[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabrał ze sobą mizerną świtę złożoną z urzędników, dworaków i członków rodziny, którychbył w stanie utrzymać w satrapii tylko tych na tyle lojalnych wobec niego, że gwarantowałoto ich milczenie.Numrekowie, przed którymi uciekał, naprawdę napełniali go takimprzerażeniem, jakie udawał.O ile potrafił to stwierdzić, jego nieliczni towarzysze zachowalityle spokoju, by podejrzewać, że do nieszczęścia, które ich spotkało, przyczynił się samgubernator.Właściwie, uciekając przez Prześwit Gradthicki, Rialus prawie bał się o swojeżycie.Przybył do Aushenii, zachowując wszelkie pozory swego oszustwa.Podczaspośpiesznej narady z królem Guldanem opowiedział, jak to obcy najezdzcy wyłonili się ześnieżycy.Twierdził, że przez pewien czas niepokoił się niejasnymi doniesieniami odziałaniach zauważonych aż na Polach Lodowych.Dlatego wysłał generała Alaina, by zbadałten obszar i przepytał braci Meinów.Nie miał od niego żadnych wieści i bał się, że coś sięgenerałowi stało, lecz sam atak stanowił całkowite zaskoczenie.Powiedział, że Numrekowie wielkie istoty, ukryte pod futrami i skórami, uzbrojonewe włócznie dwa razy przewyższające wzrost człowieka oraz zakrzywione, obciążone przyczubku szable przybyli wielką hordą.Wielu z nich jechało na rogatych stworach, okrytychnaturalnym pancerzem i włochatą sierścią.Wpadli przez bramy Cathgergen, zanim zdołanowszcząć alarm.Niczego nie wyjaśniali ani się nie przedstawili; po prostu zaczęli zabijać, bezlitości i z wyrazną przyjemnością, a wręcz zachłanną radością.Podczas walki ryczeli itańczyli w rytm uderzeń niewidocznego bębna.Ta relacja nie odbiegała zbytnio od prawdy.Numrekowie jego goście, jak ichnazwał Maeander rzeczywiście byli zachłanną zgrają.I mimo że spotkali się z bardzoniewielkim oporem, i tak udało im się znalezć ludzi, których mogli zabić, a robili to zradością opisywaną przez Rialusa.Nie wspomniał oczywiście Guldanowi, że niemal całaPółnocna Straż zginęła w potwornej pułapce.Zamiast tego twierdził, że oddziały straży cofałysię w gorączkowej walce z przeważającymi siłami wroga, oddając kolejno części fortecy, ażwszyscy jej ocalali mieszkańcy zostali przyparci do ostatniej granitowej ściany.Dopierowtedy, jak powiedział Rialus, zgodził się pertraktować z nikczemną istotą dowodzącąNumrekami. Spojrzałeś dowódcy w twarz? zapytał Guldan.W młodości był wysoki.Nawetteraz, siedząc w sali królewskiej rady, nieco przygarbiony z powodu sztywności pleców,roztaczał atmosferę naturalnej szlachetności.Rysy miał spokojnie, chociaż głos lekko mudrżał z niepokoju. Jak się nazywa? Calrach odparł Rialus. To bardzo dziwne istoty.W Znanym Zwiecie nie ma nic,co by je przypominało, a w każdym razie od czasu, kiedy Starożytni odepchnęli bogówIthem. Mówisz, że są bogami? przerwał jeden z adiutantów Guldana.Rialus na chwilę został zbity z tropu. No.nie.Chcę po prostu powiedzieć, że mają przerażający wygląd.Bardzoniepokojący.Podobnie jak o wielu innych sprawach w tej dziwnej szaradzie, Rialus mógł mówić otym przez jakiś czas z całkowitą szczerością.Stojąc przed Numrekami, czuł się tak, jakbypatrzył przez nierówne szkło okna na zupełnie inne czasy, na istoty, które zostały wypalone winnym piecu niż ludzie pochodzący z ziemi, mające zamieszkać inny świat w starszej epoce.Byli wysocy, przerastali ludzi o co najmniej trzy czy cztery głowy, mieli długie kończyny, aramiona szerokie i płaskie, jakby pod skórą nosili jakieś kanciaste jarzmo.Włosy mieliczarne, a brwi krzaczaste.Przez jakiś czas Rialus sądził, że pudrują albo malują skórę, takbyła blada.Zbliżywszy się do nich na nieprzyjemnie małą odległość, spostrzegł, że taką mająkarnację; kolor przypominał