[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na tym terenie nie musieli jednak zbytnio wytężać uwagi.Poobu stronach Drogi ciągnęły się pola uprawne i rzadko rozsianedomy.Ludzie, którzy obawiają się bandytów, nie budują w tensposób.Wszystko było tu nowe.Kiedy Jeremy widział ostatnio te oko-lice, musiały porastać je chwasty i drzewa Przeznaczenia.Zasta-nawiał się, czy potrafiłby rozpoznać nową farmę Hannów.Było już pózne popołudnie, całodzienna podróż dobiegała koń-ca.Karawana nigdy się nie spieszyła.Jeśli nie dojadą do tawernyWarkanów tego wieczora, zrobią to nazajutrz.Z dala widać było jakiś spiczasty budynek na przedłużeniuDrogi, zbyt jednak odległy, by dojrzeć szczegóły.Jeremy patrzył w dół zbocza, na plażę oddzieloną od Drogi za-ledwie półkilometrowym pasem ziemi, i na wodę ciemną od wodo-rostów Przeznaczenia.Wszystko wydawało mu się dziwnie znajo-me.Wciąż nie wiedział gdzie jest, kiedy ktoś krzyknął:- Tawerna Warkanów!Angelo Hearst wspiął się na dach, by lepiej widzieć.Przeka-zywana z ust do ust wiadomość dotarła do wozu Hearstów, a Ange-lo podał ją dalej.Jeremy patrzył przed siebie, oszołomiony i nie-dowierzający.Och, oczywiście, szukał Aodzi Cardera! Która była tutaj odzawsze, az do chwili gdy.Ostatnio widział Aódz Cardera zacumowaną przy nabrzeżuMiasta na Krańcu.Rybacy z Nawiedzonej Zatoki używali jej jakodoku.Kiedy karawana przejeżdżała obok miasta, na łodzi roiło sięod dzieci.Wrócił do domu.ale pięćdziesiąt metrów za fasadą tawernyWarkanów nad drogą wznosił się smukły, trójkątny łuk.Na Dro-dze.Brama albo bariera.Harlow zatrzymywała wóz.Musiało minąć kilka chwil, nim cza-gi pojęły jej intencje, choć z pewnością była to dla nich miła wia-domość.Pozostałe wozy także się zatrzymywały.Pierwsze wagonymusiały mieć trochę więcej miejsca.Zbite w jedną masę czagi niewyciągały z morza dostatecznej ilości wodorostów i w rezultacienie miały potem dość pożywienia.Mieszkańcy miasta gromadzili się na wzgórzu nad tawernąWarkanów.Wiedzieli, że kupcy nie robią teraz żadnych interesów.Wóz Hearstów (#6) stał już w miejscu.Harlow i Jeremy strząs-nęli zręcznie cugle, uwalniając czagi.To była dobra podróż, wciążmieli dwadzieścia zwierząt, jak na początku.Wiosenna karawana powróciła nieco przetrzebiona.Kupcy po-wiedzieli, że znalezli i zniszczyli gniazdo bandytów.Może.Nikt nieniepokoił jesiennej karawany.Czagi sunęły powoli w dół zbocza.Angelo zeskoczył z dachu prosto na ziemię, popisując sięprzed swoją żoną.Jeremy spokojnie zsunął się na dół, a potem po-dał rękę Harlow, która wcale tego nie potrzebowała, i Tani, któratakże doskonale dawała sobie radę.Kuchmistrz z MorskiegoJezdzca" zawsze to robił.Irytowało to Angelo i bawiło Stebana.Steban otwierał tymczasem bok wozu, a potem wyciągał z nie-go przybory do gotowania.Ludzie z wozu Millerów (#8) robili tosamo.Ciemna linia czagów dotarła do piasku.W wozie Hearstów jechali Tanya i Angelo Hearst, dziadek An-gelo, Glen i małżeństwo Winslowów.Oznaczało to, że w wozie po-zostaje miejsce tylko dla jednego yutza.Millerowie mieli dla rów-nowagi aż trzech yutzów.Glen Hearst poszedł na drobne ustęp-stwa, by spłacić ten dług.Karawana miała zatrzymać się tutaj na dwie noce.Nie wszy-scy mogli pozwolić sobie na kolację w tawernie Warkanów, czy in-nej restauracji w mieście, ale do przygotowania posiłku wystar-czył tylko jeden wóz.Pierwszego wieczora miał się tym zająć wózHearstów.Linia czagów zniknęła wśród fal.Jeremy i Harlow sprawnie rozładowali narzędzia i oprawilistrusia i cztery kurczaki, które upolowali myśliwi.Dzięki wspania-łemu zgraniu i długiej praktyce byli w tym najlepsi w całej kara-wanie.Yutze ze wszystkich wozów zbierali drewno na opał i kopa-li paleniska.Coś wyraznie trapiło Glena Hearsta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]