[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy to się zmieniło? Jeszcze jak! Ale nie mnie o tym mówić.Uśmiechnął się gorzko. Portier musi znać swojemiejsce, panie inspektorze.Pan dyrektor nie omieszkujeczęsto mi o tym przypominać.Nie czekając na odpowiedz, Orten skręcił zwybrukowanej alejki przy szopie i poprowadziłdetektywów ścieżką w kierunku zapuszczonej parceli,gdzie palono śmiecie.Był to cuchnący zakątek,przesiąknięty zapachem dymu, wilgotnego popiołu,palonych chwastów i śmieci.Taka woń wydobywała sięze stożkowatej sterty tlących się odpadków.Z boku stałyzielone taczki, na których w nieładzie leżało ubranie.  Pomyślałem sobie, że najlepiej będzie, jeślipozostawię je tam, gdzie było  powiedział Orten. Toznaczy nie w ognisku, ale najbliżej miejsca, gdzie jeznalazłem.Lynley badał wzrokiem teren.Ziemia była tu ubita,pokryta warstwą splątanych, zdeptanych chwastów.Chociaż ślady stóp były widoczne, ich zarys był zbytniewyrazny, aby można z nich zrobić jakiś sensownyużytek  tu odcisk palców, gdzie indziej obcasa, jeszczedalej słabe odbicie podeszwy.Na tej podstawie trudnobyło wywnioskować coś konkretnego. Proszę, niech pan spojrzy na to  powiedziałasierżant Havers, stojąc przy stercie od strony szopy.Zapaliła papierosa i wskazała nim interesujące ją miejsce. Wyrazne ślady.Chyba kobiety?Lynley podszedł i przykucnął, żeby przyjrzeć się im zbliska.Zlady pozostały w najbardziej miękkim miejscu wpobliżu ogniska, gdzie warstwa popiołu utworzyła mulistezagłębienie.Doszedł do wniosku, że jest to odcisk butasportowego; takie obuwie noszą niemal wszyscymieszkańcy Bredgar Chambers. Możliwe, że kobiety  przyznał. Albo któregoś zmłodszych chłopców. Albo starszego chłopaka o małych stopach westchnęła Havers. Gdzie się podziewa Holmes, gdy gonajbardziej potrzebujemy? Przeczołgałby się przez tobłoto i sprawa byłaby rozwiązana w ciągu kwadransa. Proszę podać komendę  Do ataku , sierżancie  odgryzł się Lynley.Gdy panna Havers dalej badała grunt, Lynley wróciłdo taczek z ubraniem.Frank Orten stanął z boku, gapiącsię przed siebie.Jego domek leżał po przeciwnej stronieotwartej przestrzeni ciągnącej się za szopą.Lynley nałożył okulary, a następnie wyjął z kieszenikilka starannie złożonych torebek plastikowych.Naciągnął też lateksowe rękawiczki, choć zdawał sobiesprawę, że w takich okolicznościach jest to, na dobrąsprawę, bez znaczenia.Ubranie, najpierw wrzucone dotlących się śmieci, a potem zostawione na noc nataczkach, tak bardzo ucierpiało, że byłobyniepodobieństwem liczyć na wykrycie jakiegoś ważnegodla śledztwa materiału dowodowego.Na taczkach leżało w sumie siedem sztuk garderoby,nadpalonych i utytłanych sadzą.Lynley najpierw obejrzałblezer.Nie było na nim naszywki z nazwiskiem;wystrzępione nitki wzdłuż kołnierzyka wskazywały, żezostała oderwana.To samo dotyczyło spodni i koszuli.Pooględzinach krawata i leżącej pod nim pary butów Lynleypodniósł wzrok. Jak pan to odkrył?  zapytał Franka Ortena.Orten bacznie popatrzył na inspektora, zanimodpowiedział. Palę odpadki w soboty po południu.Zawsze takrobię.Przed odejściem starannie gaszę ogień.W sobotę wnocy, wyglądając przez okno, spostrzegłem, że ogieńznów płonie.Poszedłem więc sprawdzić, co się stało. Lynley wyprostował się. W sobotę w nocy?  zapytał.I, jakby chcąc sięupewnić, powtórzył:  W sobotę?Portier wyczuł napięcie w głosie inspektora  Wsobotę w nocy  potwierdził.Lynley zauważył, że sierżant Havers zakończyłaposzukiwania wokół sterty śmieci.Stała z ręką opartą nabiodrze i z papierosem w kąciku ust. Zaginięcie Matthew Whateleya zgłoszono wniedzielę  odezwała się do Ortena.Lynley zauważył, żena jej twarzy pojawił się rumieniec. Czy nie przyszłopanu do głowy, aby wspomnieć o tym ubraniu przedponiedziałkowym wieczorem, skoro znalazł je pan wsobotę? Jak pan to wytłumaczy, panie Orten? Kiedy ujrzałem ogień, pomyślałem, że to wybrykktóregoś z uczniów.Gdy poszedłem sprawdzić, było jużciemno.Rzuciłem na to miejsce trochę ziemi, żeby zdusićpłomień.Wtedy nie zauważyłem ubrania.Aż donastępnego dnia nie miałem pojęcia, że tam było.Niezastanawiałem się nad tym specjalnie.Dopiero wponiedziałek przed południem dowiedziałem się, żechłopiec zaginął. Przyjmijmy, że było tak, jak pan mówi.Aleprzecież wczoraj prawie przez cały dzień przebywaliśmyw szkole.Nie pomyślał pan, żeby nam o tym wtedypowiedzieć? Czy zdaje pan sobie sprawę, w jakim świetlestawia pana ukrywanie dowodów przestępstwa? Nie wiedziałem, że to były dowody  odparł Orten.  I nadal nie wiem. Jednak gdy zadzwonił pan do Scotland Yardu,wspomniał pan, że znalezione ubranie należało dozmarłego chłopca, prawda?  naciskał Lynley.Zwrócono mi na to uwagę. Inspektor bacznieobserwował Ortena.Zauważył drobny skurcz mięśnia najego policzku. Kto namówił pana do tego? Ktoprzekonał, żeby zawiadomić policję? Pani Roly?Dyrektor? John Corntel? Nikt! Teraz już ujrzeliście, co chcieliście zobaczyć.Wracam do roboty. To powiedziawszy, Orten obrócił sięna pięcie i ruszył w drogę powrotną.Havers postąpiłakilka kroków za nim, ale zatrzymał ją głos inspektora. Niech pani tego nie robi!  zawołał Lynley. Ale. Nigdzie nie ucieknie.Dajmy mu trochę czasu, ażzmięknie i będzie gotów mówić. Tak, zdąży ułożyć wiarygodną historyjkę, która bytłumaczyła, dlaczego zwlekał aż do poniedziałkuwieczorem, żeby zgłosić materiał dowodowy odnalezionyw niedzielę! Miał już na to parę dni do namysłu.Jeśli zostawimymu nieco więcej czasu, to i tak niewiele zdziała.Niechpani lepiej spojrzy, co znalazłem.Pokazał jej skarpetkę.Przewinął ją na lewą stronę iwskazał na przymocowaną do niej naszywkę.Była mocnoosmalona, niemniej można było bez trudu odczytać numer 4.  A więc to są skarpetki Matta Whateleya powiedziała Havers. Ale gdzie jest druga od pary? Albo spłonęła na stercie śmieci, zanim przyszedłOrten, albo, jeśli będziemy mieli trochę szczęścia,znajdziemy ją gdzieś w pobliżu wysypiska.Havers obserwowała, jak Lynley umieszcza wplastikowych workach pojedyncze sztuki garderoby. Sprawa przybrała teraz całkowicie nowy obrót,prawda, inspektorze? Do pewnego stopnia.Mamy wszystkie ubraniaMatthew: codzienne, sportowe, szkolne.Jeśli odrzucimyhipotezę, że z jakichś niepojętych powodów chłopakwyszedł z terenu Bredgar Chambers nago, musimyprzyjąć, że nie opuścił szkoły z własnej woli.Ktoś musiałgo uprowadzić. %7ływego czy umarłego? Tego jeszcze nie wiemy. Ale domyśla się pan, prawda? Tak.Przypuszczam, że Matthew już wtedy nie żył.Sierżant Havers ciężko westchnęła i pokiwała głową. A więc nie uciekł. Na to wygląda.Jeśli nie uciekł, powodowanystrachem czy obawą, to otwiera się przed nami cala listapytań, na które nie znamy odpowiedzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl