[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No niechże już eskortują nas tak aż do jeziora rzekłpułkownik. Ale co będzie jak droga zwęży się znacznie? odpowiedział Kalagani.Jakoż w tem leżało niebezpieczeństwo.Bez wypadku przebyliśmy kilkanaście kilometrów dzielącychnas od jeziora Puturia.Dwa czy trzy razy kilka słoni próbowałozagrodzić nam drogę, ale gdy nadbiegł Stalowy Olbrzym i plunąłim w oczy gorącą parą, odsunęły się na bok.Postanowiono, że jeśli słonie nie zaczną objawiaćnieprzyjaznych zamiarów, ominiemy jezioro, nie przepływając goi Opuścimy nazajutrz okolicę gór Vindhya a w kilka godzinpózniej dostaniemy się do stacji Jubbulpore.Kraj był dziki i pusty, ani śladu wioski albo fermy, nigdzie niespotkaliśmy ani jednej karawany, ani jednego podróżnego.Jak to zapowiedział Kalagani, droga zwężała się coraz więcej;położenie nasze pogarszało się z każdą chwilą.Słonie, które szłypo bokach, musiałyby ssunąć się, bo albo zgniotłyby nasz pociągalbo powpadałyby w przydrożne otchłanie, w którychby znalazłyśmierć.Instynktem przecisnęły się naprzód i poza pociąg, a toknie mogliśmy ani posuwać się ani cofać. Sprawa wikła się coraz więcej rzekł pułkownik. Przyjdzie nam chyba przebić się i zgnieść tę zbitą gromadę. A to zgniećmy ją nie namyślając się! zawołał kapitan.Cóż ulicha! przecież stalowe kły naszego olbrzyma nie ulękną sięlicha! przecież stalowe kły naszego olbrzyma nie ulękną siękościanych kłów tych głupich gruboskórców. Dobrzeby to było, tylko bieda, że trzeba walczyć jednemuprzeciwko stu rzekł Mac Neil. Trudno, niema innej rady, inaczej słoniena s zgniotą.Naprzód! zawołał Banks.Maszynista dodał pary; Stalowy Olbrzym pobiegł prędzej ijeden stalowy kieł jego ukłuł w grzbiet idącego przed nim słonia.Zwierz wydał z bolu ryk przerazliwy, któremu zawtórował rykcałej gromady.Walka, której końca trudno było przewidzieć,stawała się nieuniknioną.Chwyciliśmy za broń.Dubeltówki były nabite kulamistożkowemi, karabiny kulami wybuchającemi, rewolweryzaopatrzone były w naboje właściwego kalibru.Pierwszy godził na nas olbrzymi samiec, z dziką miną, zwystawionym kłem, śmiało wystąpił przeciw StalowemuOlbrzymowi. Gunesz! krzyknął Kalagani, czyli słoń z jednym kłem,jak takich nazywają myśliwi. Ba! posiada tylko jeden kieł! rzeki pogardliwie kapitan. I dlatego właśnie jest jeszcze grozniejszym.Hindusi otaczają słonie jednokłowe szczególniejszą czcią, jeśliim brak prawego kła, jak u tego, który zamierzał rzucić się naStalowego Olbrzyma.Przebił na wylot blachę pokrywającą jego piersi, alePrzebił na wylot blachę pokrywającą jego piersi, aleniebawem kieł ten złamał się o wewnętrzne urządzenie.Całypociąg doznał wstrząśnięcia; jednakże popychany wewnętrznąsiłą, pędził naprzód, odtrącając gunesza, który daremnie chciałmu się opierać.Jednak poprzedzająca nas gromada zrozumiała jegowezwanie; stanęła nagle, żywym murem swoich ciał zagradzającnam drogę.Nie dość na tem, słonie idące za pociągiem, uderzyłygwałtownie o werandę; trzeba było się bronić. Starajcie się nie chybić ani jednego strzału! krzyknąłkapitan; celować tu, gdzie się zaczyna trąba, lub w dołekponad okiem.Takie strzały najpewniejsze!Usłuchaliśmy komendy; padło kilka strzałów, po którychrozległo się głośne wycie.Trzy czy cztery słonie ugodzone wewskazane miejsca, padły z tyłu i z boku, pociąg mógł biecnaprzód. Nabić znów broń! krzyknął kapitan,I miał słuszność; cała gromada napadła gwałtownie na nas;rozległo się przerazliwe wycie i ryki.Groziło nam straszneniebezpieczeństwo. Naprzód! krzyknął Banks. Ognia! krzyknął Hod.Do gwałtowniejszego gwizdu maszyny dołączył się hukwystrzałów.Ale trudno było celnie strzelać do tak zbitej masy itrafiać we wskazane przez kapitana miejsca.Kule naszetrafiać we wskazane przez kapitana miejsca.Kule naszezadawały rany, ale nie zabijały; zadane rany zwiększały wściekłązajadłość słoni, na wystrzały odpowiadały razami kłów swoich,któremi przebijały ściany naszego Steam-House.Maszynista powiększał ciągle ciśnienie pary; Stalowy Olbrzympędził, druzgocząc i rozpędzając gromadę; ruchoma jego trąba,podnosząc się i opuszczając, uderzała w ciała zbitej masy słoni.Posuwaliśmy się ku jezioru.Wtem jedna trąba uderzyła o przednią werandę i chwytającpułkownika Munro, o mało nie rzuciła go pod nogi słoni;nastąpiłoby to niezawodnie, gdyby Kalagani nie przeciął trąbysilnem uderzeniem siekiery.Przez cały czas nie spuszczał on z oka pułkownika, otaczającgo najtroskliwszą opieką; ta jego nieustanna pieczołowitość obezpieczeństwo sir Edwarda zastanawiała nas wszystkich.Wtem rozległ się nowy trzask; słonie rozbiły drugi wagon,przygniatając go do przydrożnej skały. Przechodzcie do nas! krzyknął Banks do broniących tyłu.Gumi, sierżant Mac-Neil i Fox wpadli prędko do pierwszegowagonu. A gdzież Parazard? zapytał kapitan. Nie chce opuścić kuchni, odpowiedział Fox. Porwijcie go gwałtem!Widocznie nasz kucharz uważał sobie za hańbę opuszczenieWidocznie nasz kucharz uważał sobie za hańbę opuszczeniepowierzonego stanowiska; ale Gumi ujął go w swe silne ramionai wniósł do sali jadalnej. Jesteście tu już wszyscy! zapytał Banks. Tak, panie, odrzekł Gumi. Odłączyć pierwszy wóz! Porzucić połowę naszego przenośnego domu?. Ależ to niepodobna! krzyknął kapitan Hod. Nie ma innej rady! odrzekł Banks.Przecięto sztaby i łańcuchy, łączące z sobą wozy, odrąbanoprzejście, tylny pociąg pozostał na drodze.Słonie rzuciły się naniego, gniotąc go całym swoim ciężarem i zamieniając wbezkształtne szczątki, zagradzające drogę poza nami.Trzebabyło dołożyć wszelkich usiłowań, aby i drugi wóz uchronić odpodobnego losu, gdyż inaczej bylibyśmy zgubieni.Już tylko pół kilometra oddzielało nas od jeziora Puturia Już tylko pół kilometra oddzielało nas od jeziora Puturia ostatnie wysilenie mogło nas ocalić.Storr otworzył wielkiregulator; Stalowy Olbrzym party nową siłą, szarpał stalowemikłami ciało cisnących się przed nim słoni; puszczał na nie kłębyparzącej pary i strumienie wrzącej wody; nareszcie na zakręciedrogi ukazało się przed nami jezioro.Jeszcze dziesięć minut a będziemy ocaleni.Zrozumiały to widać słonie i chciały gwałtem wywrócićpociąg.Odpowiedzieliśmy wystrzałami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]