcej smutku niż gniewu.- Coś podobnego, komedie.- Musisz wiedzieć, Johnie Rileyu, że mojeuczucie jest prawdziwe na sto procent.- Jeszcze jeden dowcip - odpowiedział.Stali patrząc na siebie, aż ich uśmiechy zaczęły przygasać.- Ach, Sam.- John przywarł do jej ust.Długi pożegnalny pocałunekwyraził to wszystko, czego nie mogły oddać słowa.Sam wspięła się dzielnie do furgonetki.- Do zobaczenia, bohaterze.John biegł przy ruszającym z podjazdu samochodzie.- Do widzenia, maleńka.Uważaj na siebie.Kiedy samochód zaczął nabierać prędkości, zeskoczył i jeszczezawołał:- Kocham cię, Sam.Pamiętaj, że cię kocham.Sam odczekała, aż furgonetka będzie za zakrętem.Wtedy sięrozpłakała.156RSRozdział dziesiątyKumple Sam z trzeciego komisariatu ucieszyli się, kiedy przyszła dopracy w poniedziałek wieczorem.- Hej, Sammy! - zawołał na jej widok sierżant Cole Pickford.- Tentwój faworyt, włóczęga z Chartres, przestał pić z tęsknoty za tobą.Powiedział, że nie warto chodzić na popijawę, jeżeli w pobliżu nie ma SamJones, która był go zgarnęła.- Sierżant, z nogami na biurku, wyglądał jakoswojony niedzwiedz.Sam zsunęła do tyłu kapelusz i oparła ręce na biodrach.- Powiedz mu, że wróciłam.- Wolnego, Sammy - wtrącił inny oficer.- Czy nie dałoby się utrzymaćtego w tajemnicy dłużej? Połowa pijaków z Vieux Carre jest nieprzyzwoicietrzezwa, od kiedy odeszłaś.Oni wszyscy tęsknili za tobą.Myślę, że to jakaśepidemia.- Ten, który się odezwał, Randy Biling, przezywany byłRębaczem.Dlatego, że był łysy i przygryzał koniuszki wąsów, ale przedewszystkim z powodu tego, że musiano go kiedyś odławiać z Mississippi.Zębacz nie umiał pływać.Sam ucieszyła się, że koledzy potraktowali jej powrót w tak naturalnysposób.- Może kapitan przydzieli mi dzienny obchód, wtedy nic się nie wyda.- Masz, czego chciałeś, Zębacz! - Don McElroy przeszedł wyniośleprzez pokój z uniesionymi, w udawanej złości pięściami.Był wymuskany izłocisty od stóp do głów; blond włosy, bursztynowe oczy i brązowa skóra.Wiele lat temu nauczył się właściwego idolom sposobu chodzenia.Nieukrywał tego, a nawet sam kpił z siebie i tym ukrócił przycinki chłopaków.-157RSPrzepędziłeś mi najlepszego, jakiego kiedykolwiek miałem, partnera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]