[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co się zaś tyczy Latour-Maubourga, to przyjął on tenzaszczyt  czy raczej brzemię  bez radości i bez żalu,ze zwykłym siebie, niewzruszonym spokojem.Szczególniejszy był to człowiek: zawsze gotów do czynu,spokojny i pracowity, uczciwości nieposzlakowanej, pro-stych i surowych obyczajów, małomówny i skromny,wśród największego rozprzężenia cicho i sumienniespełniał swoje obowiązki, na nikogo się nie oglądając,nigdzie nie szukając poparcia.Dodać należy, ku tymwiększej chwale naszego stulecia, że wbrew przewi-dywaniom doszedł równie wysoko i równie szybko, jakinni towarzysze broni.Skromna ta reorganizacja, częściowe rozdawnictwo za-pasów zawartych w magazynach, rabunek reszty, wzglę-dny odpoczynek, jakiego zażył cesarz i gwardia, znisz-czenie większości artylerii i bagaży, wreszcie wysłanielicznych a różnorodnych zaleceń i rozkazów, oto mniejwięcej jedyny plon tego nieszczęsnego pobytu.Urzeczy-wistniły się całkowicie złowieszcze przeczucia.Głód roz-proszył wkrótce zebranych z niemałym trudem kilkusetżołnierzy.Wybuch min podłożonych pod mury żadnejprawie nie wyrządził szkody, wyganiając jedynie z mia-sta maruderów i włóczęgów, którzy uporczywie ciągnęliza wojskiem.Porzucono maruderów, kobiety oraz kilka tysięcy cho-rych i rannych.I w chwili gdy porażka marszałka Augs-reau pod Jelnią wykazała aż nadto dobitnie, że Kutuzow,przechodząc z kolei do ofensywy, rozciągnął ją nie tylkona trakt, że z Wiążmy przez Jelnię dążył prosto doKrasnego, kiedy już łatwo było przewidzieć, że armiabędzie musiała przedzierać się przez zwarte i zwycięskieszeregi rosyjskie, wówczas dopiero, 14 listopada,szczątki Wielkiej Armii  trzydzieści sześć tysięcy ludzi opuszczać poczęły Smoleńsk.Młoda i stara gwardia liczyły pospołu dziewięć dodziesięciu tysięcy piechoty i dwa tysiące jazdy; Davout,czyli pierwszy korpus, pięć do sześciu tysięcy; książęEugeniusz  pięć tysięcy, książę Poniatowski  ośmiu-set ludzi; Junot  siedmiuset; Latour-Maubourg  pię- ciuset.Do kadrów regularnej armii można było zaliczyćjeszcze niespełna tysiąc lekkiej jazdy i pięciuset spie-szonych kawalerzystów.W ciągu dwudziestu pięciu dni od czasu wyjścia zMoskwy stutysięczna armia została tedy zredukowana dotrzydziestu sześciu tysięcy ludzi! Artyleria utraciła jużtrzysta pięćdziesiąt dział.A jednak owe znikome szczątkinosiły nadal miano ośmiu poszczególnych korpusów iobciążone były olbrzymim, a bezbronnym tłumemsześćdziesięciu tysięcy maruderów i długim taboremdział i bagaży.Nie wiadomo, czy ten nadmiar wozów i maruderów,czy też raczej  a to ostatnie bardziej jest prawdopo-dobne  fałszywie pojęta pewność siebie skłoniły ce-sarza do jednodniowej zwłoki między wymarszem jed-nego korpusu a drugiego.Jakkolwiek bądz, zarówno onsam, jak Eugeniusz, Davout i Ney, kolejno opuszczaliSmoleńsk.Ney wyjść miał z miasta dopiero 16 albo 17.Otrzymał rozkaz przepiłowania i zakopania porzuconychdział, zniszczenia amunicji i wysadzenia w powietrzenarożnych wieżyc twierdzy.Tymczasem Kutuzow stał pod bronią o kilka mil pozamiastem, gotując się do ostatecznego rozbicia roz-proszonych i odosobnionych korpusów.14 listopada około godziny piątej z rana kolumnacesarska wyruszyła nareszcie ze Smoleńska.Równym iszybkim jeszcze szła krokiem, lecz milcząca była i po-nura jak ta głucha noc zimowa, która legła całunem naobumarłej, skostniałej ziemi.Milczenie przerywał od czasu do czasu jedynie odgłosrazów spadających na grzbiety i boki końskie.Pózniejdopiero na skraju jarów, gdy ludzie, konie i działapoczęły w ciemności staczać się w dół po śliskich, ob-marzłych stokach, ozwały się krzyki i przekleństwa.Podwudziestu dwóch godzinach forsownego marszu i nad-ludzkich wysiłków artyleria gwardii zdołała ujść za-ledwie pięć mil.Ta pierwsza kolumna dotarła jednakowoż bez wielkichstrat do Korytni, którą wyminął Junot na czele swoichWestfalczyków, niegdyś siedemdziesięciu dziewięciutysięcy  dziś siedmiuset ludzi.Wysłano podjazdy wkierunku Krasnego.Ranni i maruderzy bliscy byli jużnawet Lądów.Korytnia leży w odległości pięciu mil odSmoleńska, Krasne  pięć mil od Korytni, Lady  cztery mile od Krasnego.Między Korytnią aKrasnem, o dwie mile od traktu, z prawej jego strony,płynie Dniepr.Opodal Korytni inna droga  wiodąca z Jelni doKrasnego  zbliża się do traktu.Drogą tą nadciągnąłtegoż dnia Kutuzow na czele dziewięćdziesięciu tysięcyludzi; otoczył i wyprzedził Napoleona, bocznymi droży-nami, które łączą drogę z traktem, liczne wysyłał for-poczty.Sam zaś z resztą wojska stanął poza forpocztami, ra-dując się niepomiernie z wyniku dotychczasowych ma-newrów, które byłyby zresztą chybiły celu, na skutekjego opieszałości, gdyby nie nasza nieopatrzność.Był tobowiem dzień obustronnych pomyłek, jeno że naszewiększymi były i dlatego zostaliśmy pobici.Wódz ro-syjski mniemał tedy, że ma w ręku całą armię francuską iże nikt mu nie ujdzie.Stało się jednak inaczej.Podeszływiek Kutuzowa upomniał się o swoje prawa.Połowicznietylko i zle wykonane zostały mądre jego plany.Podczas kiedy nas zewsząd otaczały grozne pułki nie-przyjacielskie, w nędznej chłopskiej chacie, ostatnimdomostwie, jakie pozostało z całej Korytni, Napoleonwypoczywał spokojnie, jak gdyby ignorując lub lekce-ważąc ową ruchomą falę ludzi, koni i dział.Tak przy-najmniej sądzić należy wobec faktu, iż żaden z trzechkorpusów, przebywających jeszcze w Smoleńsku, nieotrzymał nowych wskazówek ani instrukcji.O świciedopiero wyruszył cesarz w dalszą drogę.Na przedzie kolumny cesarskiej szły luzne bandy ma-ruderów, chcąc jak najszybciej dotrzeć do Krasnego, atak dalece żadnych nie zachowywano ostrożności, że gdyo dwie mile od tego miasta, po naszej lewicy, odpobliskich wzgórz aż w poprzek traktu ukazały sięszeregi kozackie, żołnierze nasi stanęli zdumieni.Zda-wało im się w pierwszej chwili, że na śnieżnym tledalekich pól zawistna jakaś, a przemożna dłoń skreśliła tędługą, czarną linię, która na zawsze odgrodzić ich miałaod Europy, niwecząc wszelkie złudzenia i wszelkąnadzieję.Niektórzy zapatrzeni uporczywie w jeden jedyny cel, zwzrokiem utkwionym w dal, głusi już i obojętni nawszystko, zarówno na rozkazy, jak na przestrogi, mimonawoływań poszli prosto na kozaków.Inni zbili się w gromadki.Francuzi i Rosjanie obserwowali się wza-jemnie.Niebawem jednak nadciągnęło kilku oficerów,którzy jako tako uszykowali strwożony tłum i odpo-wiednie wydali dyspozycje.Kilkunastu strzelców roz-sypanych w tyralierkę zmusiło kozaków do odwrotu.Uśmiechami skwitowali Francuzi zuchwalstwo nie-przyjaciela, gdy wtem ryknęły działa, zadymiły się przy-drożne wzgórza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl