[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.? Ma schować się pod podłogę? Przed czym? Przedkim?Drzwi, pchnięte od tamtej strony z niewiarygodną siłą, uderzają go tak, że wpadatyłem do toalety.* **Najpierw akumulator, potem ten mandat, a teraz kolejna fatalna niespodzianka.Coś,co jeszcze wczoraj było wjazdem do jej i Pawła ogródka, jest wypiętrzoną przez jakiśspychacz białą górą, wysoką na ponad półtora metra.Gdy się przedziera przez tę zimną kupę,śnieg sypie jej się wierzchem w niskie, sportowe buty.Furtka szeroko otwarta.Dziwne.Koty,widząc panią domu, przybiegają w zabawnych podskokach.Miauczą w charakterystycznysposób, który już nauczyła się rozpoznawać jako wołanie o żarcie.Paweł ich nie nakarmił? Zpi po dyżurze? Nie.kręcił się już, bo przecież widać ślady.Zupełnie świeże.I coś ciemnego w śniegu przy progu.Kabel od zasilacza laptopa.Majapodnosi go dłonią bez rękawiczki, otrzepuje i naciska klamkę.Otwarte.- Paweł!?Cicho.Ciemno.W pierwszej chwili nic nie widać.Dwa koty jednocześnie trą o jej łydki.Oczy przyzwyczajają jej się do mroku.Pierwszy, zaskakujący obraz - oberwana umywalka widoczna przez na wpół otwartewejście do łazienki.Sama spadła? Taka była balanga?Drugi obraz: gryzmoł na ścianie korytarzyka - jakieś niezrozumiałe graffiti.Złe przeczucie.Szkło pod nogami.Maja czuje strach.Dlaczego jest ciemno? Dlaczego Paweł trzymazaciągnięte zasłony? Kto tu jest?- Paweł!!?Dziwne, chore jakieś miauknięcie kota.Szmata od nogami.But Majki lepi siędo podłogi.Wylany olej?To nie jest szmata.To jest nasz pies!Przejechał go samochód?Dlaczego leży w przedpokoju?!To nie jest olej.- Paaaweeeeł!!!Chrupnięcie większego kawałka szkła pod podeszwą buta, stukot spadającej na ziemięładowarki, brzęknięcie kluczyków od toyoty, otwarte oczy Pawła siedzącego, a właściwieprzewieszonego przez krzesło.Jego przekrzywiona, jakby przetrącona głowa, nagi torsi mnóstwo krwi - w półmroku czarnej.Krwawe cięcia jak pręgi po biczowaniu odznaczają sięciemnym karminem na piersi, brzuchu i bezwładnie wiszących rękach.- Booooże!!Drugi, nieżywy pies zawieszony na lampie głową w dół.Brunatny sopel kołyszący siępod rozwartym pyskiem.Poderżnięte gardło, wydłubane oczy.- Nie! Nie! No.nieeeeee!!! Dlaczego?! Nieeeee!!! - Maja krzyczy wysokim,nieswoim głosem, którego sama nie słyszy.Wychodzi z domu tyłem, potyka się i przewracaw śnieg.Wełniana, luzna czapka w kolorze dojrzałego grejpfruta zsuwa się jej na plecy.Choćobie dłonie wpadły w puch po łokcie i teraz śnieg sypie się do rękawów, Maja nie czujechłodu.Nabiera garść zimnej białej masy i wkłada sobie w usta.Przeciera nią twarz, jakbychciała zmyć z siebie widok sprzed chwili.Dopiero teraz rejestruje wilgoć i kłujące zimno.Policja.Telefon.Wychodzi - wciąż tyłem - przez niedomkniętą furtkę.Nie spuszczawzroku z wpółotwartych drzwi wejściowych.Za furtką znowu się potyka, siada okrakiem w zaspie.Zlady.Zasypane śniegiemślady.Poszli stąd już wcześniej, gdy jeszcze padało.Nie ma ich w środku.Na pewno nie ma.Policja.Telefon.Jest w samochodzie.A kluczyki?Gdzieś daleko na ulicy odzywa się klakson samochodu.Nie.nie daleko.Tutaj.tylkojakby coś tłumi dzwięk w lewym uchu.Musiałam się uderzyć.Maja przykłada do czoła rękę,aby osłonić wzrok przed nagle wychodzącym zza mlecznych chmur słońcem.Widzi swójmały samochodzik i jakąś bordową półciężarówkę częściowo zasłoniętą pniem drzewai słupem latarni.W środku chyba dwóch mężczyzn.Albo mężczyzna i kobieta.To oni?!Znów trąbienie.Na furgonetce jest napis. Kredyty - chwilówki - bez pocieszycieli.Dlaczego kredyty?Jacy pocieszyciele ?Staje na obie nogi, opierając się o zimny metal furtki.Kierowca samochodu ją widzi.Kolejny raz naciska klakson.Krzyczeć? Schować się?Mężczyzna wychodzi z szoferki.Podchodzi.Na głowie ma kominiarkę zrolowanąwysoko nad czołem.Dlaczego idzie tak szybko? Coś mówi.Dlaczego zle słychać? Czego onchce? Maja wyciąga przed siebie dłoń w czytelnym geście: Nie podchodz!.-.on nie jest pani?! To czyj?!- Jaaaaa.Ja paaanaaaa.- Co pani mnie? Co pani?! Twój wózek jest ten, czy czyj jest?!- Jaki wózek?Człowiekowi z samochodu zmienia się twarz.Był niecierpliwy i rozzłoszczony,a teraz jest już tylko zdziwiony.Patrzy Majce w oczy.- Coś się pani stało?Znowu klakson.Głośniejszy od poprzedniego.Za furgonetką teraz stoiżółto-czerwony autobus.- Niech pan zadzwoni na policję.- Majka mówi to wreszcie wyraznie i głośno.Potemzaczyna wymiotować.11.Wtorek, 17 lutego; popołudnie i wieczórKolejne osiem godzin Maja Szalawska spędza w odrętwieniu i oczekiwaniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]