[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odejście więc pani de Mon-tespan z dworu na zawsze było wielką ulgą dla pani de Main-tenon; wiedziała o tym, że zawdzięcza to wyłącznie Bossuetowi,który wystarał się w końcu o rozkaz królewski.Był to okres tak bliskiego i poufnego współdziałania panide Maintenon i księcia du Maine, którego jakby adoptowałai odtąd coraz bardziej popierała, że otworzyło mu to drogę doniewiarygodnych zaszczytów, które kolejno otrzymywał i którebyłyby go zawiodły aż na tron, gdyby to była w stanie zdziałaćjego dawna guwernantka.Książę du Maine nieustannie był zbyt blisko króla, by niedojrzeć wcześnie początków powodzenia pani de Maintenonoraz szybkich jego postępów i nie zorientować się, że pierwszymich skutkiem musi być niełaska jego matki, pani de Montespan.Nikt nie był bardziej bystry niż on.Nikt w wyższym stopniunie posiadał sztuki ukrywania inteligencji i sprytu pod pozo-rami czarujących zalet, przy wyglądzie naturalnym, prostym,czasem nawet naiwnym.Nikt łatwiej nie przybierał najróżniej-szych wyrazów twarzy, nikt nie poznawał lepiej ludzi, którychpoznać nakazywał mu interes.Nikt nie posiadał więcej pomy-słowości, sprytu i zręczności, by wkraść się w ich łaski.Niktwreszcie pod wyglądem nabożnisia, samotnika, filozofa i odludka 82nie ukrywał zamiarów bardziej szerokich i ambitnych, którejego skrajna nieśmiałość pomagała jeszcze taić.Dostrzegł więc książę du Maine wcześnie wszystkie przykrościwynikłe z jego sytuacji między matką a guwernantką, w sporzenie do pogodzenia, gdyż szło o serce króla.Zrozumiał jedno-cześnie, że matka będzie mu ciężarem nader niewygodnym,podczas gdy przy guwernantce może mieć wszelkie widoki.Prędko zdecydował się, kogo poświęcić.Przystąpił do dzieła,by wspólnie z biskupem Meaux przyśpieszyć oóldalenie matkiz dworu.W oczach pani de Maintenon starał się pozyskać za-sługę tym, że sam naciskał na matkę, by wyjechała do Paryżai już nigdy na dwór nie wracała.Podjął się doręczenia jej roz-kazu króla, a w końcu nawet bardzo kategorycznego.Wywią-zał się z tego obowiązku w niczym jej nie oszczędzając, zmusiłją do posłuszeństwa i zobowiązał tym sobie panią de Maintenonbez zastrzeżeń.Długo był w bardzo złych stosunkach z matką,która nie chciała go widzieć i nigdy nie pogodziła się z nimzupełnie.Było to jednak najmniejszym jego zmartwieniem.Miał za sobą tę, co rządziła wówczas i miała rządzić zawsze,i miał ją do tego stopnia, że mógł korzystać z jej usług przezcałe życie, ona zaś, póki żyła, nie znała granic w swej miłoścido niego. 83TRYB %7łYCIA PANI DE MAINTENONBezpowrotne wygnanie pani de Montespan [1687] było do-niosłym wydarzeniem, po którym rządy pani de Maintenonnabrały nowego blasku.Gdy po raz drugi zawiodła próba ujaw-nienia jej małżeństwa, zrozumiała, że już do niej wracać nienależy, i miała dość siły woli, by przejść nad tym gładko i nieryzykować niełaski, dlatego że nie udało jej się zostać królową.Król odczuł ulgę i potrafił ocenić postępowanie pani de Mainte-non, toteż zdwoił serdeczność, szacunek i zaufanie, jakie żywiłdla niej.Byłaby może ugięła się pod ciężarem godności, o jakąsię ubiegała, a tak umacniała się coraz bardziej przez utrwalenieswej przejrzystej tajemnicy.Nie trzeba sobie jednak wyobrażać, by mogła ją podtrzymy-wać i korzystać z niej bez wielkiej zręczności.Wprost przeciw-nie: jej panowanie było ciągłym zwodzeniem, a król był usta-wiczną tego ofiarą.Nie przyjmowała niczyich wizyt i nikomuich nie składała; wyjątki od tej reguły były bardzo nieliczne.Odwiedzała i gościła czasem królowę angielską.Czasem bywałau pani de Montchevreuil, swej najlepszej przyjaciółki, ale zwykleprzyjmowała ją u siebie.Po jej śmierci składała wizyty, alerzadko, panu de Montchevreuil, on zaś przychodził do niej,kiedy chciał, ale tylko na chwilę.Czasem odwiedzała jeszczeswoją ukochaną siostrzenicę, panią de Caylus, która też do niejczęsto chodziła.Jeżeli w ciągu dwu lat wybrała się raz doksiężny de Lude czy kogoś równie znacznego, stanowiło toewenement, o którym mówiono jak o czymś niezwykłym, choćbyła to najzwyczajniejsza wizyta.Pani de Heudicourt, jej daw-na przyjaciółka, także chodziła do niej, kiedy chciała, a pod 84koniec życia marszałek de Villeroy, niekiedy Harcourt, niktwięcej.Podczas swej świetnej podróży księżna Orsini bywałau niej w Marly często, ona zaś u księżny tylko raz.Nigdy niebywała u żadnej księżny krwi, nawet u księżny Orleańskiej.Nigdy też one nie bywały u niej, chyba na audiencji, co byłoniezmierną rzadkością i czyniło sensację.Jeżeli jednak chciałapomówić z córkami króla, co się zdarzało nieczęsto i zwykletylko po to, aby im zmyć głowę, posyłała po nie.Przychodziłydrżące i wychodziły płacząc.Co się tyczy księcia du Maine,drzwi jej były dlań zawsze otwarte szeroko, gdziekolwiek prze-bywała.Książę de Noailles od chwili swego małżeństwa widy-wał ją, ile razy chciał.Kardynał de Noailles przed sprawą kon-stytucji odwiedzał ją na osobności regularnie raz na tydzień,w te dni, kiedy miał audiencję u króla.Pózniej kardynał de Bissyprawie zawsze, kiedy zechciał; i  już nie tak często  kardy-nał de Rohan.Brat jej, póki żył, doprowadzał ją do rozpaczy.45Wchodził do niej o każdej porze, mówił jej rzeczy nie z tegoświata, często wybuchał gniewem.%7ładnych spraw mu nie za-łatwiała.Jej bratowa nie zjawiała się nigdy na dworze ani w to-warzystwie.Pani de Maintenon jadała z nią czasem obiad i niepozwalała jej przyjeżdżać do Wersalu, chyba tylko bardzorzadko, najwyżej dwa, trzy razy w roku, w tym raz z nocowa-niem.Godet, biskup Chartres, i Aubigny, arcybiskup Rouen,widywali ją jedynie w Saint-Cyr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl