[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie znaczy, że cię nie kocha, słowo daję.Patrzę na nią oszołomiona.Mój ojciec.samolubny? Bardziejzaskakujące od tej etykietki wydaje się to, że ona mu janadała.Poznaję, że się złości.Nie spodziewałam się, że jest dotego zdolna.Ale musi tak być; skoro nazwała go samolubnym,musi być zła.A co u Caleba? Odwiedzisz go pózniej?Chciałabym, ale Erudyci zabronili gościom z Altruizmu wstępuna ich teren.Gdybym spróbowała, zostałabym usunięta.Co? To straszne.Dlaczego to zrobili?Tarcia między naszymi frakcjami są większe niż kiedykolwiek -odpowiada.- %7łałuję, że do tego doszło, ale niewiele mogę z tymzrobić.Myślę o Calebie, jak stoi wśród nowicjuszy Erudytów, jak szukaw tłumie twarzy matki, i czuję ucisk w brzuchu.Nadal sięgniewam na niego, że ukrywał przede mną tyle tajemnic, ale niechcę jego krzywdy.To straszne - powtarzam.Patrzę w przepaść.Przy balustradzie stoi Cztery.Sam.Chociaż już nie jestnowicjuszem, większość Nieustraszonych spotyka się tego dniaz rodzinami.Albo rodzina go nie odwiedziła, albo nie pochodziz Nieustraszonych.Z jakiej frakcji przyszedł? To jeden zmoich instruktorów.- Nachylam się bliżej matki.- Jest trochęprzerażający.Jest przystojny.Aapię się na tym, że odruchowo przytakuję.Matka śmieje się izdejmuje rękę z mojego ramienia.Chcę odciągnąć ją odinstruktora, ale w chwili, kiedy zamierzam zaproponować,żebyśmy poszły gdzie indziej, on spogląda przez ramię.Nawidok mojej matki szeroko otwiera oczy.Ona podaje murękę.Cześć.Mam na imię Natalie - przedstawia się.- Jestemmatką Beatrice.Nigdy nie widziałam, żeby podawała komuś rękę.Cztery ściskajej dłoń, sztywno potrząsa nią dwa razy.Gest u obojga niewygląda naturalnie.Nie, Cztery nie pochodzi z Nieustraszonych,skoro takie powitanie nie idzie mu łatwo.Cztery.Miło ciępoznać.Cztery - powtarza matka z uśmiechem.- To pseudonim?Tak - odpowiada wprost.Jakie jest jego prawdziwe imię? -Twoja córka dobrze sobie radzi.Nadzoruję jej trening.Od kiedy nadzorowanie znaczy rzucać w kogoś nożami iopierniczać go przy każdej okazji?Miło słyszeć.Wiem parę rzeczy o nowicjacie Nieustraszonych imartwiłam się o córkę.Cztery patrzy na mnie, przygląda się mojej twarzy, od nosa pousta i podbródek.Nie masz się o co martwić - zapewnia.Nie potrafię się powstrzymać, czerwienię się.Mam nadzieję, żenie zauważyli.Czy tylko ją pociesza, bo to moja matka, czynaprawdę uważa, że jestem zdolna? I co oznaczało tospojrzenie?Matka przechyla głowę.Cztery, wyglądasz jakośznajomo.Ciekawe dlaczego, bo nie mam zwyczaju zadawać się zAltruistami - odpowiada, niespodziewanie chłodno.Ona wybucha śmiechem.Lekkim, pół na pół powietrza idzwięku.Ostatnio niewielu to robi.Nie biorę tego do siebie.Jakby się trochę odprężył.Cóż, zostawiam was same.Patrzymy, jak odchodzi.Ryk rzeki wypełnia mi uszy.MożeCztery urodził się wśród Erudytów, co wyjaśnia, dlaczegonienawidzi Altruizmu.Albo przekonują go artykuły, któreErudyci piszą na nasz - ich, przypominam sobie - temat.Ale tobyło miłe z jego strony, że powiedział matce, jak dobrze miidzie, chociaż wiem, że sam w to nie wierzy.Zawsze jest taki? -pyta matka.Gorszy.Masz tu przyjaciół?Kilku.- Patrzę przez ramię na Willa, Christinę i ich rodziny.Christina dostrzega moje spojrzenie, macha do mnie i uśmiechasię, więc idziemy w jej stronę.Ale zanim dochodzimy, niska,krągła kobieta w czarno- -białej pasiastej koszuli dotyka mojegoramienia.Wzdrygam się, powstrzymuję chęć, żeby odtrącić jejrękę.Przepraszam - mówi.- Znasz mojego syna Alberta?Alberta? - powtarzam.- Och.Ala? Tak.znam.A gdzie moglibyśmy go znalezć? - Wskazuje mężczyznęstojącego za nią.Jest wysoki i wielki jak głaz.Najwyrazniejojciec Ala.Przepraszam, nie widziałam go dzisiaj rano.Może tampowinniście poszukać? - Unoszę palce w kierunku szklanegosufitu nad nami.Ojej.- Matka Ala wachluje twarz ręką.- Wolałabym niepodejmować tej wspinaczki raz jeszcze.Mało nie dostałamataku paniki, kiedy tu schodziłam.Dlaczego przy tych ścieżkachnie ma balustrad? Czy wy wszyscy jesteście wariatami?Uśmiecham się lekko.Parę tygodni temu mogłabym uznać topytanie za obrazliwe.ale spędziłam zbyt wiele czasu ztransferami z Prawości, żeby ich brak taktu mniezaskoczył.Wariatami nie.Nieustraszonymi tak.Jeśli gozobaczę, powiem, że go szukacie.Widzę, że matka uśmiecha się tak jak ja.Inni rodzice transferówwyciągają szyję, rozglądają się po ścianach Jamy, po suficieJamy, ale nie ona.Po prostu patrzy w przepaść.Oczywiście,otoczenie jej nie interesuje - pochodzi z Altruizmu.Ciekawośćjest jej obca.Przedstawiam matkę Willowi i Christinie.Przyjaciółka przedstawia mnie swojej matce i siostrze.Alekiedy Will prezentuje mnie Carze, swojej starszej siostrze, taobdarza mnie spojrzeniem, od którego uschłaby roślina, i niewyciąga do mnie ręki.Gniewnie patrzy na moją matkę.Will, niemogę uwierzyć, że kolegujesz się z jedną z nich - cedzi.Moja matka ściąga wargi, ale rzecz jasna milczy.Caro - mówiWill nachmurzony - nie należy być niegrzecznym.Och.jasne, że nie.Wiesz, kim ona jest? - Pokazuje na mojąmatkę.- Zoną członka rady.Prowadzi agencję ochotników ,która podobno pomaga bezfrakcyjnym.Myślisz, że nie wiem, żepo prostu gromadzicie wszystko, żeby rozdzielać to we własnejfrakcji, kiedy my nie dostajemy świeżego jedzenia przezmiesiąc, hę? Jedzenie dla bezfrakcyjnych, akurat.Przepraszam - reaguje łagodnie moja matka.- Wydaje mi się, żesię mylisz.Mylę się.Ha! - parska Cara.- Na pewno jesteście tacy, na jakichwyglądacie.Grupa beztroskich dobroczyńców, bez ani jednejsamolubnej kostki w ciele.Właśnie.Nie odzywaj się tak do mojej matki.- Twarz mam czerwoną.Zaciskam pięści.- Jeszcze jedno słowo pod jej adresem iprzysięgam, że złamię ci nos.Odsuń się, Tris - nakazuje Will.- Nie uderzysz mojej siostry.O? - Unoszę brwi.- Tak myślisz?Nie uderzysz.- Matka dotyka mnie w ramię.- Daj spokój,Beatrice.Nie chcemy robić kłopotu siostrze twojego przyjaciela.Mówi to łagodnie, ale jej dłoń tak mocno ściska mi rękę, żeomal nie krzyczę z bólu, kiedy mnie odciąga.Szybko kroczy wstronę jadalni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]