[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No to będziemy musieli zaczekać.A kiedy zamkną dam pogrzebowy, wtedy będziemy mogli zostaćznią sami - powiedział Stefano.- Jeszcze nigdy nie musiałam zrobić czegoś tak strasznego - szepnęła Bonnie, zrozpaczona.Kaplicapogrzebowa była mroczna i zimna.Stefano otworzył zamki zewnętrznych drzwi jakimś cienkimmetalowymprętem.Sala, w której wystawiono zwłoki, była wyłożona grubym dywanem, a jej ściany pokrywała dębowaboazeria.Nawet przy zapalonych światłach to pomieszczenie robiłoby przygnębiające wrażenie.Pociemkuwydawało się zatłoczone, duszne i wypełnione groteskowymi kształtami.Miało się wrażenie, że ktośsię czai za 46wieloma ustawionymi na ziemi kwiatowymi kompozycjami.- Ja nie chcę tu być - jęknęła Bonnie.- Po prostu zróbmy, co trzeba, dobra? - wycedził Matt przez zaciśnięte zęby.Kiedy włączył latarkę, Bonnie starała się patrzeć wszędzie, tylko nie tam, gdzie nią świecił.Niechciałaoglądać tej trumny, nie zrobi tego.Wpatrywała się w kwiaty, w serce ułożone z różowych róż.Nazewnątrzrozległ się grzmot.- Ja otworzę.No już - mówił Stefano.Mimo swojego postanowienia Bonnie popatrzyła.Trumna była biała, wyłożona bladoróżowym atłasem.Jasne włosy Sue błyszczały na tle jak włosybajkowej śpiącej królewny.Ale Sue nie wyglądała jak uśpiona.Była zbyt blada, zbyt nieruchoma.Przypominała woskową lalkę.Bonnie ostrożnie podeszła bliżej, nie odrywając spojrzenia od twarzy dziewczyny.To dlatego tutaj jest tak zimno, pomyślała niemądrze.%7łeby wosk się nie stopił.Ta myśl nieco jąuspokoiła.Stefano wyciągnął rękę i dotknął różowej, zapiętej pod samą szyję bluzki Sue.Odpiął górny guzik.- Och, na litość boską - szepnęła Bonnie oburzona.- A twoim zdaniem po co tu jesteśmy? - syknął Stefano.Ale zawahał się przy drugim guziku.Bonnie przez chwilę patrzyła, a potem podjęła decyzję.- Odsuń się - poleciła, a kiedy Stefano nie zareagował, odepchnęła go.Meredith podeszła bliżej iobiestanęły pomiędzy Sue a chłopakami.Porozumiały się wzrokiem.Jeśli rzeczywiście trzeba będzie zdjąć bluzkę, to panowie wychodzą.Bonnie rozpinała małe guziczki, a Meredith świeciła latarką.Skóra Sue była równie woskowa wdotyku jak z wyglądu i zimna.Bonnie niezręcznie rozpięła bluzkę; pod spodem Sue miała białą koszulkę zkoronkami.Potem zmusiła się, żeby osunąć włosy Sue z jej bladej szyi.Włosy były usztywnione lakierem.- %7ładnych ugryzień - stwierdziła, oglądając szyję Sue.Dumna była, że jej głos zabrzmiał niemalspokojnie.- Zladu po ugryzieniach nie ma - przyznał Stefano dziwnym tonem.- Ale jest coś innego.Popatrzcienato.- Wskazał nacięcie, blade, nieodróżniające się od reszty skóry, ale widoczne jako cienka liniabiegnąca odobojczyka w stronę piersi.Ponad sercem.Stefano obrysował tę linię w powietrzu, a Bonniezesztywniała,gotowa go uderzyć, jeśli odważy się dotknąć Sue.- Co to jest? - spytała Meredith zdziwiona.- Zagadka.- Stefano nadal miał dziwny głos.- Gdybym zobaczył taki ślad na ciele wampira,oznaczałbyon, że wampir pozwolił napić się swojej krwi człowiekowi.Tak to się właśnie robi.Człowiek nieprzegryzieskóry wampira, więc robimy takie nacięcie, jeśli chcemy się podzielić krwią.Ale Sue nie byłaprzecieżwampirem.- No jasne, że nie była! - prychnęła Bonnie.Próbowała ignorować obrazy, które podsuwała jejwyobraznia.Obrazy Eleny pochylającej się nad takim właśnie nacięciem na skórze Stefano iprzywierającej do47niego ustami, pijącej.Zadrżała i zdała sobie sprawę z tego, że zacisnęła powieki.- Czy jeszcze coś musimy oglądać? - spytała, otwierając oczy.- Nie, wystarczy. Bonnie pozapinała guziki.Ułożyła włosy Sue.A potem, kiedy Meredith i Stefano zamykali wiekotrumny, szybko wyszła z sali.Stanęła przy drzwiach, obejmując się ramionami.Ktoś lekko dotknął jej łokcia.To był Matt.- Jesteś twardsza, niż się zdaje - szepnął.- Tak, no cóż.- Spróbowała wzruszyć ramionami.A potem nagle rozpłakała się, okropnie sięrozkleiła.Matt ją objął.- Ja rozumiem - powiedział.Tylko tyle.%7ładnych  nie płacz ani  nie przejmuj się , ani  wszystkobędzie dobrze.Tylko:  rozumiem.Głos miał smutny tak, jak jej samej było smutno.- Oni jej spryskali włosy lakierem - szlochała.- Sue nigdy nie używała lakieru.To straszne.- W jakiśsposób ten lakier był najgorszy ze wszystkiego.Matt ją po prostu przytulił.Po chwili oddech Bonnie się uspokoił.Przekonała się, że niemal boleśnie mocno przytuliła się doMattai teraz rozluzniła uścisk.- Zmoczyłam ci całą koszulę - wymamrotała przepraszająco i pociągnęła nosem.- Nic się nie stało.Jego głos sprawił, że cofnęła się o krok i spojrzała na niego.Wyglądał jak wtedy na szkolnymparkingu.Taki zagubiony, taki.bezradny.- Matt, o co chodzi? - szepnęła.- Powiedz, proszę.- Już ci mówiłem.- Spoglądał przed siebie, w przestrzeń.- Sue leży tam martwa, a tak być niepowinno.Sama tak powiedziałaś, Bonnie.Co to za świat, jeśli zdarzają się takie rzeczy? Dziewczyna zostajezabita dlaczyjejś rozrywki, dzieci w Afganistanie głodują, małe foki odzierane są ze skóry żywcem! Jeśli takijest świat, jakie znaczenie ma to wszystko? I tak nic się nie da zrobić.- Przerwał na moment.- Rozumiesz, oczymmówię?Nie jestem pewna.- Bonnie nawet chyba nie chciała rozumieć.To było zbyt przerażające.Aleogarnęłają przemożna chęć, żeby go jakoś pocieszyć, żeby jego oczy straciły ten wyraz.- Matt, ja.- Już po wszystkim - odezwał się za ich plecami Stefano.Kiedy Matt spojrzał w stronę tego głosu, wyglądał na jeszcze bardziej zagubionego.Czasami wydaje mi się, że nas wszystkich czeka straszny koniec - powiedział Matt, odsuwając się odBonnie, ale nie wyjaśnił dokładniej, co miał na myśli.- Jedzmy stąd.48ROZDZIAA 7Stefano z ociąganiem zbliżał się do narożnego domu, zupełnie jakby się bał tego, co tam zastanie.Prawie spodziewał się, że Damon do tej pory już opuścił swój posterunek.Pewnie okazał się idiotą,polegającna Damonie.Ale kiedy wszedł do ogrodu na tyłach domu, pomiędzy drzewami orzecha dostrzegł jakiś ruch.Wzrokiem przystosowanym do widzenia w ciemności obrzucił sylwetkę opartą o pień drzewa.- Nie śpieszyłeś się z powrotem.- Musiałem ich bezpiecznie odstawić do domu.I musiałem się najeść.- Zwierzęca krew - prychnął Damon z pogardą, nie odrywając oczu od maleńkiej czerwonej plamkina T- shircie Stefano.- Sądząc po zapachu, królik.W sumie to całkiem na miejscu, prawda?- Damon.Bonnie i Meredith też dałem werbenę.- Mądry ruch - rzucił Damon znacząco i wyszczerzył zęby.Stefano ogarnęła znajoma irytacja.Dlaczego Damon zawsze musiał być taki trudny? Rozmowa z nim przypomniała spacer po polu minowym.- Pójdę sobie teraz - ciągnął Damon, przerzucając kurtkę przez ramię.- Mam własne sprawy dozałatwienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl