[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu rozebrał się do koszuli, rzemyk zsunął mu się z włosów i gdzieś zagubił, włosyopadają na jego twarz.Ma w rękach tę właśnie włócznię, którą parę dni temu tak malowniczomachał na podwórku, i ona też uczestniczy w tańcu, a to wszystko jest zajebiście piękne.Inaprawdę można zrozumieć, czemu towarzystwo tak długo i chórem Elmara namawiało.Aczyja to dłoń leży na twoim ramieniu, jeżeli książę jest tam, a ty tutaj? Aha, to kawalerLawris.Niech będzie Lawris.Tak, oczywiście, możemy wypić.Wie pan, jak się pije nabruderszaft? To zwyczaj z mojego świata, pokażę panu.Bęben milknie, ale za to budzi się mistralijski bard, przypomina sobie o swoichobowiązkach i zaczyna grać coś lirycznego.To chyba Niebiańska miłość czy jakoś tak.Ożywiony barbarzyńskim tańcem Elmar narzuca coś na siebie i gdzieś się oddala, obejmującswojego towarzysza Orri i wymieniając z nim jakieś radosne uwagi półszeptem.Aniebieskooki przystojniak Lawris obejmuje cię w talii, pochyla się bliżej i szepcze na uszkojakieś miłe i głupie komplementy.Jest prawie tak samo postawny i silny jak Elmar, ma duże,delikatne ręce, które pozwalają sobie za dużo, ale niezbyt natrętnie i całkiem naturalnie, tonawet całkiem przyjemne.Jak to, jeszcze? To nie będzie dla nas za dużo? Tak pan sądzi? Noto jak jeszcze, to jeszcze.A po co tam? Przecież tam jest ciemno i zimno.nie jest zimno?No niech będzie.Stoisz, przyciskając się plecami do drzewa, a raczej po prostu stoisz, przyciśnięta dodrzewa jego ciałem, a on całuje cię, zachłannie, gwałtownie, z zachwytu zamknąwszy oczy.Pachnie dymem, winem i krwią, którą umazana jest jego twarz, tak samo jak i twoja, a tobieprzychodzi do głowy, że sama pewnie pachniesz tak samo.Na ziemi leży rozścielony płaszcz,niebieski ze złotem  kiedy on zdążył?.Jego palce zwinnie i szybko rozpinają ci kurtkę,potem kubrak i już wyraznie pieszczą twoją pierś przez cienką tkaninę koszuli.W tobiewszystko aż zwija się w kłębek i czujesz, że już nie dasz rady powiedzieć nie, choć ostatnieprzebłyski zdrowego rozsądku przypominają, że trzeba było zawczasu zapytać Elmara, jakjego przyjaciel radzi sobie z liczeniem do trzynastu.I w tym właśnie momencie na tle ogniska, które widać stąd przez niezbyt gęsty lasek, wyrasta znajoma sylwetka i tak samoznajomy głos krótko i władczo rzuca: Lawris! Chodz no tu! I to natychmiast, parszywcu!Koniec bajki.Przestraszony kawaler łapie swój płaszcz i leci na zawołanie, już w bieguwyciągając się na baczność jak struna, a ty, w jednej chwili trzezwa, zapinasz się pospieszniei szybko ruszasz jego śladem.Zaczerwieniona, prześlizgujesz się obok króla, który cichoklaruje coś Lawrisowi, krótko, tylko dwa słowa, a potem obaj wracają z tobą do ogniska.Skądś pojawia się najeżony i rozchełstany Elmar, idąc, zapina spodnie.Po kolejnych parusekundach już stoi przed królem i z opuszczoną głową wysłuchuje czegoś wyraznienieprzyjemnego.Wśród bohaterskich myśliwych następuje ożywione poruszenie i wymianazdań.Zagubiony i zawstydzony Lawris gdzieś znika, ale za to wraca Elmar, czerwony jakrewolucyjny proporzec i zajmuje dyżurne miejsce u twojego boku. Jak ty się mogłaś tak wpakować!  wyrzuca ci żałośnie. Na parę minut cię nie możnazostawić! I to z kim? Z Lawrisem! A co? Jest wcale niczego sobie. %7łebyś lepiej zrozumiała, w czym rzecz: Lawris to taka Kamilla, tylko że w spodniach iz wieeelkim członkiem. I też przeprowadza analizę porównawczą? I to jaką! Na skalę stolicy! A czemu sobie poszedłeś? Gdybyś mnie nie zostawił, wszystko by było w porządku.Gdzie byłeś? Tsss.Chodz, na uszko ci powiem.Ja i Keldon poszliśmy zabawić się z Kamillą.Wedwóch.Wiesz, jakie to ciekawe? A, skąd niby masz wiedzieć.Lawris dobrze gadał, ona torobi bosko, szczególnie jak człowiek jednocześnie patrzy, jak ją Keldon od drugiej strony.Co ja gadam, jestem już kompletnie nawalony.Gdzie to moje królewskie wychowanie, gdzieono zawsze znika, ledwo się trochę napiję? Olgo, ja ciebie bardzo proszę, nie odchodz odemnie na krok, Szellar mi przecież łeb urwie, jak ci się coś stanie.On mi przecież kazał.Aja się znowu ululalem jak prosię.Chodz, lepiej się napijmy, potańczmy albo co, bo inaczejzasnę.Próbują tańczyć, ale to, co robi Elmar, bardziej przypomina dreptanie pijanegoniedzwiedzia.Przyciska cię do siebie nieco mocniej, niżby należało, i cały czas próbujezasnąć na stojąco, opierając głowę na twoim ramieniu.Rezygnując z prób zatańczeniaczegokolwiek, chodzicie pomiędzy ogniskami, obserwując, jak cichnie zabawa i kończy siękrólewskie polowanie.Tu i tam potykacie się o ciała tych, którzy polegli w nierównej walce zalkoholem.W którymś momencie mija was idący z naprzeciwka jego królewska mość,całkiem trzezwy, ciągnąc do swojego namiotu oficjalną faworytę.Pijany Elmar obejmuje cięcoraz mocniej i trzeci raz opowiada z detalami, jak i co robi Kamilla, całkiem zapominając okrólewskim wychowaniu.Zagłębiacie się w las, gdzie prawie pod każdym drzewem ulokowały się parki, a w twojej głowie nagle świta genialna myśl, że jeżeli teraz nie położyciesię spać, to możecie pójść za daleko w las i się zgubić. %7łe też sam na to nie wpadłem!  krzyczy książę-bastard i z nadmiaru uczuć cytuje cośz poezji klasycznej.Na ziemi znowu leży niebiesko-złoty płaszcz, znowu silne męskie ręceobejmują cię i rozpinają twoją kurtkę. Kamilla to coś wspaniałego. z natchnieniemstwierdza Elmar, ledwo co obracając językiem. Ale ty jesteś sto razy lepsza.Ponieważjesteś przyjaciółką.I ja cię kocham jak przyjaciółkę.I wcale nie po przyjacielsku przywiera do twoich warg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •