[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ofia-rowuje jej najcenniejszy dar, jaki kobieta może otrzymać na tym świecie: bezpieczeństwo.A ta maładziewczynka uczy się ufać pierwszemu mężczyznie w swoim życiu.I wszystko to, czego świat ocze-kuje od kobiety - żeby była piękna, koiła skołataną duszę, leczyła chorych, dbała o umierających, wy-syłała kartki z życzeniami, piekła ciasto - tym wszystkim odpłacamy ojcu za to, że nas chronił.Touczciwa wymiana.Ale ja nigdy tego nie zaznałam.A zatem nie wiem, jak z tobą być.Och, pewniemogłabym udawać, stwarzać pozory i żywić nadzieję, że w końcu zrozumiem, o co w tym wszystkimRLTchodzi.Ale to nie byłoby wobec ciebie uczciwe.Bo co, jeśli nigdy nie zrozumiem? Zasługujesz nakobietę, która potrafi dać ci siebie całą.Myślę, że tylko takiej powinieneś szukać.Theodore rozpłaszczył na stole folię aluminiową po hamburgerze i złożył ją w srebrny kwadra-cik wielkości guzika od koszuli.Wpatruje się w niego przez dłuższy czas.- Jedzmy do domu - mówi w końcu.Zbieram resztki jedzenia, sprzątam stół i wyrzucam śmiecie do kosza.Theodore czeka przy sa-mochodzie, zapatrzony w dal.Nic mu nie będzie.Jestem tego pewna.Pearl otrzymała wyniki egzaminów - znalazła się w pierwszej dziesiątce finalistów.Pokazuje miświadectwo, ale muszę złapać je w powietrzu, bo nie wypuszcza go z rąk, tylko wciąż podskakuje.Fleeta cieszy się razem z nią, chociaż nie ma pojęcia o egzaminach.Ubóstwia, kiedy ktoś z jej znajo-mych wygrywa.- Gratulacje, Pearl! - wołam.- Geniusz z ciebie!- Wiedziałam o tym w dniu, kiedy nie pomyliła środków przeciwbólowych z przeczyszczają-cymi - mruga do mnie Fleeta.- Pan Cantrell mówi, że mogę się dostać do dobrej szkoły.Może na politechnikę w Wirginii,albo na uniwersytet, albo do college'u Williama i Mary!- Zdawaj na politechnikę - radzi Fleeta.- Mają świetnych zapaśników.Matka Tayloe, Betty, wchodzi do apteki z receptą.Fleeta i Pearl idą na zaplecze do swoich za-jęć.- Jak się masz, Betty?- Bywało lepiej.- Coś ci dolega?Betty kręci głową i podaje mi receptę.Wchodzę za ladę, żeby wypełnić druk.- Tayloe rewelacyjnie się spisała w roli Kleopatry.Wszyscy byliśmy z niej tacy dumni.- Niektórzy twierdzą, że wyglądała lepiej niż sama Elizabeth Taylor.- Chyba muszę się z nimi zgodzić.Spoglądam na receptę od doktora Daugherty'ego: witaminy dla kobiet w ciąży.- Gratulacje, Betty! Dziecko w drodze?- Nie moje.Tayloe.Właśnie się dowiedziała.- Ach tak.- Przyglądam się literkom na recepcie.Rzeczywiście, T.Slagle.Nie wiem, co po-wiedzieć.To tragiczne.Tayloe wciąż jest dziewczynką!- Dasz wiarę? W dodatku brała pigułki.Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.Stało się ityle.Trzeba teraz posprzątać i dalej robić swoje.- Jak ona się czuje?RLT- Pierwszy szok minął, ale wiesz co? To samo przydarzyło się mnie, kiedy miałam szesnaścielat, a przecież urodziłam swoją śliczną Tayloe.Staramy się patrzeć na to z optymizmem.Wręczam Betty witaminy.Chowa je do torebki.- Ach, te dzieci.- Odwraca się do wyjścia.- Ave Maria?- Tak, Betty?- Ma urodzić w kwietniu.Mogłabyś nie obsadzać nikogo w teatrze na jej miejsce? Dopóki niestanie na nogi? Rola June Tolliver tyle dla niej znaczy.- Powiedz Tayloe, że może wrócić na scenę, kiedy tylko będzie gotowa.Betty wyraznie się rozchmurza.- Bardzo ci dziękuję.Betty wychodzi.Obie dobrze wiemy, że kariera aktorska Tayloe się skończyła.Ale Betty jesz-cze nie zgodziła się porzucić marzeń, jakie snuła dla swojej córki.Potrafię sobie wyobrazić dalszyrozwój wypadków, ponieważ scenariusz jest zawsze ten sam: Tayloe wyjdzie za mąż, zamieszka wprzyczepie, urodzi dzieci i zostanie żoną.Nie będzie miała czasu na sześć przedstawień w tygodniu.Fleeta wyłania się z zaplecza.Przysłuchiwała się naszej rozmowie.- Ten cholerny dzieciak Lassiterów.Pomocnik w drużynie.Wiesz, ten z maślanymi oczami.Toon ją załatwił.Ach, te chłopaki!Wraca na zaplecze.Słyszę, jak Pearl pstryka metalowym spinaczem na podkładce.Siadam obokniej przy stoliku do makijażu.- To dla niej koniec, prawda? - pyta Pearl.- Ależ skąd.Będzie jej ciężko, ale uparta z niej dziewczyna.Mama jej pomoże.- Przenigdy nie chcę utknąć w przyczepie - postanawia Pearl.- Trzymaj się z dala od Lassiterów.Pearl kiwa głową i zabiera się do inwentaryzacji.Patrzę na swoją twarz w lusterku.Mam cieniepod oczami.Powieki opadają ze zmęczenia.Już nie iskrzę.Znajomy brzęk dzwonków na drzwiach oznajmia przybycie nowego klienta.Rozbrzmiewa po-wtórnie, jakby ktoś wszedł, po czym zatrzasnął za sobą drzwi.Ktoś jest wściekły i wyładowuje gniewna moich drzwiach.Wyglądam zza lady.Miałam rację - to ciotka Alice
[ Pobierz całość w formacie PDF ]