[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdajest taka, że ciężko zasnąć po dniu, w którym widziało się pierwsze ciało w swojejdetektywistycznej karierze i wciąż ma się świadomość, że z zimną krwią popełniono okrutnemorderstwo.Pani Skrof była starą kobietą, przy tym dość oryginalną, i pewnie wiele rzeczy wjej zachowaniu zasługiwało na naganę.Lecz przecież była człowiekiem i tego człowieka ktośzamordował.Najróżniejsze wydarzenia dnia, żarty starego policyjnego wygi, który niejednojuż widział, emocje związane z tropieniem mordercy - wszystko to odsuwało na dalszy plankonstatację tego przerażającego faktu.I dlatego dopiero teraz naprawdę pojąłem, co znaczymorderstwo, i w moim sercu zalęgła się namiętna nienawiść do nieznanego zbrodniarza.Zdradliwość to cecha, której nie potrafię wybaczyć.Robiąc w myślach przegląd możliwychwinowajców, poprzysiągłem sobie, że nie dam się więcej zwieść spojrzeniu fiołkowych oczupanny Skrof ani buńczucznej męskości młodego Lankelli.Nie zasnąłem do samego rana, bo bardzo bolał mnie brzuch.Mało to romantyczne, aletak właśnie było.Na próżno usiłowałem obwinić za to ów jeden jedyny kieliszek ponczu,który miał być ostatnią deską ratunku dla mojej miłości własnej i ostoją wiary w moje stalowenerwy.Wstępne przesłuchanie, które rozpoczęło się o godzinie dziesiątej rano, okazało sięczynnością bardzo krótką i oficjalną.Posterunkowy Ara przedstawił raport o wyważeniudrzwi, odnalezieniu ciała i wywietrzeniu mieszkania.Doktor Markkola nadesłał świadectwozgonu.Mecenas Lanne i panna Kirsti Skrof zostali poproszeni o złożenie podpisów podsporządzonymi przeze mnie czystopisami ich krótkich zeznań.Dalej stwierdzono, że wmieszkaniu nie odnaleziono żadnych podejrzanych odcisków palców, przedstawiononatomiast naturalnej wielkości fotografię odcisku gumowej podeszwy oraz dołączono orzeczenie lekarskie, które potwierdziło, że jamnik o imieniu Baron, należący do pani AlmySkrof, nie zginął śmiercią naturalną.Pani Hallamaa, trzęsąc się z przejęcia i poczucia własnejważności, potwierdziła, że morderca włamał się do mieszkania sąsiadki dokładnie o godziniedwunastej minut siedemnaście w nocy.Dokumenty przesłane gubernatorowi z prośbą owydanie zgody na otwarcie zwłok wróciły odwrotną pocztą ze stosownym podpisem.Komisarz Palmu podniósł słuchawkę telefonu.Z drugiej strony linii zgłosił się lekarz sądowy,który właśnie się przebrał i wydał asystentowi polecenie przygotowania instrumentów.- Morfina, powiada pan? - zdziwił się nieco.- Zobaczymy, zobaczymy!Laboratorium chemiczne wydziału medycyny sądowej pracowało pełną parą.Tam teżdostarczono kawałek blachy dachowej, na który kapnęła kropla krwi z dłoni ugryzionej przezpsa.Dlaczego mówię o dłoni?.No tak.Młody Lankella.lecz znów uprzedzam biegwypadków.Wcześniej bowiem wydarzył się kolejny incydent.Mecenas Lanne szykował się do wyjścia, z wielkim zadowoleniem wycierając okularyw róg chusteczki do nosa.Zdumiał się, że zeznanie, które dostał do podpisu, jest takie krótkie.Palmu nie wspomniał mu, że to tylko wstępne przesłuchanie, ale jako prawnik powinien byłto wiedzieć.W każdym razie uznał chyba, że mu się upiekło, bo bardzo był zdumiony, gdyPalmu rzucił za nim, i to bynajmniej nie delikatnie:- A pan dokąd się wybiera, mecenasie? Proszę nam jeszcze powiedzieć, co panporabiał w nocy popełnienia morderstwa między północą a godziną pierwszą.Adwokat pobladł i wzdrygnął się z miną winowajcy.Wyglądał jak wcielony wyrzutsumienia.Na początku próbował się wykręcać, w końcu jednak przyznał pokornie:- Tak, to prawda.Wyszedłem z klubu już chwilę przed północą.Wszystko przez to, żewypiłem, nieprawdaż, kilka grogów i.i chciałem się trochę przespacerować, bo.bo mojamałżonka jest, nieprawdaż, nieco nerwowa i nie lubi, kiedy piję.Dlatego też przez godzinęspacerowałem ulicami miasta i co jakiś czas, nieprawdaż, ssałem sobie pastylkę miętową,aby.aby niczego nie wyczuła, gdy wrócę do domu.Ufając w zrozumienie komisarza, wyciągnął z kieszonki kamizelki pudełko pastylek ipokazał mu je, dodając przy tym wystraszonym głosem:- Mam wielką nadzieję, że pan komisarz, nieprawdaż, zechce nie wspominać o tymmojej małżonce.Ona jest trochę, nieprawdaż.- bezradny mecenas z zażenowaniem zawiesiłgłos. - Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa - odpalił mu bezlitośnie Palmu, więcgdy po chwili mecenas opuszczał wydział kryminalny komendy miejskiej, był bardzozgnębiony Jeszcze na Rynku bezradnie wycierał okulary w róg chusteczki do nosa.- Najsłabsze alibi z dotychczasowych - zauważyłem, gdy wróciliśmy z komisarzem dozacisza jego pokoju.Przerażony mecenas wyznał bowiem, że podczas nocnego spaceruulicami Helsinek nie spotkał nikogo znajomego.- Może dlatego jest z nich wszystkich najprawdziwsze - odrzekł zagadkowo Palmu.-Chłopcze, wczoraj wieczorem, kiedy już się rozeszliśmy, wróciłem bezwiednie myślami donaszej rozmowy.Może rzeczywiście my, policjanci, mamy nieco zbyt niepochlebne zdanie oludziach.Może jednak niektórzy czasem mówią prawdę.- Ale dlaczego Lanne próbował znów kręcić? - Byłem na niego oburzony.- Dlaczegodzwonił do portiera klubu? Dlaczego kłamał? Z jakiego powodu bał się aż tak bardzo?- Nie mieliśmy jeszcze okazji poznać jego małżonki - odpowiedział na to Palmu ispojrzał na mnie dość osobliwie.- Niektórzy mężczyzni boją się swoich żon jak diabełświęconej wody.Bardziej nawet niż policji.Uznałem to wyjaśnienie za nader wątłe.Wypomniałem zresztą Palmu, że znadzwyczaj osobliwą czułością odnosi się do drugiego na liście najmniej przyjemnychpodejrzanych.Komisarz odrzekł mi obłudnie:- Ja też jestem tylko człowiekiem.Nagle to spostrzegłem.Zapominasz chyba, żemecenas Lanne czyta wieczorami do poduszki powieści detektywistyczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •