[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie szczędząc córce komplementów, wziął ją pod ramię ipoprowadził w kierunku drzwi.Przez następną godzinę Cameron stałaousladansctuż obok ojca i szerokim uśmiechem uprzejmie witała przyjaciół isąsiadów.Ukradkiem raz po raz szukała wzrokiem brata.Grant takżepowinien przywitać się z gośćmi.W końcu to on był głównymspadkobiercą.Kiedyś miał przejąć Elmwood.Niestety, dziś wieczoremnie przyszedł.Jak zwykle wszystkich zawiódł.Cameron czasamiwprost nie mogła uwierzyć, że mieli tych samych rodziców.Zaskoczyła ją liczba gości.Wyglądało na to, że ojciec zaprosił doElmwood całe Missisipi.Z trudem rozpoznała kilkoro znajomych wtłumie obcych twarzy.Przeróżne nazwiska wirowały jej w głowie.Wkońcu za zgodą ojca poszła do biblioteki, żeby napić się zimnegoponczu.Kiedy mijała salę balową, zauważyła kapitana Logana.Miał nasobie wąskie białe bryczesy, nienaganną koszulę, fular i ciemnozielonysurdut - chyba najpiękniejszy, jaki Cameron kiedykolwiek widziała.Doskonale podkreślał umięśnioną sylwetkę, domyśliła się więc, że byłszyty na miarę, i to nie u przeciętnego krawca.Jackson stał w cieniu ar-kady, tuż obok wejścia na salę balową.Wokół niego zebrały się młodedamy w pastelowych sukniach.Głośno szczebiotały.Kobiety byływszędzie: blondynki, brunetki, młode i nawet takie, których urodapowoli zaczynała więdnąć.Jackson rozprawiał o silnych wiatrach wokół jakiegoś przylądka.Pyszałek! - pomyślała Cameron.Pewnie opowiadał wyssaną z palcahistoryjkę o swoich bohaterskich czynach.Próbowała prześlizgnąć sięniezauważona, ale zobaczył ją w ostatniej chwili, kiedy sądziła, że jestjuż bezpieczna.Uniósł brwi i lekko skinął głową, jakby zapraszał ją doousladanscswojego grona.Odpowiedziała mu uśmiechem, lecz poszła dalej.Mogła przysiąc,że za plecami usłyszała wybuch drwiącego śmiechu.Jackson się z niejpodśmiewał? Co za tupet! Była tak roztargniona, że nie zauważyłabrata i wpadła na niego.- Och, Grant! Przepraszam.- Wyciągnęła rękę w jego stronę iodsunęła się krok do tyłu.Grant nie miał wyczucia stylu i smaku.Tego wieczoru nosił zaduży jasnoszary surdut.Wiecznie tłuste włosy zaczesał w taki sposób,że wyglądał nieomal złowieszczo.Ze swoimi nieustającymi pre-tensjami do całego świata roztaczał wokół siebie grozną aurę.Spojrzał nad jej ramieniem w stronę sali balowej.- Widzę, że pirat już poznał sąsiadów.- Wątpię, żeby Jackson był piratem - ostro odpowiedziałaCameron.- To prawda: jest nieznośny, ale raczej nie szuka łatwegozarobku.Dobrze zna się na handlu i umie inwestować.Grant spojrzał na nią gniewnie.Czuć było od niego whisky.Wprawdzie David Campbell takżepozwolił sobie na drinka przed balem, ale Grant najwyrazniej niepoprzestał na jednym.- Myślę, że pora przerwać mu dobrą zabawę - mruknął Grant.-Powiem muzykom, żeby zagrali.Cameron poszła dalej.Ugasiła pragnienie szklaneczkąowocowego ponczu i przypadkiem spotkała dawną znajomą zsąsiedniej plantacji, Marie Dubois.Okazało się, że niedawno urodziłaousladanscdziecko.Po krótkiej rozmowie Cameron ruszyła na poszukiwanie Taye.Przez chwilę wodziła wzrokiem po wielkiej bibliotece.Ogromneregały uginały się pod ciężarem książek.Cameron mimo woli stanęłaprzed portretem zrobionym na zamówienie, kiedy miała trzynaście lat.Namalował go pewien wędrowny artysta, który zgodził się wziąćpieniądze tylko wtedy, jeśli obraz spodoba się senatorowi.Malarz byłniezwykle utalentowany i wiernie odtworzył na płótnie psotny uśmiechCameron.Jeszcze lepiej uchwycił charakter Granta.Najbardziej naportrecie rodziny Campbellów fascynowała, ukryta w tle niewielkapostać, którą można było zobaczyć wyłącznie z bliska.To Taye.Gdy obraz zawisł nad kominkiem w bibliotece, Cameronpierwszy raz w życiu usłyszała ostrą wymianę zdań między ojcem aSukey.Z jakiegoś powodu Murzynka nie chciała, żeby ów portretwisiał na tak eksponowanym miejscu, lecz David Campbell pozostałnieugięty.W końcu Sukey z niechęcią przyznała, że w Elmwood możewieszać obrazy tam, gdzie mu się podoba.- Tutaj jesteś - powiedział senator, wyrywając Cameron zzadumy.- Zapraszam do walca.- Ukłonił się przepisowo i podał jejramię.- Chciałbym zatańczyć z najpiękniejszą kobietą w całym Mis-sisipi.Uczynisz mi ten zaszczyt, najdroższa? Cameron dygnęła niemaldo samej ziemi.- Z wielką przyjemnością, papo.W rytm muzyki przeszli do sali balowej na parkiet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]