[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle ścisnęło ją w gardle.Musiała odchrząknąć, nim znówsię odezwała.- Zastanawiałam się.czy odwiedziłeś żonę i dzieci.- powiedziała, cofając rękę.Gawain wolałby, żeby nie przypominała mu teraz o Mary, ale prawdopodobniezrobiła to z rozmysłem.Przez chwilę rozważał, czy nie wyznać jej prawdy, ale wówczasmiałaby mu za złe, że ją wcześniej oszukał.A on nie chciał, żeby myślała o nim zle.Niech mu Bóg wybaczy, ale pragnął, aby się do niego przywiązała i zapragnęła pozostaćw jego domu.- Zatrzymałem się u nich, ale na krótko.Mary wiedziała, że pilne sprawy wezwałymnie do Londynu.- Powiedziałeś jej chyba, że przebywam w waszym domu i że masz mi znalezćmęża? Pewno wspomniałeś także o ślubie Jamesa i Mildred, który ma się odbyć szóstegosierpnia?Zmarszczył brwi.- To już szóstego?- Tak, Mildred niedawno złożyła nam wizytę.RLT - Cóż, w takim razie Mary nie zdąży wrócić na czas do domu.Jej ciotka bardzoniedomaga.Zresztą Mary nigdy nie pałała do Mildred szczególnie wielką sympatią.Skoro żona Gawaina nie miała nic przeciwko tak długiej rozłące, to z pewnościąnie darzyła go uczuciem.Beth ucieszyła się na tę myśl, ale po chwili spochmurniała.Byćmoże nie łączyła ich miłość, ale to niczego nie zmieniało.Gawain nadal był żonaty.- Pozwól, że zadam ci jeszcze jedno pytanie.Potem nie będę cię już niepokoić.- O cóż takiego chcesz zapytać? - W jego głosie pojawiło się rozbawienie.- O ów ślub.Czy zamierzasz wziąć udział w uroczystościach? Nie znajdę mężawśród gości, jeśli nie będę cię miała do pomocy.Raventon marzył o kilku dniach spokoju w domowych pieleszach.Nie miał naj-mniejszej ochoty wybierać zalotników dla Beth, choć wiedział, że powinien.Miał na-dzieję, że długa rozłąka pozwoli mu o niej zapomnieć.Na próżno się łudził.Panna Lle-wellyn wciąż nieustannie zaprzątała jego myśli, a jego uczucia do niej z każdym dniemstawały się coraz bardziej skomplikowane.- Więc chcesz szukać męża, mimo że nie schwytaliśmy dotąd mordercy?Wypuściła głośno powietrze.- To był twój pomysł, panie.Uznałeś, że wesele będzie ku temu znakomitą okazją.I po cóż ja to mówiłem, jęknął bezgłośnie Gawain.- Wygląda na to, że nie możesz się doczekać spotkania z Hurstami.- Uznałam, że może to być bardzo interesujące doświadczenie.Zwłaszcza że we-dług ciebie, panie, żaden z braci się dla mnie nie nada.- Ja tak powiedziałem? Nie może być.- Owszem, zrobiłeś to i dobrze o tym wiesz.- Widać zapomniałem.Zresztą wcale nie wiadomo, czy tam będą.- No tak, prawda.- Beth doszła do wniosku, że jest poirytowany z powodu bólu izmęczenia.- Wiem, że jesteś strudzony po długiej podróży, panie - dodała łagodniejszymtonem - ale miałam nadzieję, że opowiesz mi o swej wizycie w drukarni i u pełnomocni-ka ojca.Raventon w jednej chwili się odprężył.RLT - Podpisałem wszelkie stosowne dokumenty.Zakład mistrza Llewellyna należy te-raz do ciebie.Kiedy wróciłem z Yorkshire do Londynu, odkryłem, że znalazło się wieluchętnych, by go kupić.- Mówiłam ci już, że nie chcę go sprzedać.Wolałabym przenieść siedzibę do Al-dersgate.- Pojechałem do Aldersgate i nie znalazłem tam odpowiedniego miejsca.Pomyśla-łem, że.- Nie znasz się na tym! Nie masz pojęcia o drukowaniu, oprawianiu i sprzedaży!Beth poderwała się na nogi, strącając przy tym książkę.Gawain chwycił ją, nimupadła na ziemię.- Może nie nadaję się na księgarza, ale wiem to i owo o kupiectwie.Przeniesieniesiedziby drukarni do Aldersgate oznaczałoby dla niej koniec.- Niby dlaczego? Dlatego że jestem kobietą?- To nie ma nic do rzeczy! - zdenerwował się.- Aldersgate leży zbyt daleko odLondynu.Straciłabyś większość tamtejszych klientów, ot co! Pomyślałaś o tym? Jedy-nym rozsądnym rozwiązaniem wydaje się sprzedaż drukarni albo części udziałów.Cowięcej, dzięki odstąpieniu części udziałów zyskałabyś posag, a co najważniejsze, nadalmiałabyś własny dochód.Wlepiła w niego rozgniewany wzrok.- Widzę, że wszystko dokładnie obmyśliłeś, panie.Niewątpliwie masz na wzglę-dzie moje dobro, ale najwyrazniej nie przyszło ci do głowy, że warto zapytać mnie ozdanie.Muszę to przemyśleć.Przyjrzał jej się spod oka.- Czyżbyś wciąż myślała o wydawaniu gazety?- Prawdę mówiąc, myślę raczej o tym, że gdybym zdecydowała się sprzedać dru-karnię albo udziały, morderca mógłby zechcieć je kupić, a tego bym nie zniosła.- Sprzedalibyśmy je komuś, komu możemy ufać.- A komu niby możemy naprawdę zaufać?- Sobie nawzajem.Jak zapewne pamiętasz, twój ojciec podarował mi już częśćudziałów.RLT Popatrzyła na niego i zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, że ufa mu tylko dla-tego, że odczuwa do niego pociąg.- A teraz zapragnąłeś kupić ich więcej? Po co? %7łeby przejąć kontrolę i samemuzarządzać interesem?Gawain nie posiadał się z oburzenia.- Naturalnie, że nie! To ty zachowałabyś kontrolę.Kto powiedział, że chciałbymwięcej niż połowę?- Och.pozwól, że najpierw rozważę twoją propozycję - odparła zbita z pantałyku.- A może idzie o to, że mi nie ufasz?Zarumieniła się.- Nie znam cię zbyt długo.- Sądziłem, że wystarczająco długo, aby zyskać pewność, że leży mi na sercu wy-łącznie twoje dobro.- Przymknął powieki i położył głowę na oparciu.- Zapomnijmy otej rozmowie.Omówmy lepiej twoją listę.- Listę?- Nie udawaj, Beth.Doskonale wiesz, o co mi idzie.- Raventon stłumił ziewnięciei umościł się wygodniej na ławce.Wspomniała, że podobają się jej niebieskie oczy iciemne włosy.Dokładnie takie jak jego własne.- Skrupulatnie ją przestudiowałem.Terazrozważam, który z moich znajomych byłby dla ciebie odpowiedni.Siadła z powrotem obok niego.- Poza braćmi Hurst? Ja też o tym myślałam.- I do jakich doszłaś wniosków?Wyglądał, jakby miał za chwilę zasnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •