[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może już wystarczy? Mógłbyś zostawić coś dla taty?Oblewała się rumieńcem, śmiała się i mówiła, żeby sobie poszedł i nie był takim świntuchem, ale była dumna.A teraz, wystarczy na nie spojrzeć.Kogo podnieciłby widok, naktóry teraz patrzyła?Odwróciła się w stronę wanny.Teraz i tak nie miało to większego znaczenia.%7ładne z nich nie odczuwało już ochotyna te rzeczy.Pozbawiła ich tej ochoty walka toczona przez parę ostatnich lat.Wspomnienie rozkoszy wydawało jejsię mgliste i dalekie.Lepiej zostawić to młodym i beztroskim.Ostrożnie zanurzyła się w wannie.Ciepło wody przenikało w głąb jej ciała.Poczuła się lekka, woda unosiła ją beztrudu.Jej łagodny szmer zdawał się odganiać strachy i poczuła powracający spokój.Oparła się plecami o wannę,rozkoszując się dotykiem podchodzącej do ramion wody.Wsparła głowę o kafelki nad wanną.Była senna, ciążyłyjej powieki.- Będę głupią, starą kobietą - pomyślała, przymykając oczy.Przysypiała.Serce znowu zaczęło walić.Próbowała poruszyć ramionami, ale były ciężkie i bezwładne.Muszę wstać, pomyślała zrozpaczą, muszę.Z trudem uniosła głowę i otworzyła oczy.Rozejrzała się z przerażeniem.Wpadł jej w ucho dzwięk telefonu.Natychmiast oprzytomniała.Przypomniała sobie, że poszła na górę wziąć kąpiel.Musiałam długo drzemać, pomyślała, woda prawie ostygła.Telefon na dole dzwonił tak nagląco, że nie mogła gozignorować.Wyszła pospiesznie z wanny, osuszyła stopy o dywanik i zbiegła na dół, owijając mokre ciałoręcznikiem.Kiedy podniosła słuchawkę i usłyszała głos taty, wiedziała już, że stało się coś złego.W pewnym sensie czekała na toprzez cały dzień.- Mary - mówił ojciec drżącym głosem.- Bank ma orzeczenie i jutro je wyegzekwuje.Próbowała zachować spokój.- Rozmawiałeś z nimi? - zapytała głosem, który był odbiciem wszystkich jego obaw.- Tak - odpowiedział z rezygnacją.- Błagałem, prosiłem o więcej czasu, ale powiedzieli, że nic już nie mogą zrobić.- Rozmawiałeś ze swoim bratem Dawidem? - zapytała.- Może on mógłby dać ci trochę pieniędzy? - Z nim też - odparł.Milczał chwilę, potem w jego głosie pojawiła się nuta rozpaczy.- Jesteśmy skończeni.Skończeni.- Harry, co my teraz zrobimy? - Przed oczami mignęła jej wizja rodziny idącej ulicami w łachmanach.Stłumiłanarastającą histerię.- Wieczorem przyjedzie samochodem Dawid - rzekł ojciec.- Spróbujemy zabrać z apteki, ile się da.On nam to przechowa, dopóki nie będę mógł otworzyć czegoś nowego.- Ale jeżeli cię na tym przy łapią, pójdziesz do więzienia!- krzyknęła.- No to pójdę - odparł bezbarwnym, głuchym głosem.- Gorzej już być nie może.Potem przeszedł na jidisz, co mu się rzadko zdarzało.- Alles iss forloren - powiedział.- Wszystko stracone.To była ta noc, kiedy wróciłem do domu i zastałem mamę płaczącą przy kuchennym stole i Mimi, ze łzami w oczach,trzymającą ją za rękę.To była ta noc, kiedy wyszedłem z domu bez kolacji i wynosiłem z apteki pospiesznie pakowane kartony z towarem.To była ta noc, kiedy stałem na ciemnej ulicy o drugiej nad ranem, a mój ojciec, gorzko płacząc, patrzył w oknaapteki i szeptał: - dwadzieścia pięć lat, dwadzieścia pięć lat.To była ta noc, kiedy widziałem, jak matka i ojciec padli sobie w ramiona łkając i zrozumiałem, że oni także ulegająemocjom, nad którymi nie mają kontroli.Po raz pierwszy zobaczyłem strach, rozpacz i bezradność malujące sięotwarcie na ich twarzach.Poszedłem cicho do swojego pokoju, zrzuciłem ubranie, wczołgałem się do łóżka i leżałem wpatrując się wciemność.Z dołu dochodziły przytłumione głosy rodziców.Nie mogłem zasnąć, patrzyłem jak ranek wkrada się dopokoju i nic nie mogłem zrobić.Nic.To była ta noc, kiedy po raz pierwszy przyznałem sam przed sobą, że to nie jest mój dom, że tak naprawdę należy dokogoś innego i nie było już we mnie miejsca na łzy. Dzień przeprowadzki 1 grudnia 1932Coś było nie tak.Wszystko było nie tak.Zrozumiałem to w chwili, kiedy zamiast iść do domu, wszedłem na stacjęmetra przy Church Avenue.Rano obudziłem się z mdłym, dławiącym uczuciem w żołądku, jakbym otrzymał cios wsplot słoneczny i uczucie to pogłębiało się przez cały dzień.Teraz czułem, jak ból rozchodzi się po całym ciele.Wracałem do domu ze szkoły, ale ten dom nie był moim domem.Kiedy zszedłem na peron, stał tam pociąg pospieszny i podbiegłem do niego odruchowo.Wpadłem do środka wmomencie, kiedy drzwi się zamykały.Nie było wolnych miejsc, więc oparłem się o drzwi po przeciwnej stronie.Otwierały się tylko raz na stacji Atlantic Avenue, co gwarantowało mi względny spokój.W pociągu było zimno, podniosłem wysoko kołnierz kożuszka.Parę dni temu sypał śnieg, ale ulice były już w miaręoczyszczone.Trochę śniegu widać było jeszcze na ścieżkach, kiedy pociąg wjechał do Prospect Park.Tunel zamknąłsię wokół nas dławiąc światło dnia.Nabrałem głęboko powietrza, próbując zwalczyć nudności.Nie pomogło.Anawet pogorszyło sprawę.Tego ranka pudła i kartony stojące w pustych już, obcych pokojach przypomniały mi, że dzisiaj jest dzieńprzeprowadzki.Opuściłem swój pokój nie oglądając się za siebie.Rexie deptała mi po piętach.Chciałem o nimzapomnieć, zapomnieć o tym, że byłem kiedyś tak mały, by uwierzyć, że ten dom należy do mnie.Teraz byłemwystarczająco dorosły, by wiedzieć, że była to tylko bajka dla dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •