[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed sklepem nie brakowało też innych atrakcji.Przy schodach zwykle przyczajałosię kilku żulików, a to bardzo ciekawi ludzie.Młode matki, żuliki, ogonki  idealne miejsce,aby odebrać lekcję obserwacji.Jerzy musiał się złapać czegokolwiek, nawet tak infantylnegopomysłu, jak trenowanie zwiadów, byle nie odbić się od ściany i nie trafić razem z czapką zatapczan.Wyjście na zakupy potraktował, jak poprawkowy egzamin i po to, nie po mleko,poszedł przed siebie.W sklepie nie działo się nic wielkiego, było po piątej i żadnej kolejki. Dzień dobry! Dwa mleka poproszę  zwrócił się do sprzedawczyni w kiedyś białym, terazszarym, spranym i poplamionym fartuchu. Dzień dobry! Nie ma.Ze dwie godziny, jak się skończyło.O tej porze rzadko kiedy jest.Najutro mogę panu oficerowi odstawić.Z rana, jak przywiozą, pan oficer sobie odbierze.Kiedybędzie chciał, sobie odbierze  sapnęła dłuższym zdaniem spocona sklepowa.Zwróciła się do pana oficera jak dozorca, starym warszawskim zwyczajem, co Jerzy odnotował jakopierwszy obserwacyjny sukces.Na równie troskliwą obsługę mogli liczyć tylko cinajważniejsi z ważnych  lekarz, mecenasowa, oficer; podobnych propozycji sklepowa nieskładała byle komu. Dziękuję bardzo za informację  ostatnie słowo jakoś prześwidrowało, jak bolący ząb. Przyjdę jutro, może nawet rano  odpowiedział więcej niż uprzejmie. Tylko, żeby nie przed siódmą zaraz, bo to nie zawsze dowiozą  grzecznie uprzedziła babao wielkim biuście, biodrach i wiecznie spoconej twarzy. A nie! Tak wcześnie nie, pózniej przyjdę.Do widzenia!  pożegnał się, jak należało i takąsamą usłyszał odpowiedz.W drzwiach minął się z żulikiem, brudnym i cuchnącymwszystkim, czym śmierdzą pijaki.Prawie się o niego otarł, ale nie wzdrygnął, zapaszekżulików był jednym z nieodzownych elementów intrygującej całości.Już wychodził, gdybaba o szerokich biodrach nabrała powietrza, wypchnęła biust i zaczęła zachowywać sięnormalnie: Wypierdalaj mnie stąd, ale to już, capie śmierdzący jeden.Ledwo na oczy widzi pijaczyna,będzie mi tu żebrał.Poszedł, mówię, bo na milicję zawołam!  Sklepowa darła sięwniebogłosy, a głos miała zupełnie nie przystający do postury, cienki, skrzeczący i takwysoki, że aż śmieszny.Wrzeszczała bardziej niż zwykle, może chciała pokazać oficerowi, żeo porządki dba.Jerzy zupełnie nie przejął się sceną, czułby się zaskoczony, gdyby usłyszałcoś innego.Za to zdziwił się czymś innym, niespodziewanym.Nie potrafił sobiewytłumaczyć, skąd nagle wpadło mu do głowy stare zdanie z czasów szkoły oficerskiej.Któryś z głupszych chorążych usiłował błysnąć klasyką literatury, nieudolnie przytoczyłnajbardziej zmęczony cytat z Hamleta.W odpowiedzi od jeszcze bardziej pijanego usłyszałsentencję, którą Jerzy zapamiętał:  Być albo nie żyć? Książe! Aby być, wystarczy przetrwać,aby żyć, trzeba mieć i to najlepiej wszystko.Z wizyty w sklepie nic nie wyszło, żadnego mleka i próbowania przed robotą,poprawkę odwołano.Znów można się było poddać apatii, ale Jerzy uznał wycieczkę za dobredoświadczenie, przecież ma być cierpliwie i każdego dnia tak samo, aby w końcu trafić nadzień wyjątkowy.Z usprawiedliwieniem wracał do domu, przyśpieszając z każdym krokiem.Po kilku metrach zrozumiał, skąd ta szkolna myśl znalazła się właśnie tu i teraz.Zderzenie96 człowieka, który nie miał na piwo i był nikim, z człowiekiem, który musiał być kimś, byzdobyć wszystko, dawało do myślenia.Mijał kolejne budynki, szedł pustym chodnikiemi dopiero za rogiem dogonił zarys postaci, który nawet z daleka wydawał się znajomy.Z kolejnym krokiem zarys ustąpił miejsca sylwetce młodego mężczyzny w prochowcu,z kaszkietem na głowie, spod którego wystawały tłuste włosy.Jerzy nie dojrzał twarzyprzechodnia, tylko ruchy ciała wydawały się znajome tak bardzo, jakby przed chwilą widziałcharakterystyczne kołysanie nóg i potrząsanie głową.Coś w tej scenie nie pasowało dozapamiętanego obrazu.Nie potrafił ustalić co i tym bardziej postanowił wykorzystać okazjędo śledzenia przypadkowego człowieka przypominającego dobrego znajomego. Facet wygląda na sponiewieranego, trudno o lepszy obiekt treningowy.Bezpieczny, ale jakkażdy urżnięty w trupa, potrafi zaskoczyć!  podsumował dość chaotycznie, jednaknajważniejszym było po prostu iść, żeby znów nie leżeć.Odczekał chwilkę, aż mężczyznaoddalali się na bezpieczną odległość, i ruszył za nim.Gość szedł z impetem, chociaż ledwostawiał nogi.Mimo imponującego tempa marszu, jak na urżniętego w trupa, Jerzy nie miałnajmniejszych problemów, żeby nadążyć.Szedł za nim, zachowując odległość, około 30metrów i starał się trzymać stały dystans, co miało świadczyć o wyjątkowej fachowościzwiadowczej. Zawodowy szpieg potrafi utrzymać właściwy dystans  pomyślał i uśmiał się w duchu.Pijany mężczyzna szedł przed siebie i w tym kierunku patrzył, do momentu, gdy potknął sięi prawie zawinął na latarni.Wytrącony z równowagi zgubił kaszkiet i teraz wisiał owinięty nasłupie, z odsłoniętą twarzą, zwróconą w przeciwnym niż dotąd kierunku, w kierunku Jerzego. Pijak też mnie nakrył jak dziecko  jęknął w duchu.Bolesna myśl dopadła trenującegoszpiega.Przełknął ból po męsku i kontynuował zabawę w podchody.Szedł dalej, niezwalniając i bezczelnie spoglądał na wiszącego młokosa, który dłuższą chwilę nie mógł siępozbierać.W końcu Jerzy był tak blisko, że dostrzegł twarz i całą postać.tę samą, która czastemu, na schodach szarpała się z dozorcą.Ta sama brylantowa księżniczka, tylko kaszkieti prochowiec zamiast amerykańskiej kurtki nie pasował.Inaczej opakowana, jednak dokładnieta sama dziecinna buzia lalusiowatego młodzieńca przypominającego kobietę, takiejbuziuchny nie da się pomylić z inną męską twarzą. Niezle! Zledzę syna ciecia, który mieszka piętro niżej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •