[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.błogosławiony - dodałpospiesznie.- Jawny atak na pewno się nie powiedzie. Durgoth po raz kolejny przeklął w myślach Reynarda i jego przeklętą gildię.Kiedy tylko kluczzostanie uwolniony z grobowca Acereraka, chwilowi sprzymierzeńcy kapłana zapłacą za każdyzłośliwy komentarz i bezczelną uwagę -zwłaszcza Eltanel.- Choć niepokoi mnie twój brak wiary - powiedział - masz częściowo rację, twierdząc, że jawnyatak byłby bardzo ryzykowny.Dlatego właśnie będziemy dysponowali tajną bronią.Rozejrzał się po zebranych wiernych, aż dostrzegł Jhagren Syna i gestem kazał mu się zbliżyć.- Nasz młody przyjaciel będzie niewidzialnym nożem, wymierzonym w plecy naszych wrogów.- Nie zdradzę moich przyjaciół, ty nędzna szumowino! -krzyknął pojmany wojownik.- Prędzejumrę, niż pozwolę ci się użyć przeciw nim.Durgoth nachylił się do niego.- To, czego ty chcesz, jest zupełnie nieistotne - powiedział z lekceważącym gestem.- Sydro, jużczas.- Wskazał więznia, który zaszamotał się mocniej w uścisku dwóch bullywugów.- Z przyjemnością - zamruczała czarodziejka, uklękła przed szlachcicem i położyła dłonie najego głowie.- A jeśli mu się nie uda? - spytał Eltanel, słabo skrywając niesmak, jaki budziło w nim to, comiało się stać.Durgoth zauważył słabość złodzieja i poprzysiągł sobie kiedyś ją wykorzystać.- Co za pytanie, mój drogi Eltanelu - odparł jedwabnym głosem.- Jeśli jemu się nie uda, uda sięnastępnemu.Odwrócił się do Jhagrena Syna.Mnich przyprowadził ze sobą swojego ucznia.- Czy chłopiec będzie służył? - spytał Durgoth.- Tak, błogosławiony.Będzie służył.Kapłan uśmiechnął się do Adrysa, który spojrzał na niego swoimi zagadkowymi, niebieskimioczami.- Wiesz, że będziesz musiał wyglądać, jakbyś został pojmany - powiedział.- Jesteś gotów?- Tak, panie - odparł mnich bezbarwnym głosem. A więc do dzieła - rzekł Durgoth i odwrócił się z powrotem do złodzieja.Nawet nie drgnął,kiedy po obozie poniósł się echem trzask pękającej kości.* * *Kaerion wytężył wzrok w zapadających szybko ciemnościach, wypatrując jakichkolwiekznaków, że zbliżają się do celu.Przed nim, schylony nisko przy ziemi, Gerwyth badał rozmiękłąścieżkę, którą szli przez większość dnia.Dwa razy prawie zgubili trop, bowiem błoniaste stopybullywugów lekko stąpały po ziemi, a obmierzłe bestie zdawały się znać każdy zakamarekmokradeł.Kaerion obawiał się najgorszego, ale był zbyt doświadczony, by przeszkadzaćprzyjacielowi głośnymi uwagami.Mimo powagi sytuacji pasowało mu znajome milczenie, w jakim pogrążyli się na większośćdnia.Minęło kilka miesięcy, odkąd ostatni raz podróżowali razem, mając tylko siebie nawzajem zatowarzyszy.Chociaż Kaerion cenił sobie przyjazń i zaufanie Nyrondczyków - a zwłaszcza pewnejogniście rudej bardki - z Gerwythem łączyła go głębsza więz, wykuta przez wiele lat podróżowaniai walczenia ramię w ramię.Kaerion aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za tymtęsknił.Ich obecna wyprawa nie miała jednak służyć jego przyjemności, przypomniał sobie.Bullywugiporwały Bredetha.Ich towarzysz był przetrzymywany wbrew swej woli gdzieś w głębi bagna.Ustaleniu, kto powinien udać się mu na ratunek, towarzyszyła dość zażarta kłótnia.Kaerion wciążkrzywił się na wspomnienie słów Majandry.Bardka miała język ostry jak nóż, jeśli tylko chciała.Ostatecznie dopiero zdecydowana postawa Phathasa przekonała ją, że po szlachcica mają wyruszyćdwaj przewodnicy.Kaerion uśmiechnął się lekko, przypominając sobie buntowniczy wyraz twarzy,z którym Majandra przyjęła rozkazy maga.Kilka razy spodziewał się, że spotkają ją na skrzyżowaniu ścieżek przed sobą.- Widzę, że jak zwykle całkowicie skupiłeś się na zadaniu - powiedział Gerwyth.Kaerion wyciągnął do połowy miecz, przestraszony nagłym odezwaniem się towarzysza, potemjednak zdał sobie sprawę, że od jakiegoś czasu nie zwracał uwagi na to, co dzieje się dookoła.Elfwyprostował się i teraz stał tuż za nim.Zmieszanie szybko przerodziło się w złość i zawstydzenie.- Co znalazłeś, Ger? - warknął Kaerion do uśmiechniętego tropiciela.Gerwyth otarł pot z czoła i wskazał ścieżkę.- Bullywugi, które śledzimy, spotkały się tu niedawno z inną grupą - powiedział.- A więc jesteśmy blisko - stwierdził Kaerion głosem pobrzmiewającym niecierpliwością.- Cóż, tak, jesteśmy blisko - powiedział Gerwyth. Ale jest mała komplikacja.Obie grupy sięrozdzieliły.Jedna ruszyła na południe, druga na północ.Kaerion zmartwiał.Nie było sposobu dowiedzieć się, w której grupie jest Bredeth.Wojownikobawiał się, że kończy im się czas.Jeśli szybko nie odnajdą młodego szlachcica, może być już zapózno na ratunek.Kiedy podzielił się swoimi przemyśleniami z tropicielem, ten się tylkouśmiechnął.- Nie powiedziałem, że nie wiem, gdzie jest Bredeth -oznajmił.Kaerion spojrzał na niego ostro.Zauważył, że oczy elfa błyszczą szelmowsko i szybkoodpowiedział uśmiechem.Rzeczywiście, jak za starych czasów.- Ta grupa - powiedział po chwili Gerwyth, wskazując ścieżkę prowadzącą na północ - niosłacoś dosyć ciężkiego, co widać wyraznie po głębszych śladach stóp w błocie.- Tak, zupełnie wyraznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •