[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasem potrafił być bardzo sprytny,tak jak podczas swoich ucieczek. Mocno umalowane oczy bez mru-gnięcia wpatrywały się w Joannę. Nie wiem, co nim powodowało.Niktchyba tego nie wie, może oprócz Jasona i Kirsty.Dean zawsze się z nimitrzymał. Maree podrapała się po głowie. Czy to oficjalne przesłucha-nie? spytała. Nie, to rozmowa prywatna odparła Joanna. Pani słowa nie bę-dą wykorzystane w sądzie.Moim zadaniem jest tylko znalezć zabójcę,bo jeśli mi się to nie uda, tego typu przestępstwa będą powtarzać sięcoraz częściej. W takim razie postaram się pomóc zapewniła ją szybko Maree. Dobrze pani znała Deana? Prawie od urodzenia odparła, przygryzając wargę. Był ślicz-nym dzieckiem, wie pani? Wyglądał jak mały aniołek.Pochodził z ro-dziny patologicznej.Nie groziła mu przemoc, tylko całkowity brak zain-teresowania ze strony matki, która zostawiała go samego w domu. Pewnie nastolatka?Maree pokręciła głową. Nie odparła. Wcale nie była taka młoda.Miała już dwadzieściaparę lat.Po prostu chciała korzystać z życia.Pierwszy raz zobaczyłamDeana, kiedy miał dwa miesiące.Był przerazliwie wychudzony. Nachwilę głos jej się załamał i nie mogła mówić, ale zaraz otrząsnęła się,otarła oczy, pociągnęła nosem i mówiła dalej. Co jakiś czas braliśmygo pod opiekę, a potem oddawaliśmy jej, aż w końcu zostawiła go namprzed drzwiami w małym wózeczku, z kartką przyczepioną do kurtki.Uśmiechnęła się krzywo. Do kurtki, którą sami mu kupiliśmy dodała. Był ślicznym dzieckiem.Miał bardzo jasne, prawie srebrzyste włosy iwielkie, niebieskie oczy. Popatrzyła na Joannę. Ale, pani inspektor,ja nigdy w życiu nie widziałam tak zaniedbanego dziecka.Jego pośladkibyły całe czerwone od nie zmienianej pieluchy.Miał świerzb, był brud-ny i niedożywiony.Choć na jego ciele nie było żadnych śladów bicia czyznęcania się.Był po prostu kompletnie zaniedbywany przez pierwsze88dwa lata swojego życia, może poza okresami, kiedy braliśmy go podopiekę.Joanna pokręciła głową z niedowierzaniem. Z początku matka nie zgadzała się na adopcję.Twierdziła, że gdytylko będzie ją stać na odpowiednie warunki, to zabierze go z powrotem. Maree spojrzała na Joannę poważnym wzrokiem. Wtedy prawo jejna to pozwalało.A potem Dean trafiał do różnych ludzi, którzy nie na-dawali się na rodziców i oddawali go z powrotem do domu dziecka.Spodziewali się idealnego dziecka, a on nie spełniał ich oczekiwań.Wracał więc na kilka miesięcy do sierocińca, dopóki nie znaleziono muinnej rodziny zastępczej.Potem prawo się zmieniło i gdy skończył dzie-sięć lat, zdecydował, że chce zostać w Naszym Gniazdku.Wtedy poraz pierwszy go posłuchaliśmy.Widocznie było mu tam dobrze. A mimo to uciekał. Podejrzewam, że ktoś go do tego namawiał przyznała powoliMaree. Ale kto? Nie wiem, ale ktoś go chyba nakłaniał do tych ucieczek.Po po-wrocie miał w oczach coś przerażającego i tajemniczego.Widziałam toza każdym razem.Maree popatrzyła w okno, za którym stał ceglany mur.Joanna częstouważała to za symboliczny widok, zwłaszcza wtedy, gdy zmagała się zjakąś ciężką sprawą. Nie wiem, jak wyglądał Dean, kiedy go pani zobaczyła odezwa-ła się Maree ale to był naprawdę śliczny chłopiec.Joanna pokiwała głową. Tak, zauważyliśmy. Miałam pewne podejrzenia ciągnęła Maree. Bałam się, że mo-że. Ktoś go molestował?Dwie wielkie łzy napłynęły do oczu Maree, a okalające je czarne kre-ski nieco się rozmazały. Nie chciał nic powiedzieć.Przenieśliśmy go w inne miejsce mówiła ale to chyba nadal się powtarzało.Joanna wpatrywała się w nią. Rozmawiała z nim pani o tym?Maree pokręciła głową.89 To bez sensu rzekła. On ciągle zaprzeczał.Zdarza się, że robiąto inni chłopcy z sierocińca czy wręcz opiekunowie.Spotykają się wmiejskich toaletach.Te dzieci. Głos jej się załamał. One są jużprzegrane.Nie można z nich nic wyciągnąć. Przełknęła ślinę. Wiem,że starsi chłopcy czasem znęcali się nad Deanem.Któryś przypalał gopapierosem, inny wytatuował mu palce. Przerwała. Pytałam go, alenie chciał mówić, dlatego trudno było cokolwiek udowodnić.Ale mia-łam przeczucie, że ktoś go molestuje.Nie wiem, jak to powiedzieć.alewidziałam to w jego oczach.Patrzył na mnie znacząco.a przy tym byłtaki pewny siebie.Joanna zmarszczyła brwi. Pewny siebie?Maree miała zmieszaną minę. Naprawdę nie wiem, jak to określić tłumaczyła się. W wiekuośmiu lat wiedział już coś, czego chłopcy w jego wieku nie powinniwiedzieć. Przerwała. One wszystkie są takie.To dzieci z wyrokiem. Westchnęła. A ja nie mogę zrobić nic więcej prócz tego, że zawszemuszę być gotowa poświęcić im swój czas.Poza tym mam związaneręce.Joanna miała za sobą długi, wyczerpujący dzień i kiedy Mike zaprosiłją do pubu na drinka, chętnie skorzystała, chcąc usłyszeć jego opinie. Wiesz, co mi przyszło do głowy? zagadnęła go, gdy siadali przystoliku. Skoro Dean przestał być molestowany.to może ten Latos siędo niego dobierał?Mike popatrzył na nią. I potem z tym skończył? spytał. Bo ma stałego partnera odparła. Tego, z którym wybrał się doopery.Dean był mu już niepotrzebny.Mike powoli pociągnął duży łyk piwa. Mnie przyszło do głowy jeszcze coś innego rzekł. A może toLeech molestował Deana? Chłopiec mógł więc być zarażony wirusemHIV.Zabójca też się potem do niego dobierał. Ale przestał, bo bał się zarazić, tak?Mike skinął głową. Rozumiesz, co to oznacza, Jo? %7łe zabójca i ostatni molestujący Deana to ta sama osoba.Cholera. Zamyśliła się przez chwilę i szybko podjęła decyzję. Trzeba zrobić90Deanowi test na AIDS oświadczyła i spojrzała na Mike'a. A tenRiversdale?Mike pokręcił głową i zaproponował jej kolejnego drinka, ale Joannapodniosła się z miejsca. Teraz moja kolej odparła.8.W czwartek rano podczas śniadania nieoczekiwanie zjawił się Tom. Chciałem cię ostrzec zaczął. Caro śledzi każdy twój ruch.Wę-szy, żeby zgłębić, mówiąc jej słowami, aspekt emocjonalny sprawy.Słyszałem, jak rozmawiała przez telefon.Joanna poczęstowała go kawą i usiedli razem przy stole. No i co mówiła? %7łe w Londynie uważa się ten cały wypadek i leżącego na wrzo-sowisku płonącego chłopca za.cytuję: robiący wrażenie.Szczególniegdy obejmie się tło: skałę w kształcie głowy z mrugającym okiem, którastrzeże tego ciała dziecka. O tak, nie wątpię mruknęła Joanna ponurym głosem. Będzie tu lada chwila. Popatrzył na nią współczująco. A jakwam idzie śledztwo? Powoli odparła. Jutro będę wypytywać dzieciaki.Wciąż jed-nak nie mogę dotrzeć do najważniejszych osób, które trzeba przesłuchać.Chodzi o żonę i syna Ashforda Leecha.Chyba wyjechali, bo za każdymrazem włącza się automatyczna sekretarka. W każdym razie bądz ostrożna, Jo poprosił ją. Caro nie zmar-nuje czasu.Sama wiesz, jaka potrafi być natarczywa. Wiem, wiem odparła Joanna z naciskiem. Jeszcze mi tu po-trzebna stołeczna dziennikarka z temperamentem. Palący się dzieciak to i tak już za wiele dodał ponurym tonem.A do tego jeszcze ten polityk. przerwał. Nie chcę być wścibski, aleto mi śmierdzi ohydnym skandalem.Im więcej czytam o tym w prasie,tym bardziej jestem przerażony, zwłaszcza gdy pomyślę, jak to się odbi-je na życiu miejscowych ludzi. Wiem, co masz na myśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]