[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Będę ci towarzyszył wszędzie - zapewniał z siłą strzelec.- Możesz na mnie liczyć! Joe poświęcił się dlanas, my poświęcimy się dla niego! Postanowienie to dodało otuchy dwom przyjaciołom, czuli sięsilniejszymi dzięki wspólnej myśli.Fergusson starał się znaleść prąd przeciwny, któryby mógł go zbliżyć znowu do jeziora, ale było toteraz niemożliwem ze względu na orkan, szalejący przerazliwie."Victoria" przeleciała kraj Tibbusów, przecięła Belad-el-Dscherid i przybyła do morza piaszczystego;ostatni pas roślinności znikał w oddali.Balon sunął jak gwiazda ruchoma i w ciągu 3-ech godzin przebył60 mil.- Nie możemy się zatrzymać! nie możemy się spuścić! - wołał doktór.- %7ładnego wzniesienia, anijednego drzewa! Czyż, przebywszy pustynie, niebiosa sprzysięgły się przeciwko nam?Tak mówił doktór w rozpaczy, nie mogąc powstrzymać pomimo wszelkich wysiłków biegu balonu.Orkan szalał straszliwie, Kennedy z rozwianym włosem spoglądał nieruchomie, milcząc, a doktór,zdawało się, iż w tem grożącem niebezpieczeństwie odzyskiwał spokój i odwagę.Twarz jego byłaspokojna, nawet wówczas, gdy "Victoria", zakręciwszy się, nagle zawisła.Wiatr północny przeważyłteraz i gnał obecnie balon w przeciwnym kierunku, ale z równie wielką szybkością.- Dokąd dążymy? - pytał Dick zaniepokojony.- Niechaj Opatrzność nami kieruje, kochany Dicku, nie należało nawet na chwilę w nią wątpić.Ona wielepiej, co dla nas zbawienne i prowadzi obecnie do miejsc, których nie spodziewaliśmy się ujrzeć.Do niedawna roztaczające się niziny zaczęły ustępować miejsca małym pagórkom; wiatr dął jeszczewciąż gwałtownie i "Victoria" sunęła w przestworzu nadzwyczaj szybko.Droga, którą obecnie przebywali podróżni, była inną, zamiast brzegu Tschadu widziano wciąż pustynię.Kennedy zwrócił uwagę przyjaciela na tę okoliczność.- To nic - uspokajał go doktór - najważniejszą jest dla nas rzeczą przybyć znowu na południe,prawdopodobnie ujrzymy miasto Wuddie lub Kuka i nie omieszkamy tam się zatrzymać.- Zgadzam się z tem - odparł strzelec.- Niechaj nas tylko Pan Bóg strzeże od tego, abyśmy nie bylizmuszeni przejeżdżać pustyni.Zdaje mi się, że wiatr słabnie, kurz, unoszący się nad piaskiem, mniejgęsty i horyzont rozjaśnia się.- Tem lepiej, trzeba uważnie śledzić przez lunetę, żaden punkt nie powinien ujść naszej uwagi.- Ja się tem zajmę, Samuelu.Jak tylko się ukaże pierwsze drzewo, nie omieszkam ci zaraz o tempowiedzieć.I Kennedy siadł z lunetą w ręku na krawędzi łodzi.ROZDZIAA XXXIVCo się stało z Joem?Gdy rzucił się do jeziora i wypłynął na powierzchnię, pierwszą jego czynnością było otworzyć oczy ispojrzeć w górę.Zauważył, że "Victoria" znów wznosiła się wysoko ponad jeziorem.Balon stawał się coraz mniejszym,nareszcie objął go silny prąd północny i znikł niebawem po za horyzontem.- Prawdziwe szczęście, żem wpadł na tę myśl szczęśliwą, inaczej powziąłby ten zamiar pan Kennedy inie wahałby się w czyn go wprowadzić, bo jest to bardzo naturalnem, że jeden człowiek poświęca siędla ocalenia dwóch innych.Joe, uspokoiwszy się co do tego punktu, począł myśleć o sobie, znajdowałsię wśród niezmierzonego jeziora, zamieszkanego przez nieznane dzikie plemiona.Jeden z powodówwięcej, aby się ratować bez użycia pomocy innych, a fakt ten wcale go nie przerażał.Przed napadem tych ptaków, które wedle jego zdania zachowały się jak prawdziwe sępy, zauważył nahoryzoncie wyspę.Postanowił zrzucić z siebie mniej potrzebne części ubrania i rozwinąć całą swąumiejętność pływania.Przechadzka wodna na przestrzeni 6-7 mil, nie utrudzała go zbytecznie i myślałteraz tylko o tem, ażeby prostą drogą dopłynąć do wyspy.Po upływie 11/2 godziny odległość, dzielącago od wyspy, nie była zbyt znaczną, ale czem więcej zbliżał się do lądu, opanowywała go myśl, którejpozbyć się nie mógł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]