[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam nawet Robinson Krusoe nie przemówił mi do serca; zajmowały mnie jego przygody, alebohater powieści nie pociągał mnie wcale.I nie na mnie jednej sprawiał on to wrażenie.Przekonałam się pózniej, że Robinson porywa chłopców, a dziewczynkom niezbyt się po-doba; przyczyną ich obojętności jest zapewne zupełny brak strony uczuciowej, wiejący z tychkartek jakimś purytańskim chłodem.Pierwszą książką, która mnie zachwyciła, ale to tak zachwyciła, że do dziś dnia noszę wduszy słodki smak jej wrażeń, była słynna powiastka księdza Schmida: Róża naTannenburgu.Bo też co to za perła.Co za arcydziełko.Malownicze tło średnich wieków,świat rycerski z całą swoją poezją i grozą, ludzie różni, ci zacni, tamci popędliwi, ale wszyscyskłonni do szlachetnych porywów, powikłanie wypadków niezmiernie zajmujące, wszystko toroztworzyło mi nowe widnokręgi, a co więcej, wstrząsnęło mnie do głębi serca.Może teżnajwiększym powabem owej książki była dla mnie jej myśl zasadnicza; główną jej osią jestprzywiązanie córki do ubóstwianego ojca, a w moim życiu właśnie to samo uczucie stanowiłotakże oś główną, słoneczną.Uczucie to sięga tak daleko, jak sięga moja pamięć.Już od kolebki przyglądałam się memu ojcu ze czcią i ze zdziwieniem; wydawał mi sięodmienny od wszystkich innych ludzi, jak gdyby obleczony światłem.I nie myliłam się wsądzie.Sądy małych dzieci są zazwyczaj niemylne.Pózniej, przez całe życie, porównywałamgo z innymi ludzmi, chciałam się przekonać, czy znajdę gdzie jemu podobnych, i nigdy jużdrugiego takiego nie spotkałam.Ojciec mój był uosobieniem zaparcia się własnej osoby, tak w wielkich, jak w małychrzeczach, a w małych to zaparcie się jest może najtrudniejsze; co dzień, co chwila wszystkim ikażdemu coś ustępować ze swoich upodobań, wygód, przyjemności, zaszczytów, to żywotnieustannej ofiary, której nawet świat nie ocenia.Zwiatu się to zdaje rzeczą prostą, aby ten, cojest zawsze poświęcony, bywał także zawsze poświęcanym.Ojciec mój nigdy nie przypomniał swoich zasług, nigdy nie wymawiał swoichdobrodziejstw i, co najgodniejsze podziwu, nigdy się nie skarżył, chociaż Niebo, jakowybrańcowi, nie żałowało mu krzyżów.Zawsze pogodny, zawsze sprawiedliwy, zawsze nie-15zachwiany w zasadach religii, obowiązku i patriotyzmu, przedstawiał on dla mnie cośboskiego.Przez długie nawet lata nie mogłam sobie Bóstwa wyobrazić inaczej, tylko wpostaci Boga-Ojca.Pojęcie o j c o s t w a było dla mnie zawsze równoznacznikiem naj-wyższe j doskonałości, niewyczerpanego przebaczenia i opatrznościowej opieki.Toteż pierwsza książka, w której napotkałam, słaby wprawdzie, ale dość wierny, obraz tegomiłowania i tej części, jakie już wówczas przepełniały mi duszę, wprowadziła mnie wprawdziwe uniesienie.Odtąd, przez ciąg życia, niejednokrotnie odczytywałam Różę naTannenburgu, jeszcze przed trzema laty wróciłam się do niej, a ile razy ją czytałam, tozawsze po dawnemu ze łzami.5.Oprócz tych czytań rozrywkowych, szły porządne i stałe lekcje, nigdy jednak nie mogłamsię uskarżać na przeciążenie pracą.W porównaniu do potwornej ilości nauk, jakimi dzisiajgłowy panienek bywają napychane, myśmy się uczyły niewiele, ale za to samych rzeczyprawdziwie potrzebnych i podanych nam w taki sposób, abyśmy potem przez resztę życiamogły już same się douczać.Niechże dzięki będą rodzicom za ten ich wstrzemięzliwy system,który sprawił, że nauka mi nie zbrzydła; przeciwnie, zachowała dla mnie na całą przyszłośćpowab rzeczy nigdy nie nadużytej.Rodzice nasi, urządzając rozkład lekcji, lwią ich część wzięli na własne barki.Ojciec uczyłnas historii powszechnej, geografii, arytmetyki, a najobszerniej dziejów ojczystych, które podpromieniami jego serca i myśli rozpłaniały się jakimś kościuszkowskim ciepłem.Matkaprzechodziła z nami cały kurs religii, a potem czytywała nam dzieła różnych myślicieli ipoetów, to do nich dodając własne, przecudne komentarze, to nas wyciągając na samodzielnespostrzeżenia.Gdy się wspomni, że mój ojciec miał większą część dnia zajętą biurowymi obowiązkami, żemoja matka ciągle jeszcze nad własnym umysłem pracowała, że oboje, dla podtrzymaniaswoich szacownych poniedziałków musieli dużo bywać w świecie, trzeba zaprawdępodziwiać wytrwałość, z jaką przez lat kilkanaście co dzień znajdowali dla nas wolne godzinyi nieznużony umysł, choć nieraz widziałam, ach mój Boże, jak to ciężko im przychodziło.Nadomiar trudności, musieli dwukrotnie tę pracę podejmować, bo moja siostra była o pięć latode mnie starsza; przy tak wielkiej różnicy wieku, nigdy stopnie naszego rozwoju nieprzypadały jednocześnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]