[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszak to ona postępowała rozsądnie, prawda?Następnego ranka było zimniej co najmniej o pięć stopni.Bex miała wolny dzień, a Josh jeszczenawet nie zdążył wrócić do domu, więc Amanda sama szła do pracy.Przed stacją metra zatrzymała się, bywziąć jedną z tych bezpłatnych gazet, w których nie ma niczego ciekawego.Po pięciu stacjach gazeta le-żała już na siedzeniu obokAmandy, która znowu zapadła w sen, wspierając głowę na grubym szaliku owiniętym wokół szyi.Myślała o ciepłej wodzie obmywającej stopy na białym piasku plaży.- Przepraszam, czy to należy do pani?RLTDrgnęła.To był Tintin.Jakie mieli szanse na to spotkanie?Trzymał w ręku jej gazetę.Pokręciła przecząco głową, a on usiadł.Zimowe palta sprawiały, że sie-dzenia były za wąskie, więc dotykał jej całą długością ciała.Lekko się odsunęła i wyprostowała.Nie miałapewności, czy ją rozpoznał - a jeśli tak, to czy zamierzał potwierdzić ten fakt - dopóki nie odwrócił się doniej i nie uśmiechnął się znowu tym wczorajszym niepewnym uśmiechem.Popatrzyła na pozostałych pasa-żerów i uznała, że w całym wagonie nie ma oczywistych kandydatek do jego równie oczywistego uwiel-bienia, więc zamiast odpowiedzi powtórzyła jego lekkie wzruszenie ramion i wzniosła oczy do góry.- Bardzo przepraszam za tamto.- Jego głos był niższy, niż się spodziewała.Tintin miał raczej pi-skliwy głos.No ale Tintin był też Belgiem, prawda? A ten facet był najwyrazniej Brytyjczykiem, choćmoże nie do końca.Brytyjczycy na ogół nie próbują nawiązać rozmowy w metrze o 8.15 rano.Właśnie dlatego tak lubiła podróże.Birkenstocks i plecak - oczywiście odpowiedni - stanowiły wy-razną zachętę do podjęcia rozmowy, oznaczały gotowość zawarcia znajomości z osobami o podobnych za-interesowaniach.Jak sekretny uścisk dłoni, gwarantujący przyjęcie do towarzystwa, w którym lubimywszystkich jego członków.- Cześć - powiedziała.- Jesteś typowym facetem, tak?Pasażerowie zaczęli się przysłuchiwać tej rozmowie, choć nie odrywali wzroku od gazet, roman-sowych powieści czy wezwań do sądu grodzkiego.Para trzymająca się centralnego słupka i wpatrująca sięw przestrzeń po drugiej stronie zmieniła pozycję w ten sposób, żeby widzieć rozmawiających.Równie do-brze mogliby stać na skrzynce po pomarańczach w Hyde Park Corner.Uśmiechnął się szerokim, zadziwiająco seksownym uśmiechem.Zniknęło nieśmiałe zmieszanie.- Domyślam się, że pani jest feministką?- Po prostu kobietą, która nauczyła się, że mężczyzni są całkowicie przewidywalni.Raczej realistkąniż feministką.- Taka młoda i taka zblazowana.Roześmiała się.To było coś nowego.Zazwyczaj tego typu rozmowy ograniczały się do starych od-cinków Jeziora Marzeń, które znała tylko dlatego, że Josh przejawiał niezwykłą sympatię dla Dawsona ioglądał program w niedzielne popołudnia, kiedy dochodził do siebie po poprzednim wieczorze.W okula-rach słonecznych.Ona zdecydowanie wolałaby Paceya, ale nie o to chodziło.Pociąg dojeżdżał do ich stacji, jej stacji.W każdym razie stacji przy Starbucksie.Wstali równocze-śnie.Wskazał jedną ręką, że ma wysiąść pierwsza, po czym szedł obok niej.To ją rozbawiło.- Jestem Ed.- A ja jestem spózniona.- Chcesz iść szybciej? Możemy iść szybciej.Zamiast go posłuchać, zatrzymała się.Ludzie idący za nią cmokali i omijali ją.Człowiek za burtą.- Posłuchaj, czy to dziwaczne, choć niezwykłe zachowanie, to twój zwykły trik?- Absolutnie nie.Podobnie jak gapienie się na wyzywające kobiety w barach kawowych.RLTMiał tak szczerą twarz.Amanda nie bardzo wiedziała, co powiedzieć.- Czy mogę ci postawić kawę? Wrócić na miejsce zbrodni? W ramach pokuty?- Nie ma takiej potrzeby.- Nie mogła zdecydować, czy jest zaintrygowana, czy poirytowana.Takczy inaczej, była spózniona.Popatrzyła na zegarek.- Czujesz pokusę?- Nie, nie czuję.Zastanawiam się tylko, jak bardzo się spóznię.- Spóznisz się dokąd? Co robisz?- Pracuję na zastępstwo.- Dlaczego w ogóle mu odpowiadała?- Nie wyrzucą tymczasowej siły.Nie tuż przed świętami.Nie dlatego, że są tacy dobrzy, ale dlate-go, że nie ma czasu, żeby znalezć kogoś innego.Nie przypominał nikogo z ostatnio poznanych ludzi, nie ulegało też wątpliwości, że jest taki nie-znośny, ponieważ ona mu się podoba - polubił albo jej wygląd, albo sposób, w jaki go oceniła poprzednie-go dnia, albo jeszcze coś innego.A to jej pochlebiało, jak najbardziej.W końcu przyjmowała dziwniejszezaproszenia w bardziej niesamowitych miejscach.Czasami żałuje się tego, a bywa, że zdarzają się zadzi-wiające rzeczy.A to archiwizowanie dokumentów było naprawdę autentycznie nudne.Wyczuł jej waha-nie.- No chodz, to tylko kawa.- Nie lubię Starbucksa.- Ja też nie.Okropne, obrzydliwe jak plastikowe torebki i jednorazowe pieluszki.- Teatralnie wzru-szył ramionami.- I ten płyn w aerozolu, którym się pryska, żeby pozbyć się smrodu z mebli i zasłon.Fu!- Włożył ręce do kieszeni.- Ale cholernie dobra kawa!JenniferJennifer lubiła matkę swojego męża.To teścia nie mogła znieść.Kathleen była ciepła i zabawna,Jennifer zawsze czuła się mile widziana.Brian był zimny i oschły, zawsze wydawało jej się, że sprawiłamu zawód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]