[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przeprowadziłam własne badania.- Gdyby tylko Alfred wiedział, jakbyły dogłębne! Wiem o wiele więcej o Hatcherze, niżbym chciała.Babciapostąpiłaby bardzo nierozważnie, gdyby sprzedała nieruchomośćpierwszemu oferentowi.Interesów tak się nie załatwia.- I ty się na tym znasz? - prycha pogardliwie Alfred.- Dodałam dwa do dwóch.- Moja rodzina patrzy na mnie.Ta zabawna jestartystką, nie księgową.Oszukałam ich.- Nie mówisz poważnie.- Alfred odwraca się do mnie plecami.- Mówię śmiertelnie poważnie.- Podnoszę głos.- Nie teraz, Valentine - wtrąca babcia stanowczo.- Zresztą to decyzja babci, nie twoja - mówi Alfred pogardliwie.- Jestem partnerką babci.- Od kiedy?! - wrzeszczy Alfred.Patrzę na babcię, która zaczyna coś mówić, ale zmienia zdanie.- Dzieci, nie zachowujcie się tak - wtrąca tata.- Och, będziemy się tak zachowywać.- Wstaję.Na ten widok Pamela,Charlie i Tom także się podnoszą i cofają do ogrodzenia.Tylko Romanpozostaje przy stole z miną mówiącą: Zaczyna się.- Dość już, przestańcie natychmiast - świergocze mama.- Jest tak miło.Nie ustępuję.- Ile wynosi oferta, Alfred? Nie odpowiada.- Pytam: ile?- Sześć milionów dolarów - obwieszcza Alfred.Z dachu unoszą się piski jak hosanny z namiotu uzdrowiciela. - Babciu, jesteś megabogata! - wykrzykuje Tess.- Całkiem jak BrookeAstor!- Po moim trupie.- Babcia patrzy na swoje dłonie.- Była bardzonieszczęśliwa.Niech odpoczywa w pokoju.Jeśli nie wychowasz dzieci naporządnych ludzi, wszystkie pieniądze świata nic ci nie pomogą, tylkosprowadzą kłopoty.- Błagam, mamo, nie jesteśmy Astorami.Dla nas to mnóstwo pieniędzy -mówi mama.- I co się stanie z tą ofertą? - pyta Jaclyn delikatnie.- To bardzo wysoka suma, bardzo, i poradziłem babci, żeby ją przyjęła -mówi Alfred, ujawniając swoje plany.- Będzie mogła wreszcie przejść naemeryturę po pięćdziesięciu latach harówki, kupić mieszkanie w Jersey oboknas i po raz pierwszy w życiu poleżeć sobie brzuchem do góry.- Robi to w tej chwili - mówię, po czym zwracam się do babci: - Co sięstanie z Angelini Shoe Company?Babcia nie odpowiada.- Valentine, ona jest zmęczona.- Alfred podnosi głos.- A ty ją naciskasz.Przestań zachowywać się samolubnie i dla odmiany pomyśl o niej.- Alfred, przecież wiesz, jak bardzo kocham pracę - odzywa się babcia.- Właśnie! - podchwytuję.- Prowadzimy dobrą firmę.Robimy trzy tysiącepar butów rocznie.- Dajże spokój.- Alfred lekceważąco macha ręką.- Wedle wszelkichobecnych standardów wasza firma jest ledwo zauważalna.Nie macie stronyw Internecie, nie reklamujecie się, zarządzacie warsztatem, jakby były lataczterdzieste dwudziestego wieku.- Odwraca się do babci.- Bez urazy,babciu.- Nie obraziłam się.To był dla nas rewelacyjny rok.- Używacie tych samych narzędzi co dziadek - ciągnie Alfred.- Na tymetapie Angelini Shoe Company jest wyłącznie waszym hobby.Waszym iwaszych pracowników na godziny.W dobrym roku przynosi zyski, ale firmajest tak zadłużona, że nieodpowiedzialnością jest nie brać pod uwagę jejzamknięcia, co pozwoliłoby na spłatę kredytów.Poza tym nawet gdybyśmyznalezli kogoś, kto kupi warsztat, nie dostaniemy nawet jednego procentawartości budynku.Natomiast budynek jest żyłą złota.- To nasza firma! - odpowiadam.Czy on nie rozumie, że projekty butówwykonane przez pradziadka są żyłą złota? Nasze nazwisko! Mistrzostwo! Reputacja! Dla Alfreda tradycja nic nie znaczy.Kim byśmy bez niej były? -W tym warsztacie zarabiamy na życie!- Ledwo, ledwo.Gdybyście musiały płacić czynsz, wylądowałybyście naulicy.Stuk-Stuknięta wraca na miejsce przy boku Alfreda, bierze go pod rękę, aja z tego gestu domyślam się, że już to wszystko słyszała.- Utrzymuję się dzięki tym zarobkom.Nigdy nikogo nie prosiłam opieniądze.- Pomogłem ci, kiedy zerwałaś z Bretem i rzuciłaś pracę w szkole.- To były trzy tysiące dolarów.I nie dałeś mi ich.Zwracałam je przez półroku z siedmioprocentowymi odsetkami! - W głowie mi się nie mieści, że towyciągnął.Choć z drugiej strony oczywiście musiał to wyciągnąć.CałyAlfred! Mama niespokojnie zmienia pozycję na leżaku, tata wpatruje się wmost Verrazano Narrows, jakby zajął się ogniem niczym pianka na patyku.- Moim zdaniem Alfred próbuje powiedzieć - mówi mama dyplomatycznie- że ponieważ babcia osiągnęła pewien wiek, musimy przewidzieć zmiany wnajbliższej przyszłości.- Masz rację, mamo - odpowiadam.- Przyszłość jest niepewna, jak pokrytalodem droga, na której koła się ślizgają.Byle tylko wesprzeć cudownego ibłyskotliwego synaAlfreda.Zawsze dostaje to, co chce.Gdyby szczerze troszczył się o babcięi jej dobro, słowa bym nie powiedziała.Ale mojemu bratu chodzi wyłącznieo pieniądze.Nigdy o nic innego mu nie chodziło.- Jak śmiesz! Martwię się o babcię! - krzyczy Alfred.- Naprawdę?- Twój brat kocha babcię - wtrąca tata.- Nie mów za niego - odpowiadam.- Nie mów za mnie - odzywa się Alfred.Tata unosi ręce w geściepoddania.- I nie mówcie za mnie.- Babcia wstaje z leżaka.- Podejmę wszystkiedecyzje dotyczące Angelini Shoe Company i budynku.Alfredzie, choć jesteśsprytny, masz za długi język.Nie powinieneś podawać liczb.Przez ciebiewszyscy są rozgorączkowani.- Myślałem, że skoro obecna jest tylko rodzina.Roman odwraca wzrok jak gość, który ma nadzieję, że zaraz uda mu sięwymknąć i uniknąć awantury.W jego oczach dostrzegam zniecierpliwienie. - To jeszcze gorzej! - mówi babcia.- Takie liczby tylko wprawiają ludzi wzdenerwowanie.Na litość boską, ja się zdenerwowałam.Jestem prywatnąosobą i nie życzę sobie, żeby moje sprawy wywlekano przed innymi jakświąteczne prezenty z opakowania.Valentine, doceniam wszystko, co robiszdla mnie, ale nie chcę, żebyś tu zostawała, bo uważasz, że to twójobowiązek.- Ja chcę tu być.-.a Alfred ma rację.Jestem coraz starsza.- Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało, babciu - mówi Alfred.- Wierzę, żeto twój wybór, ale chciałbym zobaczyć, jak po raz pierwszy w życiuodpoczywasz.Istnieje uzasadniony powód, dla którego ludzieosiemdziesięcioletni nie pracują.- Bo większość z nich nie żyje? - pyta babcia, znowu siadając.- Nie, bo zasłużyli na odpoczynek.Valentine, nikt nie powiedział, żeszewstwo nie może być twoim hobby, ale najwyższy czas, żebyś zajęła sięprawdziwą karierą.Jesteś po trzydziestce i mieszkasz tu jak jakaśzwariowana artystka.Kto się tobą zajmie na starość? Pewnie spadnie to namnie.- Jesteś ostatnią osobą, którą prosiłabym o pomoc.- Naprawdę tak myślę.Stuk-Stuknięta głośno wypuszcza powietrze, przynajmniej o jedną sprawęnie musi się martwić.- Zobaczymy.Na razie jestem jedynym z rodzeństwa Roncallich, którywziął na siebie rachunek.- O czym ty mówisz? - pyta Tess.- O przyjęciu babci.- Proponowałyśmy! - wołają jednym głosem Tess i Jaclyn.- Ja też! - dodaję.- Ale zapłaciłem ja! I mam dla was wiadomość: zawsze płacę.- To nie w porządku, Alfredzie, najpierw zabierasz rachunek, a potem sięskarżysz.Zachowujesz się okropnie! - Tess na migi daje znać, że słucha tegobabcia.Alfreda nic to nie obchodzi.Mówi dalej:- Jak myślicie, kto płaci za lekarzy taty? Ubezpieczenie nie obejmujewszystkiego.Wy, dziewczyny, o tym nie wiecie! A dlaczego? Bo nigdy niezapytałyście!- Całą sumę ci oddamy, Alfredzie - mówi mama cicho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •