[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ryszard milczał, nie odrywając wzroku od ognia.Z kominka buchało ciepło, zegar tykał kojąco, cisza w saloniku zdawała się zapraszać do odpoczynku, gośćpowoli odzyskiwał równowagę. Panie Ryszardzie zaczął wiem, co pan o mnie myśli. Zostawmy to przerwał Ryszard. Potrzebuje pan pomocy.O co chodzi? Fabian wyjąkał Narzymski i nie mógł mówić dalej, tak trzęsła mu się broda i cały dygotał.Ryszard nie ponaglał, nie wymagał zwierzeń, czekał. Szantażuje mnie wyrzucił wreszcie przybysz. Boję się go.To straszny człowiek.Straszny! powtórzył głośniej.Znowu zapadło milczenie. Nie byłem z gruntu zły, tylko zdemoralizowany i zepsuty. Narzymski oparł łokcie na stoliku. Młody,bogaty, pragnąłem jedynie uciech i zabawy.Myślałem, że pieniądze nigdy się nie wyczerpią.Byłemprzeciwieństwem mojego brata wstrząsnął się. I tę moją słabość charakteru wykorzystał ten.ten szatan.Nie mogę nazwać go inaczej.Niech będzie przeklęty dzień, w którym zjawił się przede mną, proponując swojeusługi.Właśnie potrzebowałem lokaja.Wziąłem go.Nie od razu odsłonił prawdziwe oblicze.Z początkuudawał skromnisia, zajęty był wyłącznie służbą, bez zarzutu wykonywał swoje obowiązki.Za to jemuwystarczyło paru dni, żeby mnie rozgryzć.Nie było to zresztą trudne.Wcale nie kryłem się z moimiupodobaniami do hulaszczego życia.Grałem.Traciłem wielkie sumy.A on to wszystko widział, pilnie mnieobserwował.Potrafił wykorzystać moje złe skłonności.Opanował mnie zupełnie.Doszło do tego, że toon mną kierował, udzielał mi rad, napominał, wobec innych przybierając maskę oddanego sługi.Mój bratpoznał się na nim od razu.Ostrzegł mnie.Niestety, nie posłuchałem go.Wstydziłem się moich słabostek,ukrywałem przed bratem niechlubne postępki i nie przynoszące zaszczytu znajomości.Obawiałem się utracićjego przywiązanie.Był jedynym człowiekiem. przerwał nagle i ukrył twarz w dłoniach, a po chwilipowiedział prawie szeptem: To Fabian go zabił, Fabian, a ja.Jestem winien jego śmierci, śmierci mojegobrata.Ja, tylko ja! tak nisko pochylił głowę, że twarzą prawie dotykał stołu.Dziwnie jakoś zrobiło się w przytulnym dotąd saloniku.Ogień na kominku182jak gdyby przygasł, lampa nie dawała już tak jasnego światła, a cisza, dotychczas miękka i kojąca, nabrzmiałanagle grozą.Narzymski siedział nieporuszony, przygnieciony zbrodnią, która, pierwszy raz wyjawiona głośno, zdawała sięciężarem zbyt wielkim na jego barki.- Panie Ryszardzie podniósł udręczoną twarz. Co robić? Niech mnie pan nie odpycha. Nie odpycham pana, a co robić? Jedna jest tylko odpowiedz: zadośćuczynić, jeśli to jeszcze możliwe, i.odpokutować. Odpokutować?- Tak. Nie rozumiem. W tej chwili jest w panu lęk, boi się pan więzienia, procesu, skazującego wyroku, bo inny być nie może, noi skandalu.Ale co na to wszystko mówi pańskie sumienie? Bo to chyba jest najważniejsze. Moje sumienie?. W głosie gościa zabrzmiała gorycz. Czy sądzi pan, że gdybym miał wówczassumienie, byłbym dał Fabianowi carte blanche? Więc sumienie wówczas milczało.Ale dziś? Jak jest dzisiaj? Dziś?.Narzymski objął głowę rękami. Dziś wszystko jest inaczej.Patrzę na siebie z przerażeniem izapytuję, jak to było możliwe.Jak doszło do tego, że ja.Boże! Boże! zamilkł, a po chwili postawił bolesnepytanie: Czy to właśnie jest sumienie? Tak odparł Ryszard to jest sumienie.Tym razem milczenie trwało dłużej.Ryszard nie patrzył na gościa, który skulił się w fotelu, a dygoczące plecywskazywały, że płacze. Panie Ryszardzie zaszemrał wreszcie głos nieszczęśnika. Zrobię wszystko, co pan powie. Dobrze. Ryszard wstał. A teraz pojedziemy do rotmistrza Brackiego.U mnie zbyt ciasno, a tamjest duży dom.Na początek musi pan uspokoić się i wypocząć.A potem zastanowimy się: Do rotmistrza Brackiego? Narzymski wydawał się przestraszony. Niech się pan nie obawia, to człowiek honoru.On nam pomoże załatwić, co trzeba.A co z Fabianem? Obcięto mu nogę Narzymski spuścił głowę. Doktor Greniet powiedział mi, że nic go już nie uratuje.Gangrena posuwa się, amputacja tylko nieco przedłuża mu życie. Gdzie on jest?183 W klinice doktora Grenieta w Auteuil.To ten sławny chirurg.-A potem dodał ciszej: Fabian wysłałlist do prokuratora Republiki. - I co? To jeden z moich przyjaciół.Odwiedził mnie natychmiast.Chciał wiedzieć, co to wszystko znaczy.Co mu pan powiedział? %7łe Fabian jest bardzo chory, że obcięto mu nogę, że z rozpaczy postradał rozum.Cóż miałem mówićinnego? Uwierzył panu? Chyba tak.W każdym razie nie był dotąd u Fabiana w klinice.Fabian napisał ten list dużo wcześniej,jeszcze w Rueil.Teraz nie mógłby tego zrobić.Czekał na odpowiednią chwilę.Gdy mu oznajmionokonieczność amputacji i stracił nadzieję na ratunek, wykonał grozbę. Co jeszcze mówił prokurator? Pytał, czy nie naraziłem się czym mojemu lokajowi, który z zemsty wymyślił całą tę nieprawdopodobnąhistorię.Uchwyciłem się jego sugestii i przytaknąłem skwapliwie. A czy doktor Greniet nie pytał, w jakich okolicznościach Fabian został postrzelony? Owszem, pytał.Powiedziałem, że to wypadek przy czyszczeniu broni.Tak zresztą od początku umówiłemsię z Fabianem. I Fabian podtrzymał to kłamstwo? Tak. Co dokładnie napisał prokuratorowi? Czytał pan jego list? Czytałem.Napisał, że to ja kazałem mu otruć mojego brata.Rozumie pan? Brat zginął otruty.Otrutyprzez tego.A ja milczałem zamiast od razu oddać Fabiana w ręce policji i tym samym stałem się jegowspólnikiem. Znowu skulił się i objął głowę rękami. Jak ja będę teraz żyć z tym ciężarem?! wybuchnął nagle. Jak ja będę żyć? Zaiste jestem przeklęty.Przeklęty! krzyknął.Ryszard zadzwonił. Miguelu powiedział do wchodzącego Hiszpana sprowadz dorożkę.Pojedziesz ze mną.Trzebaodwiezć tego człowieka wskazał Narzymskie-go na bulwar Montparnasse.184 Nigdy więcej nie rozstanę się z tobą! Mela przytuliła się do ramienia Róży.- - Nie masz pojęcia, jaksmutne Boże Narodzenie spędziłam w Camden Place! Przesadzasz zgromiła ją łagodnie Róża. Jestem pewna, że było całkiem przyjemnie.- Może i przyjemnie zgodziła się niechętnie Mela. Ale to nie były nasze święta, polskie.Ani wigilii, aniopłatka.Tyle smutnych świąt miałam już w życiu, że teraz chcę je zawsze spędzać w domu.Szły Polami Elizejskimi w stronę Auku Triumfalnego.Było wczesne popołudnie, w powietrzu pachniałonadchodzącą wiosną. Nie miej żalu do Ryszarda, że po ciebie nie przyjechał westchnęła Róża.- Pogoda była straszna,morze wyjątkowo burzliwe.Wstrzymano nawet żeglugę na Kanale.Nie mogliśmy narażać ciebie naniebezpieczeństwo.Zresztą, jak pisałaś, nie straciłaś czasu nadaremnie. O, nie - - zawołała żywo Mela. Bez przerwy pracowałam z panem Filonem.Jakiż to nadzwyczajnyczłowiek! Wszystko wie! A taki skromny i serdeczny.Dzięki niemu nauczyłam się bardzo wiele, aż samasobie dziwiłam się, ile ważnych wiadomości weszło do mojej pustej głowy.Pan Filon zrobił mi na koniecegzamin, pisemny i ustny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]