obrzędową mieszaninę mleka z kilkoma kroplami koziej krwi,którą Vadajanie piją w Nowy Rok.Skóra tworzyła cienką powłokę z pulsującą pod niąskomplikowaną plątaniną żyłek, tak wyraznych, jakby zostały narysowane na papierze iuniesione pod światło lampy.U Calracha, ich przywódcy, siłę było widać w napiętych węzłach mięśnipodtrzymujących szyję.Nawet jego twarz sprawiała wrażenie nadmiernie napiętej.Oczy miałtak ciemnobrązowe, że sprawiały wrażenie czarnych.Brwi były podobne do zwykłych, leczbardziej wystające; tworzyły wysoki grzbiet jak morskie fale, które właśnie zaczynają sięzałamywać.Tkwiło w nich kilka grubych srebrnych pierścieni, osadzonych tak głęboko, że napewno przebiły kość.Rialus z trudem utrzymywał wzrok na twarzy olbrzyma, ale kiedy tylkogo odwracał, nie mógł się powstrzymać przed ponownym zerknięciem, za każdym razemprzerażony, że stwór patrzy na niego nieruchomo spoza tej strasznej maski.Był człowiekiem izarazem nim nie był.Rialus powiedział, że za tłumacza służył im meiniński skryba; wiadomość tawywołała wśród aushenijskich słuchaczy pełen zdumienia pomruk. Hanish Mein zna tę rasę? zapytał Guldan.Rialus stwierdził, że musi tak być, po czym mówił dalej. Calrach się nie usprawiedliwił ani niczego nie wyjaśnił.Po prostu powiedział, żemamy się wynosić.Cathgergen już do nas nie należy.Miasto zostało obiecane Numrekom.Uwolnił mnie, żeby pozostali mogli się dowiedzieć o zbliżającym się wrogu i lepiej sięprzygotować, by dostarczyć Numrekom lepszej rozrywki. Kto obiecał im Cathgergen? zapytał jeden z adiutantów.Rialus wzruszył szczupłymi ramionami tak, że niemal dotknęły jego uszu. Nie wiem, ale znajdowaliśmy się w sytuacji nie pozwalającej na dyskusję.Powiedział, że powinienem pobiec do swoich i powiedzieć im, że nadszedł koniec.Będą nanas polować dla zabawy i piec na rożnach. Chyba nie mówią poważnie! zawołał król. Rialusie Neptosie, czy ty oszalałeś?To, co mówisz, przechodzi wszelkie wyobrażenia. Monarcha jakby stracił wątek, lecz pochwili powtórzył: Oszalałeś?Gubernator potrafił sobie doskonale wyobrazić, że tak się stało.Kłamiąc normalnie,po swojemu, nigdy by czegoś takiego nie wymyślił.Calrach naprawdę tak powiedział.Siedział tam, śmiejąc się ze swoimi generałami, i mówił najpotworniejsze rzeczy, jakbyRialus nie stał przed nim, a tłumacz nie szeptał wszystkiego do ucha drżącego gubernatora.Musiał mocno zaciskać kolana, by nie oddać moczu.Wspominając tę chwilę, poczuł ukłuciezazdrości wobec tych, którzy jeszcze nie widzieli tego co on.Aushenianie mieli do niego wiele pytań.Wiedzieli, że stanowią następny cel i chcieliusłyszeć od wygnanego gubernatora więcej szczegółów, jego opinie i domysły.Rialus zentuzjazmem przyjąłby rolę zaufanego doradcy tylko tego tak naprawdę pragnął w życiu.Lecz za tą pokusą widział twarze i Maeandera, i Calracha.One kazały mu pozostaćnieugiętym.Tak więc wyjaśnił Aushenianom, że jego obowiązkiem jest udać się do Alesji.Guldan odesłał go z górnolotnie brzmiącą obietnicą, że bez względu to, jak złe zamiary ma tahorda, najpierw napotka na żołnierzy Aushenii. Jakie szczytne pomysły!" pomyślał Rialus.Lecz, jak wiele podobnych, nie miały one większej wagi niż powietrze, które posłużyło do ichwypowiedzenia.Rialus był przekonany, że Aushenia padnie w ciągu dwóch tygodni, najdalejza miesiąc.Zachował to oczywiście dla siebie.Opuścił królestwo na pokładzie statku z monarszej floty, obserwując wojskowąkrzątaninę na oddalającym się brzegu.Był z siebie zadowolony; po wylądowaniu w stolicy touczucie niemal go rozsadzało.Tęsknił za willą na zachodnich wzgórzach Alesji, od kiedyzobaczył to miejsce podczas krótkiej wizyty przed piętnastu laty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]